Rozdział II: Trójkąciki i inne wielokąty

Chłop i najmita. Dwóch osiłków, których połączył tajemniczy almanach. Oraz fakt, że są ścigani.
ODPOWIEDZ
Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Kuśtykała za strażą, a gdy tylko czuła rękę wędrującą po jej ciele odsuwała się od jej właściciela jak tylko mogła. Do tego nieprzyjemne uczucie gorąca na jej poliku wręcz krzyczało, na jak wielkich skurczybyków trafiła.
Słysząc słowa najstarszego z mundurowych spojrzała na niego bez cienia wiary w to co mówi.
- Bezpieczniej? On mnie ani razu nie uderzył ani nie obłapywał! - To drugie akurat nie było prawdą, ale o tym nie musieli wiedzieć. Warto też wspomnieć, że głos pięknie się jej łamał, a po policzkach pociekła jedna wymuszona łza. - Może nie zdążył... Ale wy nie macie z tym żadnego problemu.
Spojrzała na tych młodszych. Musiała przyznać, że branie jej za kurwę w dłuższej mierze wkurwiało.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
- Nie uderzył? - zapytał najstarszy. - To dość kiepski napad?
- A jeśli cię nie obłapywał, to tylko dowodzi, że pracujecie razem. - Najwyraźniej w umyśle młodszego nie mieściło się, by jakiś facet nie chciał obłapiać Yvette. Nagle ją zatrzymał. - A w ogóle to z czego chciał cię okraść? - zapytał. - Masz jakąś kasę?
- No, to już przes... - zaczął starszy.
- Zamknij się - odwarknął młodszy. - Kupisz coś siostrzenicy. No, mała? Gdzie masz pieniądze? Czy wolisz, bym cię obszukał?
***
- No, jesteś! - westchnął brodacz i poprowadził Varasa schodami na górę.
Ukłonił się lekko przed staruszką, która stała w drzwiach jednego z mieszkań i patrzyła na nich pustym wzrokiem, po czym wyprowadził najemnika tylnym wejściem na zarośnięte podwórze. Następnie pobiegł do drzwi budynku leżącego naprzeciwko i zapukał dwa razy, potem trzy razy, potem raz. Drzwi otworzyła mu wysoka, ładna blondynka.
- Szybko, wchodźcie! - zawołała, robiąc miejsce brodaczowi, który zniknął w środku.
Veni, rescripsi, discessi

Bubeusz
Posty: 1444
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- A dźń dobry pani - Varas również się grzecznie ukłonił, przemykając zaraz za swoim przewodnikiem. Przedzierając się przez krzaczory na podwórzu, zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił i czy tamten go nie wykiwa.. albo co gorsza, nie przerobi na organy. W końcu i takie "zniknięcia" miały miejsce. Mimo to nie miał zbyt dużego wyboru, więc szedł dalej za dziadem.

Kiedy kolejna osoba wpuściła ich do domu, nie mógł wyjść z podziwu. Ten gość zorganizował tutaj naprawdę niezłą przeprawę. Wchodząc do środka, nie mógł nie zwrócić uwagi na atrybuty gospodyni.
- Witam panią... - skłonił się. - Często tu tak.. macie? Gości? - zapytał, lekko zmieszany swoją nieoczekiwaną sytuacją.

Awatar użytkownika
Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Heinreich
Już dzisiaj będzie akcja. Za niedługo się zacznie. Musiał wytrzymać, nie mógł się schlać. Ale te nerwy... te cholerne nerwy! Do domu nie wróci, bo zacznie się darcie ryja i pretensje. Do wieży nie wróci, bo całą ekipę przyszykował specjalnie tak by kapitan się nie skapnął. Prawilne mordy, zhartowane gotowe by zabijać w razie potrzeby. Może jedynie gadali za dużo, ale coś za coś.
Nosz kurw.... nie wytrzyma. Musi gdzieś pójść. Gdziekolwiek. Bo inaczej trafi go jasny szlag.

Z zapaloną lampą zaczął zataczać się po ulicach Nimnaros szukając zaczepki wśród przechodni. Łykał na nich groźnym wzrokiem, szukał zaczepki i pastwił się jak bardzo wszyscy chcą uniknąć kontaktu z nim. Nie było o tej porze zbyt wiele osób do męczenia, więc nie czuł z tego zbyt dużej satysfakcji. Poza tym nie czuł się najlepiej przynosząc kłopoty ciężko pracującym Nimnaryjczykom o tej nieludzkiej porze. To było nie w porządku... Na szczęście po drodze spotkał jakiś bezdomnych żebraków to pogonił ich z ulic grożąc Streitem. Tak miało być.

Ostatecznie jednak nie czuł się ani trochę uspokojony. Co więcej, zaczął się wkurzać o to, że zaczyna się wkurzać, a to zaczynało być dość porąbanym kółkiem złości, który na tą chwilę w żaden sposób mu nie pasował.
- Muszę se znaleźć jakieś zajęcie, bo zaraz się schleje jak bogów kocham...
Kręcił się po tych ulicach przez dobre ćwierć godziny(Calivańskiej), aż w końcu do jego znacznie zbyt trzeźwych oczu dotarła ciekawa scenka. Starszy Szeregowy Marecki, który jak tytuł wskazywał był dość stary sam w sobie, w podobnym wieku co Heinreich. Facet miał też rodzinkę która potrzebowała co do gara włożyć, a ponieważ jeszcze trochę sił miał i machać mieczem umiał nadal dość dobrze, to robił dla straży. Porządna chłopina, mimo badziewnego stanowiska. Drugi strażnik to był Szeregowy Zhulio, dość nowy nabytek. Silny, gburowaty i zbyt pewny siebie. Jebany szczyl życia jeszcze dobrze nie poznał, a już myśli, że skoro strażnik to może co chce robić. Może i miał trochę krzepy, ale nigdy go do swojej "Akcji" nie przyłączył. Jeszcze mleko ma pod nosem smarkacz zasrany.

Jednak ich widok nie był aż tak niezwykły. To kogo ze sobą nieśli skutego było ciekawsze. Młoda, piękna dziewczyna. Nosz kurde gdyby był młodszy to by aż zachłysnął się powietrzem, ale ponieważ był jaki był to jedynie przyjrzał się jej od stóp do głów. Włosy miała ładne, ale jakaś taka pokiereszowana była. Hmm... ciekawe.

Wyszedł naprzeciwko im gwałtownie, oświetlając całą trójkę światłem lampy. Drugą ręką poprawił sobie wąsa z zadziorną miną, a potem oparł ją na swoim obszernym pasie zza którym grzecznie leżał sobie Streit.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy. No co się gapicie Kocury?! Raportować przed oficerem, bo skopię ryje!

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
- Wyście go widzieli, Panowie Strażnicy?! - Uniosła niego głos, lecz zaraz się rozkaszlała. Naprawdę mocno oberwała. Miała tylko nadzieję, że nie złamali jej żadnego żebra. Dobrze, że przed wyjściem ze świątyni obwiązała tors ciasno bandażami. - Bić nie musiał by zastraszyć...
Zaraz jednak spojrzała, tym razem niemal szczerze zaniepokojona, na młodszego mundurowego. Czy on naprawdę planował ją tak bezceremonialnie zmolestować na ulicy?
- Nie mam pieniędzy! - To akurat była prawda, bo nimnara już oddała tamtej kobiecie. Problem stanowiły jednak sztylety, które posiadała. A z tego się tak łatwo nie wyłga. - Illana mi świadkiem, że nie chcę Wam przeszkadzać w obowiązkach.
Wtem została oślepiona przez jakieś światło. Co prawda chodząc po Labiryncie, gdzie burość wszystkiego dookoła przechodziła niemal w czerń od brudu, można było odnieść wrażenie, że jest ciemniej. Ale żeby od razu lampy używać? Odrzuciła głowę do boku przymykając oczy, a i tak widziała mroczki.
I wtem zrobiło jej się słabo. Jak to cholera OFICER?! Potknęła się z wrażenia i tylko silne ręce powstrzymały ją przed osunięciem się na ziemię. Jeśli tak wysokie rangą gnojki zainteresują się sprawą wszyscy mogą mieć problemy. Przed nim zapewne nawet Allyna musiałaby chronić.
Zaraz też poczuła jak trzymający ją strażnicy wyraźnie się napięli stając na baczność. Zasalutowali nawet, nieco pokracznie, bo w końcu mieli mały balast. Marecki skinął zaś głową Heinreichowi, po czym spojrzał na pojmaną kapłankę.
- Złapaliśmy ją, sir, gdy rozmawiała z poszukiwanym najemnikiem, tym Varmadijrem ef Kajjen. Podejrzany za rabunek, wandalizm, morderstwo i parę innych. Przeszkodziła w próbie aresztowania, przez co tamten zdążył zbiec. Bierzemy ją na posterunek na przesłuchanie. Niby mówi, że chciał ją obrabować, ale sądzę, że kręci.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
By nie robić zamieszania, dopóki się znów nie spotkacie (o ile będzie miało to miejsce), wątek Varasa przenosi się tutaj. Dahl, Hein, będę miał oko na Waszą rozmowę, ale póki co, możecie sobie rozmawiać.
Veni, rescripsi, discessi

Awatar użytkownika
Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Heinreich
Poszukiwany najemnik z Ef w środku imienia. No jak byk jakiś ciapaty Anduriańczyk, co oznacza, że z całą pewnością był odpowiedzialny za te przestępstwa, bo Ci zasrani imigranci przybywają do Nimnaros tylko po to by siać ferment i problemy. Jeśli kiedyś uda się tego gnojka złapać osobiście zadba o jego "komfort" w areszcie. Ach na samą myśl micha mu się uśmiechała. Andurianie byli dość wytrzymali w czasie prywatnego dochodzenia, ale jak już pękali... coś pięknego mówię wam.

Hein zakaszlał głośno spluwając zebraną flegmę z płuc na ulicę. Następnie zgasił latarnie i zawiesił ją sobie przy pasie, zbliżając się do tej trójki. Jego szare oczy wwiercały się w strażników, oceniając sytuacje na tyle ile jego wkurwiony umysł mógł przyswoić. Chcieli dorwać podejrzanego, a zamiast tego zgarnęli ze sobą tą babeczkę bo im przeszkodziła? Niby w jaki sposób? Cycki im pokazała i rozproszyło to ich wystarczająco?

Olał na chwilkę strażników i skupił się na podejrzanej, trzymając swoją starą mordę tuż przed nią. Chciał zobaczyć jak ta się na niego patrzy, co chowa w tych swoich oczkach. Jasna cholera ładną dorwali sztukę. Skórę i twarz miała jak lalka jakaś, aż dziwnym było, że ktoś taki parał się w przestępstwie jednak wiedział, że pozory mylą. Poza tym... czy on jej gdzieś nie widział kiedyś? W jego umyśle trzasnął grom niczym od pioruna.
Zmrużył oczy i złapał ją za podbródek oglądając jej policzki. Dobrze znał te ślady po uderzeniu. Puścił jej twarz gwałtownie i z powrotem spojrzał na Mareckiego, wymieniając z nim spojrzenia. Starszy Szeregowy ewidentnie nie chciał nic po sobie poznać ani powiedzieć, jednak nagminne spojrzenie Porucznika ostatecznie go złamało i nieznacznie kiwnął głową. Obaj byli starymi prykami co już dużo w życiu widzieli. Proste gesty mogły jasno powiedzieć co, gdzie, jak i dlaczego.

Heinreich widząc gest od swojego Szeregowca kiwnął głową, a na jego ustach pojawił się niezwykle podły uśmiech, który mogła zobaczyć tylko Yvette, bo nadal stał bardzo blisko. Porucznik poprawił na sobie kolczugę u dołu i spojrzał się na Zhulio.
- Biłeś ją tak?
Słowa te zabrzmiały z kompletną apatią w głosie i zanim Zhulio miał okazję odpowiedzieć coś lub wybronić się, Hein wyjechał mu z całej siły z główki. Coś na twarzy Szeregowego ewidetnie chrząknęło i zaczął zataczać się do tyłu, jednak Porucznik chwycił go za łachy nie pozwalając mu się przewrócić.
- Posłuchaj Psi Synu. W domu możesz se bić dziołchy ile chcesz, ale jeśli dziewucha jakaś jest podejrzaną to do czasu dotarcia do koszar lub strażnicy, NIC MA SIĘ IM NIE DZIAĆ! Chcesz bardziej rozpieprzyć reputację naszą, hę?! Chcesz by na ulicy mówili, że linczujemy kobiety? Tak jakbyśmy nie mieli za dużo problemów?! Jeszcze raz się dowiem, że maltretujesz więźniów gdy nie ma mnie obok, to Ci tak nakopię do dupy gówniarzu, że będziesz skomlał jak Suka w Labiryncie. ZROZUMIANO!? - Wycedził mu prosto w twarz nadal trzymając go za mundur po czym odepchnął go na tyle mocno by się zatoczył, ale nie wypierdolił. To nie miał być cyrk tylko lekcja. Poprawił sobie wąsa bo od rąbnięcia się zagiął.

- Starszy Szeregowy Marecki, proszę zabrać swojego kolegę i zabierać się do koszar. Oskarżoną przejmuje ja, zajmę się też osobiście spisaniem raportu. ODMASZEROWAĆ! - Charknął na dwójkę swoich "podopiecznych".

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Reakcja strażników sprawiła, że w sercu kapłanki pojawił się szczery strach. Słyszała trochę o wyższych stopniem nimnarejskich organach ścigania i naprawdę nie chciała spotkać ich osobiście. Z tego co opowiadał czasami Allyn jeden był gorszy od drugiego. Ba! Często stanowili o wiele większy okaz zepsucia moralnego, niż młodzi szeregowi. Zdolni do wszelkiego okrucieństwa. Skoro ci, którzy ją pojmali mimowolnie bali się tego podstarzałego mężczyzny przed nią, ona tym bardziej powinna się bać.
Gdy spojrzał jej w oczy faktycznie zobaczył strach. Dalej były mokre od łez, które też zostawiły odznaczające się linie na twarzy kobiety. Zaczerwieniony policzek kontrastował z resztą porcelanowej skóry. Włosy miała potargane, ubranie ubrudzone i porwane w kilku miejscach. Przez te większe dziury, jak chociażby jedna nad kolanem pokazująca fragment uda kobiety, prześwitywały liczne blizny, którymi była naznaczona.
I wtedy w jej oczach pojawiło się zrozumienie, z kim ma do czynienia. To i jeszcze większy lęk, bo Heinreicha kojarzyła jeszcze z czasów, gdy jako nastolatka zmuszona była kraść na ulicach miasta. Ileż to razy uciekała przed jego oddziałem ze skradzionym bochenkiem chleba, by nie dać się zamknąć w areszcie? Zdarzyło się, że widziała jak on sam pastwił się nad ludźmi, którzy mu się nie spodobali.
Kiedy chwycił jej podbródek zadrżała. Od kiedy pozwalała, żeby jej emocje były aż tak widoczne? Chyba przez powrót wspomnienia, gdy została skatowana, odkoała jakąś głęboko zakopaną w niej traumę. A przecież potrafiła być wkurzającym babsztylem z językiem tak niepasującym do funkcji, jaką pełniła! Nie walczyła z mężczyzną. Wtedy byłoby tylko gorzej. Na szczęście długo jej nie trzymał.
Czy pomoc Varasowi była tego warta? Dostrzegłszy uśmieszek Heinreicha nie miała tej pewności.
Wielce ją zaskoczył, gdy zamiast dołączyć do znęcania się nad nią ten... zaczął ustawiać swoich podwładnych. Gdy Zhulio puścił jej ramię zmuszona była nieco mocniej oprzeć się na drugim mężczyźnie, bo poturbowane ciało dawało o sobie znać. W końcu spadł na nią rosły chłop, a drugi porządnie skopał. Co z tego, że sama się o to prosiła rzucając im się pod nogi?
Sam Zhulio też bynajmniej nie spodziewał się takiej reprymendy. Po oberwaniu z główki aż mu zadźwięczało w uszach, przed oczami pojawiły się mroczki, a ze złamanego nosa pociekła stróżka krwi. Zapominając na chwilę o hierarchii zaklął siarczyście pod nosem coś o zgrzybiałych staruchach. Ale może tylko się tak wydawało? Chyba nie, bo uświadomił sobie swój błąd i spojrzał z przestrachem na porucznika.
Tym razem Marecki już miał dość oglądania niepotrzebnej przemocy, bo zostawił w spokoju Yvette (dalej spiętą kajdankami swoją drogą). Zamiast kobiety chwycił za ramię swego towarzysza, po czym stanął na baczność stukając o siebie cholewami ciężkiego obuwia, jakie nosili w straży.
- Tak jest!
Krótko, zwięźle i na temat. Tutaj nie było co dyskutować. Szczególnie, kiedy sir Heinreich postanowił dać komuś reprymendę. Biedny Zhulio zdawał się mieć świadomość, że to dopiero preludium do prawdziwej "rozmowy" z porucznikiem, kiedy przyłapie go w koszarach.
Kapłanka patrzyła jak pozostali mężczyźni odchodzą, a gdy została sam na sam z wąsaczem przestąpiła niepewnie z nogi na nogę. Jak tu teraz z tego wybrnąć? Jak nie zdradzić misji otrzymanej od Calishy? Co zrobić, żeby nie przyznać się do współpracy z tym, którego określają jako groźnego mordercę i przestępcę? Jego nie będzie interesowało, czy Varas naprawdę był winny. To doskonale pamiętała z przeszłości.
- Ja... naprawdę nic nie zrobiłam. Proszę mi uwierzyć! Tamci nie chcieli słuchać... mówili coś o moich pieniądzach, ale nie posiadam żadnych!
W sumie dobrze, że tamtego nimnara oddała. Jakby znaleźli u niej aż taką kwotę mogłoby się to skończyć jeszcze gorzej.

Awatar użytkownika
Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Heinreich
No i pieprznęli jak im kazał. No i dobrze, respekt musi być. Jak tylko poszli to splunął na ulicę wypluwając resztkę krwi, bo waląc główką trochę przebił sobie wargi od środka. Trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz. Trochę popiecze jak będzie pił i jakoś przeżyje. Najważniejsze, że udzielił odpowiedniej reprymendy temu młokosowi. Szczeniaki muszą znać swoje miejsce na ulicy, czy to w mundurze, czy też bez.

Został sam na sam z piękną aresztowaną, no może nie jakoś mega zadbaną bo była dość mocno potargana i ubrania jej się nieco rozerwały odsłaniając notorycznie dziwne blizny na udach... może się tnie baba na uspokojenie, niektórzy tak robią. Wtedy jednak ta zaczęła się mu tłumaczyć, na co Hein westchnął głośno łapiąc się za zatoki jakby dostał nagłej migreny.
- Weź się nie pierdol. - Chrząknął do niej dostając w tym samym momencie lekkiego ataku kaszlu. Cholerny kaszel, niech spierdala nie miał czasu być chory czy inny czort. Złapał mocno za łańcuchy kajdan i zaczął ją ciągnąć za sobą. Daleko nie zabierał ją ze sobą, bo tylko zszedł z nią w inną boczną alejkę, gdzie prócz starych pustych skrzynek nic i nikogo nie było. Tam też szarpnął ją by usiadła na jednej z nich, a samemu postawił dupsko naprzeciwko niej przysuwając jakiś inny w miarę wytrzymały szmelc. Stęknął głośno gdy siadał, a kolczuga zabrzęczała o inne metalowe rzeczy co miał na sobie.

Podrapał się trochę po brodzie, jakby myślał o czymś intensywnie po czym jego spojrzenie skierowało się na oczy dziewczyny. Jego szare oczy wyglądały jak martwe, pozbawione wszelkiej empatii, a mimo to coś tam migało, coś nietypowo ludzkiego dla niego. Pytanie tylko co to było...

- Słuchaj bajerę to możesz sprzedawać im, ale nie mi. Nawet mi nie zaczynaj, bo mnie łeb od takiego jazgotu napierdala. Dobra to mów mi jakie masz stanowisko, bo muszę wiedzieć jak bardzo to pokryć. - Powiedział zachrypniętym głosem, z lekko nostalgiczną nutą, wyjmując z kieszeni owalne pudełko na zapałki z lekko znoszoną draską w środku. Na pudełku wyryte było imię: Ester.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Widząc wyraźne niezadowolenie strażnika z jej słów już nic więcej nie powiedziała. Na razie chyba nie było sensu, prawda? Obserwowała go za to uważnie. Bardzo uważnie. Jej zboczenie uzdrowicielki też się odezwało, bo od razu skupiła się na jego geście ku górnej części nosa. I ten kaszel też jej sporo powiedział o sposobie życia, jaki najprawdopodobniej prowadzi mężczyzna. Ciekawe, że tak bardzo staczający się ludzie dalej robili swoje w straży.
Powoli zaczynała opanowywać szaleńcze bicie serca. Czego ona się w sumie bała? Gorszych rzeczy niż te z przeszłości raczej nie doświadczy, a śmierci przestała się lękać już dawno temu. Na zewnątrz dalej pozostawała tą zagubioną i przestraszoną dziewczyną, lecz wyraz jej oczy delikatnie się zmienił. Był bardziej świadomy tego, co dzieje się dookoła i jakie konsekwencje może to ze sobą nieść.
Gdy zaciągnął ją w boczną uliczkę zmarszczyła brwi. Czego on do cholery jasnej chciał? W pierwszej chwili pomyślała, że sam planował poużywać sobie na niej, tak jak wcześniej młodociany strażnik. Tylko czy Heinreich nie był za stary, żeby interesowały go jeszcze takie rzeczy? Nie oponowała, gdy posadził ją na skrzyni. Naprawdę spodziewała się, że zacznie się do niej dobierać, bić, wyzywać czy przeszukiwać. A zamiast tego... ten usiadł naprzeciwko? Nie była głupia. Pewnie stosował jakieś techniki do przesłuchań. Chciał, by myślała, że on już o wszystkim wie i tylko mu uszczegółowiła posiadane informacje? Jeszcze czego.
- Stanowisko? Obawiam się, że nie rozumiem, Panie...?
Z drugiej strony co jeśli on naprawdę wie, kim jest i czym zajmuje się jako Córka Słońca i bezpośrednia podopieczna Calishy? Jednak Biała Opiekunka nigdy nie wspomniała jej ani słowem, że mają sprzymierzeńca na tak wysokim stanowisku. Allyn tym bardziej.

Awatar użytkownika
Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Heinreich
No na jakiś tam bogów, nie miał czasu i chęci do snucia jakiegoś przesłuchania. Choć to nie do końca prawda, miał jeszcze całkiem dużo czasu przed rozpoczęciem akcji i specjalnie wyszedł na ulicy by zabić trochę czasu. Ale tu nie chodziło o to, że nie miał czasu. Chciał wiedzieć jak wielkie problemy Straż mogła sobie "niechcący" wyrobić tym aresztem. To było teraz cholernie ważne.
Westchnął głośno pokazując, że boli go znowu głowa, dając do zrozumienia, że drażni go to łgarstwo.
Dobra chuj z tym opowie historyjkę. Choć sam nie wierzy, że do tego chce wrócić i to jeszcze na TRZEŹWO. No nie, nie ma mowy. Porucznik wyjął z kieszeni małą piersiówkę i wziął łyka, wypuszczając z siebie donośne "Ahhhhh" jakby od tygodnia nic ciekłego do ust nie przyłożył. Walić to, że to bardzo nieodpowiednie było. Teraz może mówić.
- Dostałem to pudełeczko od mojej żony na rocznicę ślubu. To jedna z niewielu ocalałych w pożarze rzeczy, które udało mi się odzyskać. Rzadko kiedy palę, ale nigdy nie rozstawiam się z nim. Przypomina mi o wszystkim co kiedyś mi prawiła i poczuła. Przypomina też wszystkie mądrości i głupoty jakie gadała, głównie to pierwsze. Jedną z rzeczy które zwała mówić, to by szanować te które służą Illianie, bo one są bandażem na zaropiałą społeczność Nimnaros. By nie spadł im włos z głowy, bo są święte czy inne duperele. Czy święte są, to nie wiem. Ale wiem, że pomagają ogarniać cały ten kurwidołek i przez pracę ze Strażą to miejsce JAKOŚ się jeszcze nadaje do życia. Dlatego zapytam się jeszcze raz i NALEGAM byś mi odpowiedziała: Jakie stanowisko pełnisz w świątyni?

Mówił do niej surowym tonem, jednak gdy opowiadał o swojej żonie dało się jawnie usłyszeć ból w jego głosie, a palce jego zaciskały się mocno na metalowym pudełeczku od zapałek. Jego spojrzenie jednak pozostawało takie same, wbite w nią jak nóż.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Za każdym razem jak mężczyzna się poruszał czy sięgał po coś spod ubrania lekko się napisała. Nie wiedziała, czego może się spodziewać po starym poruczniku. Zachowywał się inaczej niż zapamiętała. Tamten Heinreich był skończonym skurczybykiem, który uwielbiał znęcać się nad wszystkimi. Nie ważne, czy to kobieta czy mężczyzna. Dlaczego więc teraz był taki opanowany?
Wysłuchując jego historii nie przerwała mu ani razu. Czyli wiedział już, że służyła Iselii. Skoro pytał o jej stopień w zakonie nie zdawał sobie jednak sprawy z tego kim była. Szczęście w nieszczęściu, czy może jednak wręcz przeciwnie? Poprawiła się lekko, jednak zaraz syknęła przez zaciśnięte zęby. Jeśli nie złamała żadnego żebra, to na pewno miała je przynajmniej pęknięte. Spięte za plecami ręce też jej nie sprawiały komfortu.
- Twoja żona była kobietą o wielkim sercu, z tego co mówisz. - Skinęła głową, po czym spojrzała na pudełeczko. To chyba nie były czyste kłamstwa... prawda? Wróciła spojrzeniem na mężczyznę, po czym uznała, że nie ma sensu kłamać. - Jestem Córą Słońca, sir. Po tym jak oddałam swoje życie Iselii przyjęłam imię Yvette. Pełnię rolę uzdrowicielki w świątyni.
To była wiedza ogólnie dostępna, więc raczej nie narobi tym problemów. Co najwyżej ona sama mogłaby po nich mieć. Obserwowała reakcje mężczyzny, napięcie jego mięśni i głębokość oddechów, jakie brał. Szybkie spojrzenie na ustawienie stóp. Starała się dostrzec moment, kiedy ten chciałby się jednak na nią rzucić. Nie ufała mu w ogóle i to było widać. Z resztą... po jakże miłym potraktowaniu ją przez innych strażników nie było co się dziwić.

Awatar użytkownika
Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Heinreich
Hein zmrużył oczy i sięgnął za pazuchę, po czym splunął na... własnego buta. Następnie wyjął chusteczkę i zaczął bardzo sprawnie czyścić swoje obuwie, aż jego skórzane trzewiczki świetnej jakości jeleniej skóry z powrotem nie stały się czyste. Jak tylko skończył czyścić buty wstał i szarpnął za łańcuch tak by dziewczyna mimowolnie musiała wstać odwrócona do niego tyłem. Może i wyglądał na schorowanego dziadygę, jednak to z jaką łatwością ją wręcz podniósł do góry pokazywało, że jednak trochę wigoru w nim zostało.
Chwilę coś mieszał za jej plecami, aż kapłanka nagle nie poczuła jak jej dłonie zostają uwolnione z kajdan.

Gdy kapłanka obróciła się do porucznika mogła zobaczyć, że ten z powrotem siada na skrzyni, a w jego oczach płonęła wściekłość i niebywały ból. W dłoniach trzymał kajdany, którymi była skrępowana i które przymocował sobie po chwili do pasa obok własnego zestawu.
- Moja żona była dla mnie wszystkim. Wiedziałem, że cię kojarzę opatrywałaś kiedyś mordę mojemu Kapralowi. Przekaż swojej przełożonej pozdrowienia odemnie i zapomnij o sprawie z Zhulio, ja już go wezmę w obroty. Jesteś wolna. - Wycedził przez zęby wściekle, zupełnie jakby silił się na jakąkolwiek uprzejmość.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Z pewną dozą niepokoju obserwowała, jak porucznik czyści swoje buty. Siłą powstrzymała się, żeby nie unieść do góry jednej brwi. Starała się, żeby jej twarz miała raczej neutralny wyraz, chociaż w głębi uważała jego zachowanie za rodzaj dziwactwa. No ale młody już nie był. Czyżby demencja już się pojawiała? Od ilości pitego alkoholu oraz używek mózg mężczyzny mógł nie pracować jak kiedyś.
A jednak jak ją podniósł bez pozostawienia chociażby możliwości szansy na stawienie oporu musiała przyznać, że krzepy miał jeszcze całkiem sporo. Serce zabiło jej mocniej, gdy ten zjawił się za plecami kobiety. Napięła się oczekując nieoczekiwanego. Jednak, że ten ją uwolni naprawdę się nie spodziewała. Spojrzała ze zdziwieniem na mężczyznę, gdy ten usiadł z powrotem na skrzyni. I to zdumienie wręcz malowało się jej na twarzy. Nie zamierzała narzekać na taki rozwój sytuacji, co to to nie! Nie była głupia! Doceniała wstawiennictwo Iselii, jednak bogini swoją łaskę zaprezentowała kapłance w sposób, który potrafił zaskoczyć.
- Dziękuję... - Czy na pewno mogła odejść? A może to jakiś sposób, żeby teraz śledząc ją straż mogła dotrzeć do Varasa? Rozmasowując sobie nadgarstki niepewnie postąpiła krok do przodu, ale w końcu zatrzymała się. - Jeśli będzie Pan potrzebował kiedyś pomocy medycznej dla siebie lub swoich bliskich proszę o mnie spytać.
Chociaż była kapłanką zdawała sobie sprawę, że na tym świecie praktycznie nie było już bezinteresowności. Swoje przeżyła. Ba! Przeżyła o wiele za dużo, niż powinna doświadczyć w tak młodym wieku.
Wyminęła strażnika i już miała wyjść z bocznej uliczki, kiedy jeszcze na moment obejrzała się za siebie.
- A co z tym poszukiwanym? Tamci strażnicy oskarżyli mnie o współpracę z nim.
Dobrze byłoby się nieco dowiedzieć co straż planowała zrobić z Varasem. Czy mieli jakieś tropy albo plany co do niego? Czekając na odpowiedź starała się doprowadzić do względnego porządku poprawiając ubranie i włosy. Na rozerwaną nogawkę u spodni nie mogła wiele poradzić, ale chociaż strzepała uliczny kurz. Naciągnęła też kaptur na głowę chcąc schować ślady po spoliczkowaniu. Jak nic zostanie jej siniak na pół twarzy...

Szary Pies
Posty: 103
Rejestracja: 2022-09-13
Gdyby kapłanka i porucznik nie byli zaabsorbowani rozmową ze sobą, być może rozejrzeliby się po otoczeniu. Jednakże, nawet gdyby to zrobili, najpewniej nie zobaczyliby pięciu mężczyzn kręcących się po dachu parterowego budynku dwa skrzyżowania dalej. Czterech z tej piątki (pokryty bliznami i plamami wątrobowymi, łysawy starzec, jednouchy barczysty goblin, zwalisty appazi o wyjątkowo jasnej, jak na przedstawiciela swej rasy, wyraziście fioletowej skórze oraz młody blondyn z kolczykami w brwiach, ubrany w grubą koszulę, na której wściekle zielonym barwnikiem napisał Ja <3 panieny, wude i paj), odpłacało im zresztą ten brak uwagi pięknym za nadobne, dyskutując o czymś cicho, lecz zawzięcie i popijając jakiś napój z bukłaka.

Piąty z mężczyzn, wysoki, wyglądający na dobiegającego trzydziestki, brodaty brunet, znacznie bardziej zadbany od towarzyszy,
Spoiler:
leżąc na brzuchu, bacznie obserwował natomiast Yvette i Heinreicha przez lornetkę, podśpiewując pod nosem, jakąś sprośną piosnkę.

Po kilku dłuższych chwilach, starzec podszedł do bruneta i rzekł chrapliwie:

- Powiem szczerze, nie rozumiem, po kiego chuja cały czas tu sterczymy. Nie lepiej byłoby po prostu zapierdolić tego żołnierzynę i zabrać się z tą lalą do szefa?

Brunet wstał powoli i uśmiechnął się do starca. Przyjacielsko, niemal po ojcowsku położył dłoń na ramieniu rozmówcy. Choć wyglądało to na delikatny, łagodny gest, starzec ze stęknięciem bólu zwalił się ciężko na kolana.

- Wątróba, synu. - zwrócił się spokojnym tonem brodacz do, na oko, dwa razy od siebie starszego mężczyzny - Pamiętasz co mi obiecałeś?

- Tak, Vasco. Przepraszam. - wybełkotał starzec. Wstał z kolan i z szacunkiem ucałował rozmówcę w prawą, ozdobioną sygnetem, dłoń.

Brunet po królewsku uśmiechnął się do Wątróby, a następnie władczym gestem wyciągnął rękę w stronę blondyna.

- Yerry! pićko, już. - zakomenderował.

Blondyn szybko podał Vasco butelkę, ten pociągnął kilka łyków. Taak, bimber z mocną task'shamtcką kawą i wywarem z sieciecha, "pićko", jak nazywano tę mieszaninę w ich kręgach towarzyskich. Trudno było wyobrazić sobie lepszy napój, zarówno przed konkretną akcją, jak i na leniwe przedpołudnia.

- Moje orły! - zwrócił się do pozostałych swym melodyjnym barytonem - Myślę, że nie od rzeczy będzie kilka słów ku pokrzepieniu serc. Powiedzmy sobie szczerze. Kocham was całym sercem i całą duszą, Ferros mi świadkiem! Spierdoliliście wprawdzie niejedną akcję, ale jestem głęboko przekonany, że tym razem zadziałacie precyzyjnie i perfekcyjnie, przynosząc chlubę naszej instytucji, naszemu ukochanemu kierownikowi oraz mojej skromnej osobie. Czy tak będzie, synaczkowie? Wątróba? Decha? Blady Zeke? Średni Yerry?

- Taak, Vasco! Precyzja i perfekcja! Niczego już nie spierdolimy! - odrzekli zaskakująco równym chórkiem "synaczkowie", przeciągając niektóre sylaby, niczym uczniaki, co rano powtarzające "Dzień dobry, psze pani". Wyraźnie byli przyzwyczajeni do "kilku słów ku pokrzepieniu serc".

- Wierzę w was! - rzekł brunet.

- Decha, mój sokole chmurnooki! - podjął po chwili, zwracając się do goblina - Twoja kolej na akcję obserwacyjną. - wręczył rozmówcy lornetkę. - Tylko ostrożnie, to jeden z niewielu egzemplarzy w tym smutnym jak przedatowana, meharska kurtyzana mieście. Perła chiuskiej myśli technicznej. To zaszczyt w ogóle móc na nią patrzeć, że o korzystaniu nie wspomnę.

- Oczywiście, Vasco. - rzekł zachrypniętym basem goblin, z rewerencją biorąc do rąk przyrząd i zajmując pozycję, uprzednio zajmowaną przez bruneta.

Vasco zaś zaczął wesoło przechadzać się po dachu, podśpiewując coś o "ponętnych Anduriankach" i "po tuliańskim winie ciężkich porankach", zaś jego myśl pogodnie wybiegała w przyszłość.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.

Awatar użytkownika
Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Heinreich
- Oj możesz być pewna, że prędzej niż później będę potrzebować rąk do pomocy przy niejednej ranie. O to to nawet łudzić się nie będę. - Odpowiedział dziewczynie poprawiając swoją szmatkę którą przed chwilą czyścił buty, tak by nie zabrudzić sobie niczego. Jeśli zaś chodzi o wspomniane obrażenia to akurat nie mogło być bliższe prawdy. Po nocnej akcji która nastąpi zapewne on oraz wielu chłopaków dozna większych, mniejszych obrażeń. Dlatego też posiadanie w swoim zasięgu medyka, który postara się bardziej od innych by pomóc będzie nad wyraz pomocne. Pomijając już fakt, że i tak by ją wypuścił z aresztu by przypadkiem nie wyszedł z tego skandal. Arcykapłanka by się dowiedziała, to Kapitan by oberwał, a wtedy lawinowo oberwałby cały oddział. Jakbyśmy mało problemów mieli.

Wstał na równe nogi i chciał już iść w przeciwnym kierunku od dziewczyny, rzucając jedynie spojrzenie na Yvette, jednak ta jeszcze zapytała się go o całego tego Anduriańczyka. Zmrużył czoło i poprawiając swoją dłoń na uchwycie swojego Streita. Wyobraził sobie w głowie scenariusz gdyby go dorwał samemu albo gdyby został zaprowadzony do aresztu. Na samą myśl jego serce zabiło nieco szybciej, aż adrenalina musiała mu podskoczyć. Wyciągnął piersiówkę i wziął łyka na uspokojenie. Jeszcze przyjdzie na to czas...

- Jak go znajdziemy, to osobiście przypomnę mu co robimy z kryminalistami w tym mieście. Lubię pouczać te anduriańskie kundle... - Odezwał się z mocną chrypką, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę koszar. Musiał spisać raport psia mać, dorwać tego młodziaka i dać mu robotę jakąś, by pożałował.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Tak... jej profesja była bardzo potrzebna w tych czasach. Uzdrowicielka od trudnych przypadków, tak ją czasami nazywały młode adeptki w świątyni. Z resztą sam fakt jak operowała Rodiego najlepiej to pokazywał. Mimo własnego zmęczenia przez całą noc walczyła, żeby utrzymać go przy życiu. W innych przypadkach może nie była delikatna (jak nastawiając nos Varasowi), ale za to jaka skuteczna! Dobrze wiedzieć, że jej umiejętności dalej potrafiły sprawić, żeby ludzie ją cenili.
Zaraz jednak zaczęła żałować, że spytała go o Varasa. Pod tym kątem mężczyzna nic się nie zmienił, bo dostrzegła błyski wściekłości w jego oczach. Oj zbyt dobrze pamiętała jak potrafił wyżywać się na ludziach i pastwić na więźniach. W młodości sama tego na szczęście uniknęła, jednak ukrywając się na dachach czy w wąskich przesmykach była światkiem okrucieństwa porucznika oraz jego oddziału.
Nie odpowiedziała, a tylko skinęła głową na znak, że przyjęła jego słowa do wiadomości. Zapamiętać - co by się nie działo nie dopuścić do aresztowania Varasa, bo najemnik nie wyjdzie z tego żywy. Tutaj już chyba nawet Cień kontrolowany przez Szare Sieci byłby bardziej litościwy dla niego i mógłby zadać lżejszą oraz szybszą śmierć.
- Niech Isellia błogosławi Tobie oraz Twoim ludziom, Poruczniku.
Mimo faktu jaki był Heinreich, to jednak nie życzyła mu źle. Miał swoje... metody, ale faktycznie dzięki niemu w Nimnaros było chociaż trochę bezpieczniej. Odprowadziła go przez moment wzrokiem i ruszyła w swoją stronę. Podążyła w kierunku, gdzie uciekł Varas. Na początku próbowała pobiec, jednak o mało co nie przewróciła się, gdy obolała noga dała o sobie znać. Walony skurczybyk w mundurze naprawdę nie potrafił jej przeskoczyć? Serio? Musiał wylądować na udzie kobiety? Na szczęście kość miała całą, mięsień nie był zerwany, ale krwiaki na ciele będzie miała okropne. Już to wiedziała. Dobrze, że przynajmniej już swobodniej oddychała.
Szła przed siebie rezygnując z gonitwy za swoim tymczasowym partnerem w misji. Szybki marsz to było wszystko na co mogła sobie aktualnie pozwolić. Co nie zmieniało jednak faktu, że musiała znaleźć Varasa...

Szary Pies
Posty: 103
Rejestracja: 2022-09-13
Vasco nie posiadał się z radości. Jego "orły" chyba po raz pierwszy odkąd pamiętał wykonały dane sobie instrukcje bez żadnych błędów i wypaczeń.
Nim kobieta będąca obiektem ich "zainteresowania" minęła drugie skrzyżowanie od czasu rozstania z porucznikiem, z pobliskiego budynku zeskoczył Decha, lądując tuż obok zaskoczonej kapłanki.

- Szanowna pani! Z najwyższą przykrością jesteśmy zmuszeni przerwać pani przedpołudniowe zajęcia i nalegać by w dalszą drogę udała się pani z nami. - z trudem wydukał z pamięci goblin.

W mgnienie oka później z naprzeciwka nadszedł Blady Zeke.
- Reprezentujemy kolektyw obywatelski zwany "Żółtymi Kojotami". Prezes naszej organizacji, jaśnie oświecony Eldoth di Valera jest głęboko przekonany, że spotkanie z nim przyniesie pani odpowiedzi na wiele nurtujących ją pytań i będzie dla państwa obopólną korzyścią i przyjemnością. - rzekł appazi, wysławiając się odrobinę płynniej od przedmówcy.

- W naszej gościnie przebywa już pani osobisty znajomy, szanowny pan Var-ma-dijr ef Kaj-jen - powiedział powoli Średni Yerry, wyłoniwszy się z cienia za plecami Yvette. Z naciskiem wymawiał każdą głoskę zagranicznego nazwiska.

- Serdecznie upraszamy, by potraktowała pani naszą sugestię wspólnego spaceru jako propozycję nie do odrzucenia. - wychrypiał Wątróba, nadchodząc wprost z kierunku, w którym zmierzała kapłanka.

- Znakomicie! Fantastycznie! - wykrzyknął Vasco, pojawiając się obok Yerry'ego. - To są właśnie moje zuchy! Takich was uwielbiam! Precyzja i perfekcja!
Uśmiechnął się do Yvette niczym dumny ojciec chwalący się przed przygodnie spotkaną znajomą osiągnięciami swoich dzieci. Na moment zamilkł i znów podjął:
- Iselia z całą pewnością spogląda dzisiaj łaskawym okiem na swoje najuboższe dzieci, wysyłając tak urodziwą kapłankę w te szare, zmęczone doczesnością ulice. Ale gdzie moje maniery... - zamilkł na moment, rozkoszując się brzmieniem przed chwilą wypowiedzianych słów, po czym dwornie ukłonił się przed Yvette i rzekł - Nazywam się Vasco de Martin. Mam zaszczyt i przyjemność być jednym z najbardziej zaufanych współpracowników pana di Valery.

Wyszczerzył się w, jak miał nadzieję, olśniewającym uśmiechu śnieżnobiałych zębów, uzupełnionych gdzieniegdzie złotymi protezami.
- Niektórzy, ponurzy ludzie, pokroju pani znajomego porucznika - machnął ręką w stronę, w którą odszedł Heinreich. - uważają nas, Żółte Kojoty, za pospolitych rzezimieszków. To niezmiernie krzywdzące nieporozumienie! Jesteśmy organizacją dam i dżentelmenów, którzy ukochali kulturę, sztukę, poezję i wszelkie dobra, jakimi obdarza nas ten piękny świat. Chcemy jedynie zapewnić sobie i bliskim nam osobom dostatek w tych trudnych czasach oraz żyć w swobodzie i miłości, w sposób wolny zarówno od rygoryzmu straży miejskiej jak i barbarzyństwa Szarych Sieci...

- Szare, jebane po trzykroć, bezjądrzaste fiuty. - przerwał chrapliwie starzec.
- Wątróba! Jak śmiesz się wysławiać w taki sposób w obecności damy! - syknął Vasco, wyciągając rękę w oskarżycielskim geście.
- Eee.. przepraszam... - wybełkotał starzec i szybko dodał, zwracając się do Yvette - przepraszam, panienko.

- Taak, Szare Sieci rzeczywiście zatruwają nam egzystencję. - powiedział z ekspresyjnym, niemal teatralnym smutkiem w głosie Vasco - z pewnych źródeł wiem, że ci bezduszni łajdacy ośmielili się zadręczać również panią. Niechaj jednak trwoga nie ściska już pani młodego serca, a łzy wywołane przez Szare Sieci nie kalają pani cudownego oblicza. Przybywamy jako emisariusze pokoju i spokoju. Razem z panem di Valerą z pewnością znajdziemy rozwiązanie kłopotów nękających panią i pani anduriańskiego przyjaciela. Pozwoli pani? - zapytał wskazując boczną uliczkę, wpatrując się intensywnie w kobietę.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Noż cholera jasna, niechby to wszystko szlag jasny trafił! Zdążyła odmówić w myślach dziękczynną modlitwę do Illany za pomoc w postaci Heinreicha, a tu wpadła z deszczu pod rynnę.
W pierwszym momencie, gdy znienacka pojawił się przy niej goblin ta odruchowo przesunęła rękę w kierunku pasa, gdzie trzymała ukryte sztylety. Nie zdążyła wyciągnąć jednak żadnego ostrza, gdy dostrzegła appaziego. Żółte Kojoty? Coś kiedyś słyszała o tej szajce, jednak swoimi wpływami i destrukcyjnością w niczym nie dorównywały Szarym Sieciom, więc nie przywiązywała zbytnio uwagi ich działań. Allyn pewnie wiedział więcej zbierając informacje na posterunku. Kobieta zganiła się, że momentami nie słuchała młodego strażnika, gdy ten chwalił się swoimi odkryciami. Teraz widziała tego konsekwencje.
Już miała powiedzieć tej dwójce, żeby poszli w pierony, gdy pojawił się następny członek ich bandy. Ile ich matka miała?! Gwałtownie odwróciła się słysząc za plecami męski głos. Jakim cudem w ogóle byli w stanie podejść do niej tak blisko, żeby żadnego nie zauważyła? W jej oczach pojawiło się jednak szczere zmartwienie na wieść, że dorwali Varasa. Naprawdę miała nadzieję, że najemnik zdoła uciec.
Przy pojawieniu się najstarszego członka grupy wiedziała już, że nie ma jak uciec. Otoczyli ją z każdej możliwej strony, a ona nie była w stanie biegać. Mogła walczyć, ale nawet jeśli ogłuszyłaby chociaż jednego z nich, reszta z nich szybko by ją rozbroiła. Gorączkowo myślała nad rozwiązaniem tej sytuacji, gdy jak na złość uświadomiła sobie, że jest jeszcze jeden.
Za każdym razem, gdy mężczyźni otaczali ją ona odwracała się przodem do tego, który aktualnie przemawiał. Widać było po niej spore napięcie. Nie była wojownikiem, nie miała żadnych szans przeciwko pięciu rosłym mężczyznom! Owszem, miłym zaskoczeniem była ich rzekoma kultura osobista. Szczególnie, że jeszcze przez moment miała do czynienia z damskimi bokserami ze straży miejskiej.
Nadal ukrywając swoją twarz i niezdrowo czerwone od uderzeń policzki pod kapturem w końcu spojrzała na tego, który miał być ich przywódcą. Vasco, tak? Skąd wiedzieli, że była kapłanką, skoro ubrała się incognito na tę misję? Wysłuchała całego ich przedstawienia bez słowa. W głowie kobiety w tym momencie myśli pędziły niemal z prędkością światła, nad czym ledwo panowała. Świątynny wywiad niczym nie wspominał, że może dojść do wojny gangów. Z drugiej strony czyż wróg mojego wroga nie jest moim przyjacielem?
Zmarszczyła brwi, chociaż poza Yerrym i Vasco reszta nie powinna tego zauważyć. Była spięta, gotowa do walki lub próby ucieczki, gdyby się na nią rzucili. To, że nie miała większych szans na to w żaden sposób nie miało znaczenia.
- Jak dla mnie "damy i dżentelmeni" pozbawiający ludzi ich kosztowności, żeby samemu się wzbogacić jak najbardziej łapią się w terminie "rzezimieszków". - Spojrzała przez ramię na resztę mężczyzn upewniając się, że nie zmniejszają dystansu. Z którym miała największe szanse na wygraną? Z goblinem? Ciekawe na ile byli dla siebie nawzajem drodzy i czy branie go za zakładnika cokolwiek by dało?
- Tym bardziej otoczenie bezbronnej kobiety, uniemożliwienie jej kontynuowania jej spraw, a wręcz oferowanie wspólnego "spaceru" bez możliwości odmowy nie jest czymś, czym prawdziwy dżentelmen by się zajmował. Jak dla mnie niczym się to nie różni od próby porwania. - Czy Varas był bezpieczny? To aktualnie zaprzątało jej myśli. - W okolicy jest pełno patroli straży i sam zauważyłeś, Panie Vasco, znajduje się tu również jeden z poruczników. Wystarczy, że zacznę krzyczeć, żeby się tu zbiegli.
Nie zamierzała z nimi współpracować. Ni cholera nie zamierzała. Tym bardziej, że te podróbki mężczyzn bawiące się kulturalnym słownictwem, bądź co bądź, próbowały ją zastraszyć!
- Skąd mam mieć pewność, że to co mówicie jest prawdą? I skąd pomysł, że obchodzi mnie los tego całego... Ef Kajjena? Powinniście wiedzieć, że pastwienie się nad jedną z kapłanek Iselii wiąże się z dużymi konsekwencjami. Na pewno chcecie ich doświadczyć?
Przestąpiła z nogi na nogę nerwowo. Czuła, jak adrenalina zaczyna buzować jej w krwioobiegu i nawet przestawała już odczuwać tak wyraźnie ból promieniujący z różnych części ciała.

Szary Pies
Posty: 103
Rejestracja: 2022-09-13
Gdy tylko Yvette wspomniała o możliwości wezwania straży, uprzejmie uśmiechy momentalnie opuściły twarze Wątróby, Dechy, Zekego i Yerry'ego. Mężczyźni w mgnieniu oka ujęli w dłonie przytroczone do pasów dębowe pałki i zbliżyli się do kobiety.

Vasco jednak cały czas raczył kapłankę swym biało-złotym wyszczerzem, a jego wzrok nawet na chwilę nie powędrował do floretu, który miał przypasany u lewego boku. Rozłożył ręce w afektowanym geście i powiedział:
- Ach, w pełni rozumiem pani obiekcje. Niestety, wyjątkowe sytuacje wymagają radykalnych rozwiązań i nawet dobre wychowanie musi niekiedy ustąpić pod naporem wyższej konieczności. Jest mi niezmiernie przykro, ale w obecnej, wyjątkowej sytuacji jestem zmuszony uciec się do przemocy, którą w zwykłych okolicznościach głęboko gardzę i arbitralnie ograniczyć pani przyrodzoną wolność do dwóch wykluczających się rozwiązań. Albo pójdzie pani z nami do gabinetu pana Eldotha, albo zostanie pani tam przez nas zaniesiona, przebywając w stanie tymczasowej utraty przytomności, która, jak głęboko ufam, zaowocuje jedynie krótkotrwałym dyskomfortem. Poczuwam się do przykrego obowiązku uświadomienia pani, że nasz wspólny znajomy, porucznik Schumacher, człek posunięty w leciech i słabego zdrowia, raczej nie zdąży do nas dołączyć na tyle szybko, by zapewnić pani trzecią alternatywę. Co do innych funkcjonariuszy, patrolujących tę okolicę...cóż...chyba sama się pani dzisiaj przekonała o ich kompetencji i nastawieniu do współobywateli.

Brunet jeszcze raz uraczył kapłankę promiennym uśmiechem. Po chwili jednak po raz pierwszy spojrzał na Yvette z pełną powagą. W mgnieniu oka pojawił się tuż przed dziewczyną i położył jej lekko lewą rękę na prawym ramieniu. Choć ledwie musnął ją palcami kapłanka poczuła tak mocny ucisk, jakby położył jej na barku trzy spore cegły.
- Jaka jest pani decyzja? - rzucił, patrząc Yvette prosto w oczy.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
No to się porobiło... Wprawnym okiem kobieta niemal od razu dostrzegła jak ci sięgnęli po pałki. Naprawdę zamierzali ją tak skatować?! W jej oczach pojawił się szczery strach, bo chociaż była gotowa walczyć... Nie wygra z nimi. Nie miała żadnych szans. Tym bardziej, że ci byli już na tyle blisko, że nie miała też co liczyć na próbę ucieczki.
Kapłanka skupiła się jednak na ich przywódcy. Na oko był niewiele starszy od niej, a już wyrobił sobie tak duże zaplecze. Dowodzić grupie czterech zbójów to nie byle co. I na pewno nie słuchali go tylko przez ładne oczy Vasco.
Zaraz... Że co?
Potrząsnęła głową by pozbyć się niepotrzebnych w tym momencie myśli. W ogóle jej się nie podobała ta sytuacja!
- Sporo wiesz... Od jak dawna mnie obserwujecie? Muszę przyznać, że to dość niepokojące. Często śledzisz wędrujące po mieście damy? - Próbowała przybrać pewny ton, a jednak w którymś momencie głos jej się lekko załamał. Bała się.
Gdy Vasco w niewyjaśniony sposób znalazł się tuż przed dziewczyną ta wręcz jęknęła z bólu i ugięła się pod jego ręką. Sam gest nie był na tyle agresywny, jednak w połączeniu z naprawdę niedawnym stratowaniem, skopaniem i zdeptaniem całkowicie wystarczył. Wszystko ją bolało.
- Biorąc pod uwagę wasze argumenty, Panowie, faktycznie nie mogę zrobić nic innego jak zgodzić się na wspólny spacer. Macie chociaż koc piknikowy, żeby potem odpocząć w parku?
Wygrali, ale to nie znaczyło, że będzie wszystko grzecznie robić według ich myśli. No... Przynajmniej póki istniała szansa, że sprzeciwienie się brunetowi nie poskutkuje utratą przytomności.

Szary Pies
Posty: 103
Rejestracja: 2022-09-13
Gdy tylko Yvette skończyła mówić, szeroki uśmiech wrócił na twarz Vasco. Puścił bark dziewczyny. Ból momentalnie ustał.
- Doskonale. Fantastycznie. Znakomicie. - rzekł wesoło brunet. - Koca niestety nie mamy, proszę wybaczyć dyskomfort. Jestem jednak przekonany, że nie będzie potrzebny. Cel naszej wędrówki znajduje się niedaleko. Jestem przekonany, że pan di Valera odpowie na wszystkie, nurtujące panią pytania.
- No, moje orły umiłowane! - zakomenderował dziarsko, z równie szerokim uśmiechem zwracając się do towarzyszących mu mężczyzn - Formacja C. Decha prowadzi. Żwawo, moi mili! Nie pozwólmy naszemu drogiemu Eldothowi czekać na nas do południa.

I ruszyli. Decha przodem. Za nim Yvette, z prawej strony mająca Vasco, zaś z lewej Yerry'ego. Pochód zamykali Wątróba i Blady Zeke. Droga rzeczywiście nie była długa, lecz dość skomplikowana. Przemykali się przez wąskie uliczki, podwórza i otwarte piwnice. Czterech z Żółtych Kojotów wyglądało na bardzo skupionych, bacznie obserwując zarówno okolicę, jak i Yvette, i trzymając broń w pogotowiu. Vasco natomiast szedł luźnym krokiem, jakby rozkoszując się towarzystwem i otoczeniem oraz rzucając od czasu do czasu niezobowiązujące uwagi o pogodzie.

W trzeciej piwnicy, którą odwiedzili, skierowali się na górę, wchodząc na dosyć obskurną klatkę schodową. Następnie skierowali się na dosyć mocno zarośnięte krzakami podwórze. Przedarli się przez zieleń i przystanęli pod drzwiami przeciwległego budynku. Vasco wydawał się być w siódmym niebie.
- Ach, odrobina natury w sercu miasta. - rzekł z emfazą. - Decha, mój ty tygrysie miejskiej dżungli. Czyń honory domu!

Goblin posłusznie podszedł do drzwi i zastukał. Dwa uderzenia. Pauza. Trzy uderzenia. Pauza. Jedno uderzenie. Pauza. Drzwi otworzyły się.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
(Wątek Varasa wraca stąd.
Tanis, chłopak na posyłki Kojotów, zbladł, widząc Vasco i jego grupę i cofnął się.
- P-proszę - wyjąkał. - P-pan Eldoth jest w... w... p-piwnicy... razem z g-gościem.
Natychmiast pobiegł na dół, by poinformować przełożonego... albo żeby zniknąć Vasco z oczu.
- Ach! - zawołał jednooki do Varasa, widząc schodzącą na dół ekipę. - Widzę, że nasi spóźnialscy przybyli! Vasco, mój druhu! Witaj! I widzę, że przyprowadziłeś gościa! Jakże ślicznego gościa! Wprawdzie nie wiem, jak się pani nazywa, ale właśnie rozmawiałem na pani temat z pani kolegą, Varasem. Przemiły pan, bardzo rozmowny, poznałem dzięki niemu wiele cennych informacji. Bardzo miło spędziliśmy czas, prawda kolego? - zawołał przez lufcik do najemnika, zanim nie spojrzał znów na Yvette. - Nie obrazi się pani, jeśli poproszę panią o wypełnienie paru luk w mojej wiedzy? Ta cała sprawa jest taka pokomplikowana. I jak to się stało, że taka śliczna kobieta się w nią wpakowała? Naprawdę jest pani Illanitką?
Yvette nie mogła nie zauważyć, że chociaż jednooki brodacz - najwyraźniej ów wspomniany przez Vasco Eldoth di Valera - bardzo ucieszył się na widok Vasco, to stojąca obok niego wysoka blondwłosa Norgini, obrzuciła nowoprzybyłego niechętnym spojrzeniem.
Veni, rescripsi, discessi

Bubeusz
Posty: 1444
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Varas podniósł głowę.
Yvette.

Przez chwilę bił się z myślami. Wstać? Nie wstawać? Pokazać, że mu zależy? I tak pewnie nic przez ten lufcik nie zobaczy, a tym bardziej nie Yvette.
Siedział dalej. Opuścił z powrotem głowę, ale uważnie przysłuchiwał się rozmowie. Dopóki nie zaczną traktować go jak człowieka, nie zamierzał być przesadnie wylewny.

Szary Pies
Posty: 103
Rejestracja: 2022-09-13
- A oto i nasze przytulne gniazdko. Nasz azyl w tej szarej, smutnej dzielnicy. - Vasco zwrócił się z uśmiechem do Yvette, gdy tylko przekroczyli próg, a Tanis zniknął im z oczu.
- Pani pozwoli - dodał, wskazując na schody, za którymi zniknął chłopak.

Gdy znaleźli się w piwnicy, Vasco wydawał się jeszcze bardziej zadowolony z życia niż normalnie.
- Eldoth, mój kapitanie! - serdecznie zwrócił się do jednookiego mężczyzny, obejmując go po bratersku.
Zaraz jego uwaga przeniosła się na blondynkę.
- Thyrlaug, ma najsłodsza przyjaciółko! Promieniejesz, po prostu promieniejesz. - rzekł uwodzicielsko do kobiety, całując ją szarmancko w dłoń. Ta tylko spiorunowała go wzrokiem. Zupełnie niewzruszony reakcją "swej najsłodszej przyjaciółki" Vasco zwrócił się do przybyłych ze sobą mężczyzn.
- Yerry. pićk...nie, co ja mówię. Wino, pięć kielonów. Już. Zeke. Krzesła. Migiem.

Blondyn i apazzi pędem rzucili się wykonać polecenie. Po chwili wrócili. Zeke przyniósł dwa drewniane krzesła, gestem zachęcając Yvette by usiadła na jednym z nich, sam zaś oparł się o pobliską ścianę, stając obok Dechy i Wątróby. Yerry natomiast wytrzasnął skądś metalową tacę, na której umieścił pięć kieliszków z białym, półwytrawnym winem, doskonałej, jak na warunki Labiryntu, jakości.

Vasco z uśmiechem ujął jeden z kieliszków, pociągnął mały łyk i rozparł się na drugim z przyniesionych przez appaziego krzeseł. Zaczął się na nim lekko huśtać. Spojrzał na wszystkich obecnych w pomieszczeniu, obdarzając ich swoim szerokim, biało-złotym wyszczerzem.
- Może warto byłoby zaproponować naszemu drogiemu Varmadijrowi przyłączenie się do nas. - zaproponował - Teraz gdy jesteśmy już w komplecie, a emocje opadły, nie ma chyba powodu, by siedział za drzwiami i wyglądał do nas przez wizjer, niczym znany z teatrzyków dla dzieci miś z okienka. Jeszcze się biedaczek poczuje wyobcowany. Niech sobie z nami porozmawia, napije się wina. Jak uważasz, mój najdroższy kapitanie? - zwrócił się do Eldotha, bacznie mu się przypatrując.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Eldoth pokiwał głową z uznaniem, widząc energię Vasco, zupełnie nie przejmując się tym, że Thyrlaug wywracała oczami przy każdym kwiecistym wyrażeniu mężczyzny.
- Tak, jak najbardziej! - brodacz klasnął w ręce. - Może pan Varmadijr przestanie się na nas boczyć za nasz mały psikus.
Varas zaraz usłyszał zwalnianie zamków i zasuw więżących go drzwi, które zaraz, z lekkim skrzypieniem, otworzyły się.
- Zapraszamy! Proszę siadać i częstować się! - zawołał Eldotha, wykonując szeroki zapraszający gest ręką. - Nie proszę o zdanie szabli, ale proszę z nią ostrożnie. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, a nie chcielibyśmy by polała się krew, prawda? Wszyscy jesteśmy, mam nadzieję, po tej samej stronie.
Zaraz zwrócił się do Yvette.
- Nasz drogi Tanis - Jednooki rozejrzał się za chłopakiem, ale ten zniknął, najwyraźniej starając się trzymać jak najdalej Vasco - doniósł mi, że pan Varmadijr chadza się i obściskuje z kobietą wątpliwego prowadzenia się, nie żebym oceniał, brońcie bogowie!, ale wygląda na to, że w tej sprawie jest jakieś drugie dno. Dlatego muszę zapytywać, jakim cudem pani wylądowała w tym bagnie i czy pani uczucia wobec tych, których zwiemy Szarymi Sieciami są podobne do naszych... oraz naturalnie, czy wie pani coś, co może nam pomóc im zaszkodzić.
Veni, rescripsi, discessi

Bubeusz
Posty: 1444
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- "Mały psikus", ta? - W drzwiach ukazał się pan Varmadijr, z kwaśną miną i spojrzeniem, które mogłoby zabijać. Widać było, że raczej łatwo nie zapomni tej zniewagi. - Kiedyś tego poż...
Urwał, gdy zobaczył Yvette.
To było dziwne wrażenie. Pustka w głowie. Na moment nagle zapomniał języka w gębie.
Kobietą wątpliwego prowadzenia się...
Obściskuje się...
Pani uczucia...

- Cześć - podniósł jeden kącik ust i brwi w niezbyt wesołym, ale jednak uśmiechu powitalnym. Wolał jeszcze nie zdradzać ani jej imienia, ani niczego, co ich wiąże. Oderwał od niej wzrok i omiótł spojrzeniem wszystkich zgromadzonych. Jego czujne oko mimowolnie zwróciło uwagę na uzbrojenie i nastawienie każdego ze zbirów.
- No, to skoro już dojrzeliście do tego, by porozmawiać jak ludzie cywilizowani, to może jest jakaś szansa, że powiecie nam w końcu, kim jesteście i czego od nas chcecie, he? - rzucił, opierając się o ścianę i krzyżując ramiona na piersi.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Spacer pod obstawą był dość dziwnym przeżyciem. Nowym. Zapewne jakby miała tych mężczyzn po swojej stronie nie bałaby się niczego w tym okrutnym świecie. A jednak, gdy stali po przeciwnej stronie barykady co rusz zerkała na każdego z nich uważnie. Nie ufała im za grosz! Z resztą co się dziwić, skoro porywali ją właśnie ze środka ulicy w biały dzień? Na niezobowiązujące próby rozmowy ze strony Vasco nie odpowiadała. Nie było sensu, bo już się przekonała, że pod fasadą wzniosłych manier to on mógł być pierwszym, który skręci jej kark. Albo zmiażdży.
Ze zdziwieniem przyjęła trasę, którą ją prowadzili. Starała się zapamiętać każdy skręt i mijany zakamarek, by potem w razie potrzeby znów tutaj trafić, albo sprawnie uciec z okolicy. Musiała też przyznać, że chodzenie po schodach nie należało do najłatwiejszych. Kolejny raz przeklęła w myślach strażnika, który nadepnął na jej udo. I chociaż widać było, że nie znajduje się w swojej szczytowej kondycji starała się iść z godnością pokazując jak najmniej ze swoich obecnych słabości. Lata treningów tanecznych do rytuałów ku czci Iselii na szczęście jej w tym pomagały.
Gdy dotarli na miejsce uniosła brew ku górze patrząc, jak goblin stuka w drzwi. Tajny kod, tak? By od razu było wiadomo, czy przyszedł swój czy obcy? To również starała się zapamiętać. Chociaż kiedy znów miała zejść po schodach na jej twarzy jasno odmalowała się szczera radość z tego faktu. Jej wzrok na moment mógł zabijać.
Stając twarzą w twarz z Jednookim odruchowo przestąpiła z nogi na nogę przyjmując postawę, z której najłatwiej mogłaby się szybko zerwać do biegu. Nie miało znaczenia, że nie uciekłaby daleko czy szybko. Nie miało znaczenia, że teraz nawet nie miałaby dokąd uciekać. To był odruch wpisany w dziewczynę przez wszystko, co przeżyła do tej pory. Tym bardziej ze zdziwieniem stwierdziła, że "jej" najemnik został zamknięty w karcerze. Naprawdę? Ona dała się poturbować, żeby facet mógł uciec przed strażą, a ten od razu pozwolił się pojmać innym ludziom? Na język cisnęło jej się sporo niepochlebnych epitetów, więc tylko mocniej zacisnęła zęby. To nie był dobry czas i miejsce na pokazanie swojego charakterku.
- Och? Rozmawialiście Panowie na mój temat? Jest to niebywale ciekawe. Można wiedzieć cóż też zostało powiedziane? - Chociaż na pozór uprzejmych słów ton miała ostry. Jasno wskazywał, że nie podoba jej się obecna sytuacja. Bardzo. - Zazwyczaj nim zadaje się innym pytania o ich tożsamość najpierw samemu powinno się przedstawić, drogi Panie.
Zignorowała przyniesione krzesło, nie przyjęła również lampki z winem. Obserwowała poczynania Vasco i nie mogła się nadziwić, jak bardzo rozluźniony ten był przez cały czas. A może tylko grał? Musiała jednak przyznać, że te dżentelmeńskie zachowania pozwoliły jej chociaż na zachowanie przytomności podczas wędrówki tutaj. Tym bardziej doceniła również fakt, że zainicjował uwolnienie Varasa z jego "pokoju".
Na uśmiech Anduriańczyka odpowiedziała również lekkim grymasem. Najemnik mógł zauważyć jak zmieniła się przez ten krótki czas, gdy się nie widzieli. Chociaż otrzepała ubrania z ulicznego kurzu te już nie były tak czyste jak opuszczając świątynię. W kilku miejscach pojawiły się rozdarcia, zaś największe z nich nad kolanem ukazywało fragment z jej siateczki blizn. Czasem przez te niewielkie otwory można było dostrzec tworzące się siniaki. No i jej twarz. Policzki straciły już odcień żywej czerwieni po uderzeniach, chociaż lewy stał się nieco bardziej siny od prawego.
- No hej. Widzę masz bardzo ciekawych znajomych Varasie. - Jej uśmiech był ironiczny, ale ten mógł zobaczyć, że w jej oczach tym razem zabrakło standardowej pewności siebie. Podeszła do niego, o wiele lepiej czując się mając przy boku swego sojusznika. Dosłownie, bo mężczyzna poczuł jak lekko naparła na niego biodrem. Poczuł, że przez ułamek sekundy lekko zadrżała.
Słysząc kolejne pytania ze strony Jenookiego posłała mu przeciągłe spojrzenie.
- Doprawdy, co wy macie z tym śledzeniem nas? Rozumiem, że każdy może mieć dziwne fetysze, ale by Żółte Kojoty dzieliły ten do podglądania innych ludzie? Gdzie w tym dobre maniery? Pan Vasco twierdził, że... jak to ujął? Wcale nie jesteście bandą rzezimieszków, a zgrupowaniem dam i dżentelmenów. Jakoś tego nie widzę. Moje uczucia zaś do Szarych Sieci są takie, że z całego serca życzę im, by sami w końcu wpadli do jakiejś. Najlepiej tej rozstawionej przez straż miejską, ale tę nieprzekupioną.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Najwyraźniej jednooki - Eldoth di Valera - nie radził sobie równie dobrze z prowadzeniem elokwentnej, wysublimowanej rozmowy jak Vasco. Mimo to błysnął - nieco krzywymi - zębami w - nieco wymuszonym - uśmiechu.
- Och, nie wiemy o pani dość - powiedział. - Chociaż z tego co słyszałem, potrafi pani szybko myśleć i odstawić przedstawienie, które oszuka naszych najświetniejszych strażników miejskich... i to dwa razy.
Nachylił się nieco bardziej w stronę Yvette.
- Skoro wie pani, że jesteśmy Żółtymi Kojotami to i tak wie pani dużo - powiedział. - Ale proszę pozwolić, że się przedstawię: nazywam się Eldoth di Valera i jestem szefem tej wspaniałej drużyny. Ta piękność - wskazał na blondynkę - to Thyrlaug. Tanis... Tanis gdzieś polazł, jak zwykle. A moją prawą rękę, Vasco de Martina, i jego wesołą gromadę już pani poznała.
Westchnął i wskazał na kieliszki.
- Naprawdę, zapraszam do częstowania się. Nie jestem Lambertem Greskiem, bym próbował truć mych gości - powiedział. - Ale wracając do rzeczy: nie ma co liczyć, by straż miejska poradziła sobie z Sieciami. Za wielu spośród nich siedzi im w kieszeni, do tego straż... a w zasadzie różne jej formacje... interesuje się głównie tym, co dzieje się na terenie ich dzielnic, a fakt, że Szare Sieci mają kryjówkę... lub kryjówki... gdzieś w Labiryncie oznacza, że nie ma co liczyć, by nasi dzielni chłopcy przeprowadzili jakiś zorganizowany atak. Nie... chcemy inaczej się tym zająć. Pani kolega wspomniał, że ma możliwość pozbawić Szare Sieci ich głównych broni. Czy wie pani, o czym mowa? Chciałbym się upewnić, czy nie zmyślał on za bardzo. Zasugerował, że rzecz, którą szukają nasi wrogowie jest w jakimś dobrze chronionym miejscu, bo aż chciał pomocy swoich kompanów z gildii najemników, by zdobyć to. Póki co, sądzę, że my możemy dostarczyć ludzi do tej operacji. Co pani powie? Połączymy siły, by dokopać naszym wspólnym wrogom?
Veni, rescripsi, discessi

Bubeusz
Posty: 1444
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Varas z niemałą ulgą i przyjemnością przyjął fakt, że znowu są blisko siebie. Mimo wszystko.
Na jego twarzy wciąż jednak malowała się marsowa mina średnio zadowolonego gbura. Nie podobało mu się ani trochę, to, co się teraz działo.
Frustrowało go, że Yvette częstują winem, a jego wrzucają do celi. Że z nią rozmawiają per pani i pytają ją o zdanie tak, jakby on nie istniał lub był tylko jej bezmyślnym i niedecyzyjnym przydupasem. Ostatecznie, nie podobało mu się to, że mają jego słowa za nic, podejrzewają go o kłamstwo, a chcą to zweryfikować słowami Yvette.

Potraktowali go jak śmiecia, a teraz to jej pytają, czy połączymy siły. Kusiło go, żeby powiedzieć, co o tym sądzi, ale wciąż byli zdani na łaskę i niełaskę Kojotów.
Najemnik aż przygryzał wargi, żeby nie odpalić się z żadnym tekstem, który niechybnie znów wtrąciłby go do tej pieprzonej celi.
Cały czas trzymał wyraźny dystans i jeśli kapłanka na niego spojrzała, zachęcił ją tylko przewróceniem oczami i lekkim machnięciem głowy.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość