Rozdział II: Trójkąciki i inne wielokąty
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- To nie jest dobrze chronione miejsce, tylko publiczne. - Zdecydował się zabrać głos i rozwiać nieporozumienie, które najwyraźniej zaszło. - A ja potrzebowałem po prostu kogokolwiek, kto byłby mi przyjazny i jednocześnie nieposzukiwany przez straż. Wy też możecie spełnić to zadanie - powiódł wzrokiem po Kojotach. - Ale, jak mówiłem, jestem z Sześciu Mieczy, a tam mamy zasady. Jeśli mamy współpracować, oczekuję wzajemnego szacunku i lojalności. I oddania odznaki. - Wysunął otwartą dłoń w stronę Eldotha, patrząc się na niego krzywo spode łba.
-
Szary Pies
- Posty: 103
- Rejestracja: 2022-09-13
Wreszcie, dopiwszy wino. powstał, omiatając wszystkich obecnych radosnym spojrzeniem. Najdłuższej zatrzymał wzrok na kapłance.
- Czcigodna Yvette, - rzekł, powoli wymawiając imię kobiety, jakby delektując się samym jego brzmieniem. - Jestem absolutnie przekonany o szczytności motywacji i intencji, jakie przyświecają zarówno pani jak i pani chmurnolicemu przyjacielowi - tu krótko błysnął wesoło swym biało-złotym uzębieniem w stronę Varasa - Proszę jednak nie myśleć, że my, choć z konieczności paramy się zajęciami, potępianymi ze świątynnych ambon i pałacowych salonów, jesteśmy wyzuci ze wszelkich szlachetnych pobudek. Wprawdzie, jako rzecze jeden ze słynnych, współczesnych myślicieli z Feomatty, "Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie", jednak głęboko wierzę, że my, Żółte Kojoty, jesteśmy dalece bardziej odporni na owo "spojrzenie otchłani", niż nasi adwersarze, Szare Sieci. Owszem, pragniemy ich całkowitego unicestwienia, lecz nie z czystej wrogości. Wiemy po prostu, ile jeszcze śmierci i cierpienia zwykłym mieszkańcom naszego pięknego miasta przyniesie dalsza działalność tych bezdusznych łajdaków. Owszem, pragniemy dominacji w tej dzielnicy, lecz nie kieruje nami tylko żądza doczesnego zysku. Wiemy po prostu, że natura nie znosi próżni i w obecnych, niespokojnych, smutnych czasach, tam gdzie nie dominuje żadna instytucja, zaraz pojawia się organizacja, która sama ustanawia reguły gry. Czasem, jak my, kieruje się kodeksem honorowym i moralnym, czasem, jak Szare Sieci, zupełnie wyzbyta jest skrupułów. Owszem, pragniemy przejęcia źródła mocy Szarych Sieci, lecz nie z powodu ślepej pogoni za władzą. Wiemy po prostu, jak bardzo mogą być szkodliwe takie tajne bronie, gdy dostaną się w niepowołane ręce.
- Oczywiście jeżeli i państwu zależy na przywróceniu harmonii w tym pięknym, choć srodze zranionym przez najnowszą historię, mieście i na odebraniu Sieciom źródła ich mocy, ja i moje umiłowane jastrzębie, będziemy do państwa dyspozycji. - dodał po chwili, z jeszcze szerszym uśmiechem, zwracając się zarówno do Yvette jak i Varasa. - Oczywiście za pozwoleniem naszego dostojnego kapitana - Skłonił się z szacunkiem Eldothowi.
- Varmadijrze, Varmadijrze, Varmadijrze - zwrócił się z łagodnym uśmiechem do Andurianina, po kolejnej chwili milczenia - Mój ty samotny i sromotny piorunie Południa. Pomóż nam pomóc sobie. Oczywiście, nie widzę problemu w współpracy z twoją, wesołą kompanią. Im nas więcej tym weselej! - rzekł wesoło, jakby nie mówił o operacji zbrojnej, lecz o przysłowiowych imieninach cioci Sybilli - Lecz najpierw, o granitolicy orle, racz nam wyjawić swój sekret. Cóż to za publiczne miejsce, do którego winniśmy się wybrać tak tłumnie? - dodał z krótkim śmiechem, niby pół żartem. - Klasztor Dolmara? Plac Bubeusza? Wieża Płomienia?
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
"Piorun Południa" uniósł gniewnie głowę, słysząc słowo "sromotny". Co sromotny? Wątek ten jednak szybko zagubił się w potoku dalszych słów.
Widząc odznakę na stole, Varas drgnął, wybity z odrętwienia. Sięgnął po nią dłonią.
- Niegłupie - stwierdził w odpowiedzi na argumentację Eldotha, lecz nie zostawił im gwiazdki. Zamiast tego wcisnął ją do ręki Yvette.
- Trzymaj - rzekł, patrząc się jej w oczy. Wykorzystał ten moment, by spróbować odgadnąć, co ona myśli o całej tej sytuacji. Czy im zaufamy? Czy im nie zaufamy? Jaką przyjąć postawę? Jakie warunki postawić?
Jego twarz z kolei błyszczała determinacją i już podjętą decyzją. Kiedy byli w rękach Kojotów na ich własnym terenie, zaufanie wydawało mu się jedyną rozsądną opcją. Nawet jeśli zdobędą księgę dla swoich celów, to i tak szansa, że którejś nocy jakiś zbłąkany cień odrąbie mu głowę, znacznie zmaleje.
Poza tym miał pewien pomysł.
- Zanim tu przybyłaś, mówiłem o Kelissy - podjął powoli, kierując te słowa do kapłanki. "Przybyłaś" zabrzmiało bardzo wolicjonalnie, jakby sama chciała, a nie została przyprowadzona. - Teej, "kurwy z Tak Szat", ona Kelissa jest - wyjaśnił. - Okazało się, że ona im płaci za ochronę. Jeśli to prawda, to jestem pewien, że nasi nowi "przyjaciele" - tu rzucił czujnym okiem na Eldotha - są w stanie wymóc na niej, aby cofnęła sprzedaż swojej ostatniej rzeźby. Albo chociaż dostała ją na chwilę z powrotem, że niby musi jakieś poprawki jeszcze zrobić. To chyba lepsze niż wbijać tam całą bandą i robić rozpiździel na pół miasta.
-
Szary Pies
- Posty: 103
- Rejestracja: 2022-09-13
- Nadobna Yvette, - rzekł swym melodyjnym barytonem - Proszę się nie obawiać. Nie widzę powodu, dla którego krzywda pani bądź pani uroczego przyjaciela miałaby w jakikolwiek sposób zaowocować rozwojem naszego obywatelskiego stowarzyszenia, znanego temu miastu jako Żółte Kojoty. - szerokim gestem wskazał na izbę i zgromadzonych w niej ludzi. - Jest to bowiem jedyna okoliczność, jaka mogłaby mnie zwrócić przeciwko tak pięknej i szlachetnej niewieście oraz przeciwko tak...khym...ujmującemu młodzieńcowi. - przelotnie wyszczerzył się wesoło do Varasa.
Po chwili milczenia podjął znowu, poważniejąc:
- Mogę państwa jak najuroczyściej zapewnić i przysięgnąć przed obliczem Mystysa, Iselii i Lyanny, że nie zawiodę waszego zaufania. Rad będę towarzyszyć wam z ramienia naszej organizacji w poszukiwaniu... - urwał na moment, popatrzył Yvette prosto w oczy, a szeroki uśmiech wrócił na jego oblicze - jej. Spokojnie. Jako ludzie pobożni i spokojni, z ostrożnym szacunkiem traktujący materie magiczne i metafizyczne, zgodnie z pani wskazaniem, nie zamierzamy jej niszczyć. Oddamy kapłankom, co kapłańskie! Może jednak byłaby pani skłonna wyjawić nam jaką ją ma pani na myśli. O ile mi wiadomo, "źródło mocy Szarych Sieci" jest w języku borskim rodzaju nijakiego. - urwał na moment i z emfazą pokręcił głową.
Po chwili przemówił znowu, zwracając się zarówno do Yvette, jak i do Varasa, przybierając smutny, acz wyrozumiały ton rozczarowanego, lecz kochającego ojca:
- Czcigodna Siostro! Dostojny Lwie Andurii! Nie traćmy czasu na jałowe spory i niepotrzebne tajemnice. Zadziałajmy szybko i w zgodzie. Tylko tak możemy powstrzymać Szare Sieci nim urosną w siłę ponad nasze możliwości. Powiedzcie nam gdzie ona jest, czym ona jest i razem zakończmy wreszcie niegodny żywot Szarych Sieci. Tak będzie najlepiej i dla was i dla nas i dla tego udręczonego miasta. - uśmiechnął się zachęcająco.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Misiek, nie było cię tu, więc może wyjaśnię - podjął, a jego słowa brzmiały zadziwiająco obojętnie, jak na jego gorący charakter - że twój szefuńcio przed chwilą mnie kurewsko oszukał i zamiast za miasto władował do celi i kazał rzucać broń i klękać twarzą do ściany z rękoma na głowie.
Najwyraźniej te detale były bardzo bolesne dla dumnej, anduriańskiej duszy Varasa.
- Daruj sobie więc te epitety, bo nie zakleisz nimi tej dziury.
Wyglądał, jakby chciał coś jeszcze w tym temacie dodać, ale w końcu się na to nie zdecydował.
- Tak, czy owak, współpraca najwyraźniej leży w interesie nas wszystkich. Przejdźmy więc, na bogów, do konkretów. Musimy zdobyć tę rzeźbę, a ona jest w Karczmie pod Złamanym Żebrem. Poślijcie kogoś do Kelissy, bo zanim my tu skończymy te chrzanienie, może być już po ptakach. Myślę - tu zwrócił się do Yvette - że jeśli szybko zrobimy akcję, to łatwiej będzie nam odbić rzeźbę w transporcie niż ładować się do karczmy i tłumaczyć karczmarzowi. Można próbować obie opcje, ale ja jestem poszukiwany, a i wy - zwrócił się teraz do członków Kojociego Gangu - pewnie też nie wzbudzicie tam powszechnej radości. Obserwujcie karczmę i gdyby nadciągnęli Szarzy zanim ewakuujemy rzeźbę, zawsze możemy przejść do planu B, czyli otwartego wjazdu. Wtedy walki gangów z pewnością odwrócą uwagę od małego złodziejstwa.
Spojrzał na Eldotha.
- Chyba, że pan kapitan ma na to inny plan - dodał, mając jasną świadomość, do kogo należy ostateczna decyzja, co zrobią Żółte Kojoty.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Widziała w jego oczach ulgę, a może nawet i radość z tego, że ma ją blisko. Chociaż jedna osoba, której słowa może traktować z należytą im wagą. Choć otwarcie by tego nie przyznał, jej wsparcie nie było dla niego obojętne.
Kiedy jednak usłyszał o demonie, nie zdołał pohamować uniesienia brwi. Tego... tego Calisha już nie powiedziała. Zaczął słuchać jej jeszcze uważniej. Opętanie przez sam kontakt z księgą?! Takie rzeczy powinny były zostać powiedziane przed wyruszeniem na tę misję!
A może... A może ona celowo koloryzuje historię, aby odwieść bandziorków od chęci położenia na artefakcie swoich łapsk? Cwana z niej bestia. Rozluźnił się i nawet lekko uśmiechnął.
- No, z demonami nie ma żartów - przytaknął jej, kiwając mądrze głową.
-
Szary Pies
- Posty: 103
- Rejestracja: 2022-09-13
- Yvette, pięknolica przyjaciółko! - odezwał się w końcu, gdy pozostali umilkli. Najwyraźniej wziął przejście na "ty" przez kapłankę za dobrą monetę. Aż za dobrą. - Z najwyższą przyjemnością dowiodę swoich dobrych intencji wobec ciebie i naszego kochanego Varmadijra w ogniu próby. Myślę, że rozbicie żywokoralu, choćby i utwardzonego, nie będzie wielkim problemem - wyszczerzył się do Yvette i Varasa, prostując palce z nadnaturalnie głośnym trzaskiem.
- Za twoim pozwoleniem, cny kapitanie, - skłonił się uprzejmie Eldothowi - Od razu udam się do Karczmy pod Złamanym Żebrem. Jestem pewien, że czcigodna Thyrlaug, z właściwym sobie profesjonalizmem, który, nawiasem mówiąc, ustępuje jedynie jej przecudnej urodzie, poradzi sobie sama z opieką nad naszą ulubioną task'shamtcką artystką. Oczywiście z najwyższą radością powitam towarzystwo naszych nowych przyjaciół. - uśmiechnął się ujmująco do Yvette i Varasa - Na cóż wszakże byłby wieloletni trening, gdyby nie można było dzięki niemu spróbować zaimponować pięknej niewieście i doświadczonemu wojownikowi z dalekich stron.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Zobaczymy - mruknął tylko. Kłótnie o status samca alfa? Tu się nie ma co kłócić, przecież wszystko jest jasne.
Zerknął na "naszego drogiego Vasco". Taki złotousty poecina, ale siłą to się umie pochwalić. Będzie starał się zaimponować? No to wysoko sobie chłop poprzeczkę postawił. Zupełnie wbrew słowom Yvette i Eldotha, najemnik nie mógł się doczekać jakiejś konfrontacji.
Ale to nie Vasco był teraz największym wrzodem na Varasowej dupie. Nie zostało jeszcze bowiem ustalone, kto będzie przewodził akcji. A jeśli Eldoth zamierza wydawać mu rozkazy... to mogą zaistnieć pewnego rodzaju niewielkie trudności.
Chociaż musiał przyznać, że to, że dali Yvette bandaże, podziałało bardzo dobrze na ocieplenie wizerunku w jego oczach. Czyny, nie słowa. Odprowadził kapłankę wzrokiem, po czym znów spojrzał na "kapitana".
- Czy śledzicie ruchy Szarych? - zapytał, korzystając z wolnej chwili. - Co o nich wiemy?
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Tym bardziej nie podobało mu się, że byli im tak pomocni, a zostali, przynajmniej on, tak brutalnie potraktowani. No ale co zrobić, w końcu to nie są certyfikowani wojownicy, tylko banda obszczymurów...
- Dostali po dupie, to siedzą cicho - uśmiechnął się teraz również na twarzy. Przyglądał się Eldothowi uważnie, nie przegapiając tych szczegółów w jego zachowaniu.
- Księgi nie mają - dodał, poważniejąc. To był ewidentnie główny powód wyciszenia się Szarych. - I, zgodnie z wiedzą Świątyni - tu kiwnął brodą w kierunku Yvette - mają teraz robić jakieś rytuały, które pozwolą im ją namierzyć. Więc każda chwila jest cenna.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Odepchnął się barkiem od ściany, o którą się podpierał, dopiero kiedy usłyszał prośbę o pomoc. Ruszył nieśpiesznym krokiem do celi, rzucając zgromadzonym tylko przelotne spojrzenie.
- Panowie wybaczą.
I choć nie podobało mu się wracać tam, gdzie przed chwilą był zamknięty, wiedział, że i tak nic to nie zmieni. Wszedł więc i stanął w progu. Spojrzał na kapłankę i uśmiechnął się z przekąsem.
- To się zdecyduj, czy ochraniać drzwi, czy wchodzić, bo jak nas tu razem zamkną, to prędko nie wypuszczą - mruknął i sama nie wiedziała, czy miało to zabrzmieć bardziej jak groźba, czy obietnica.
Przekroczył jednak próg i chwycił szmatkę.
- Hrm.. mocne - skomentował, czując ostry zapach alkoholu.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- W sumie to całkiem miłe, być przez kogoś chronionym - stwierdził po niejakim zastanowieniu. Zawsze to on ochraniał innych ludzi. Nie znał, jak to jest, być po drugiej stronie. Nawet, jeśli teraz to zapewnienie było powiedziane z przymrużeniem oka, Yvette już nie raz dowiodła, że nie były to czcze słowa.
A on to szanował.
- W sumie to nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać - zaczął cicho, nie chcąc, by Kojoty ich podsłuchiwały. Poczuła, że poza szmatką, jej skórę dotyka również kilka jego palców, głaszcząc ją delikatnie w czasie przemywania.
- A zabierz ode mnie to gówno - odsunął butelkę, krzywiąc się z odrazą. Nie, nie nie. Po tamtej pamiętnej nocy alkowstręt będzie go chyba jeszcze długo trzymał. A może całkiem rzuci picie? Nie wiedział, nie to jednak zaprzątało teraz jego głowę.
Kiedy odsuwał butelkę w jej stronę, zauważyła, że na jego przedramieniu również wykwita potężny siniak. Pogrzebacz Kelissy. To musiał być mocny cios. Kto wie, czy chudemu człowiekowi nie połamałby kości...
- To miasto jest popierdolone - stwierdził najemnik w odpowiedzi na jej słowa. - Dzięki za ostrzeżenie. Marzę, żeby się z tego bagna wydostać i... nie wiem, chyba wrócę na południe - westchnął. Zdecydowanie nie podobało mu się bycie zaszczutym chłopcem do bicia. Z drugiej strony był też ciekawy, jak Yvette zareaguje na takie wyznanie.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Na masażystę? - zdziwił się, lecz zaraz przyłożył dłonie do jej barków i karku i zaczął masować. Na próbę. Jego ruchy były pewne i silne. Przestał, gdy dała mu do ręki pojemniczek z maścią. Kiedy pracował z ranami, znów starał się być delikatny i ostrożny.
- Czy Calisha nie mogłaby mnie uniewinnić? - zapytał nagle wprost.
Yvette zauważyła, że, skończywszy z plecami, nakładał maść również na bokach na te rany, do których ona sama by bez problemu dosięgnęła.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
To jednak były problemy na potem. Teraz musieli odzyskać tę księgę.
Oderwał wzrok od jej hipnotyzujących blizn, by spotkać się ze spojrzeniem. Wytrzymał je spokojnie.
- Gdzieś jeszcze cię wysmarować? - zapytał, powoli odwzajemniając uśmiech.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Uśmiechnął się na wpół szelmowsko, a na wpół złośliwie, widząc ten błysk w oku.
- No jacha, jeśli nie prawo, to my sami wymierzymy sprawiedliwość - zgodził się z kapłanką, przyglądając się jej, jakby próbował odgadnąć, skąd w niej takie poświęcenie sprawie. Czy to tylko posłuszeństwo Calishy? A może coś więcej?
Wstał i odsunął się od niej, zasłaniając swoimi plecami wizjer.
- Coś jeszcze potrzebujesz? - zapytał, stojąc w progu jak ochroniarz.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Idę, bo załącza ci się jakaś Pramatka - rzucił z przekąsem.
Przed opuszczeniem pomieszczenia powstrzymały go jednak jej ostatnie słowa. Powoli się odwrócił i spojrzał na nią.
- Od płakania są stare baby. Co zrobisz, trzeba żyć dalej - wzruszył ramionami.
Nie było to do końca prawdą, że blizny go nie obchodziły. Ale uznał, że to nie jest moment, żeby zaprzeczać.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość