Rozdział II: Trójkąciki i inne wielokąty

Chłop i najmita. Dwóch osiłków, których połączył tajemniczy almanach. Oraz fakt, że są ścigani.
ODPOWIEDZ
Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Jak tylko podeszli wystarczająco blisko, by kapłanka mogła przyjrzeć się strażnikom i ich nastawieniu już wiedziała, że to nie będzie łatwe. Najgorsze było jednak to, iż od jej "przedstawienia" zależało zdrowie i życie jej towarzyszy. Chociaż nie, nie tylko. Jeśli nie zdobędzie księgi to kto wie, jakie potworności czekają mieszkańców miasta?
Pozwoliła przejąć pałeczkę Vasco, jednak ten wyraźnie stracił chwilowo pewność siebie. No tak. Nie tylko on potrafił nieźle kręcić. Niemniej już sobie obiecała, że przy pierwszej okazji wciśnie mu w odbyt największą lewatywę, jaką będzie miała pod ręką. Eustachia?!
- Ekhem... - odchrząknęła niby chcąc zwrócić na siebie uwagę. I chociaż lico miała iście anielskie, jej oczy w tym momencie ciskały gromy. Stała tam, wyprostowana z dumnie uniesioną głową. Może wzrostem nie dorównywała stojącym przed nimi strażnikom, to jednak w jakiś sposób zdawało się, że patrzyła na nich z góry.
- Panowie wybaczą, że przerywam tę jakże interesującą rozmowę. Poza tym KOCHANIE... - tu spojrzała na Vasco unosząc do góry jedną brew. - Trzy Smoki, tak? A mi się wydawało, że mówiłeś, iż już zaprzestałeś grywać w karty? Czyli gdy wychodziłeś wieczorami tak spędzałeś czas?
Jej głos zimny, jednak w końcu westchnęła ciężko kręcąc głową.
- No dobrze, mniejsza z tym. Potem możecie się rozliczyć, ale obecnie jesteśmy umówieni na spotkanie z Szanowną Lin. Raczę podejrzewać, że gdy dowie się, iż jej goście spóźnili się na wizytę przez zbyt długie rozmowy tuż pod jej domem gotowa jest stanowczo wyrazić swoje niezadowolenie z tego powodu. Oczywiście jeśli wiecie co mam na myśli.
Spojrzała przeciągle po strażnikach. Wzrokiem zganiła również Vasco za rzekome rozmowy ze znajomym, gdy mieli już inne plany i zobowiązania.
- Na co jeszcze czekamy? Wpuśćcie nas!
Czemu nikt jej nie zapraszał na bale? Toć była niczym urodzona arystokratka!
Poza tym chciała to załatwić możliwie jak najszybciej i wrócić do Varasa.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
- Pizdę? - oburzył się Decha. - Gobliny nie mają pizd! Wiesz, kto ma pizdy?!
Z hardego spojrzenia goblina, Varas mógł się domyślić, że zaraz się dowie, że to on ma pizdę, ale Decha chyba w końcu zauważył różnicę w rozmiarze i muskulaturze między nim a najemnikiem, bo nagle skulił się w sobie.
- Susły mają pizdy, o! - mruknął bardziej do siebie niż do Varasa.
Co oni wszyscy w tym Nimnaros, powariowali na punkcie susłów, czy co? Mimo, że Decha odwrócił się od Varasa i rozglądał się dookoła, wodząc nerwowym wzrokiem, Varas nadal nie mógł go nazwać czujnym wartownikiem.
***
- Słuchaj paniusiu! - rzucił strażnik. - Ja tego jego "rozliczymy się później" mam już po dziurki w nosie. Więc albo zapłaci...
Vasco postanowił wykorzystać tę okazję.
- Grzecznej do mojej ukochanej małżonki, kmiocie! - warknął. - Bo na udeptaną ziemię zaproszę!
- W każdej chwili! - rzucił strażnik.
- Zaraz, wicehrabia? - Jeden ze strażników Ocalonych zmarszczył brwi. - Czy my się nie pozbyliśmy wszystkich arystokratycznych dupków?
Cudownie, jeszcze na jakiegoś proletariusza trafili.
- Nikt nie będzie się z nikim pojedynkował - wtrącił potężny strażnik Lojalistów. - Przynajmniej nie teraz.
Spojrzał na Yvette.
- Słuchaj panienko - powiedział. - Mamy od Lin listę osób, które mamy wpuścić każdego dnia. Tak, tak, wiem. Albo ktoś popełnił błąd i powinniście być na tej liscie, albo wy jesteście sytuacją wyjątkową i na pewno będzie chciała was zobaczyć. Parę miesięcy temu, jedna ze zmian wpuściła tu oszustów, którzy polecieli taką bajeczką. Poleciały głowy. - Yvette mogła mieć tylko nadzieję, że nie dosłownie. Strażnik tymczasem mówił dalej: - W każdym razie możecie się skarżyć Radzie czy samemu duchowi Bubeusza. Lin stawia sprawę jasno. Nie ma kogoś na liście, to nie wchodzi.
Veni, rescripsi, discessi

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Kolejny raz tego dnia odmówiła w myślach modlitwę do Iselii o wstawiennictwo i pomoc w wypełnieniu misji. Czy naprawdę wszystko musiało dziać się nie po ich myśli?
W końcu wyraźnie zmęczona tą całą dyskusją uniosła rękę i zaczęła masować sobie skroń. Zupełnie jakby słowna przepychanka ze strażnikami nie była czymś, co sprawia jej przyjemność. Aż dziwne, prawda? Zdecydowała się, że wszelkie próby negocjacji prowadzić będzie z Lojalistą. On przynajmniej podał jej konkretne powodu swojej niechęci do przystania na ich prośbę, a nie jak reszta stroszył piórka niczym paw.
- Drodzy Państwo, ja naprawdę rozumiem, że z całych sił chcecie wykonać swoją pracę najlepiej jak możecie. I naprawdę to szanuję. Może w takim razie zróbmy inaczej. Skoro mój ukochany mąż ma jakieś sprawy do wyjaśnienia z przynajmniej częścią z was zróbmy tak, że on tu zostanie, a ja pójdę z panem, drogi dżentelmenie, do szanownej Lin? Jedna dziewczyna raczej nie powinna stanowić żadnego zagrożenia, szczególnie jeśli będziesz mnie przy tym pilnować, prawda? - Tu uśmiechnęła się promiennie. - Rozmowa z właścicielką tego domu jest czymś, co naprawdę musimy zrobić. Jeżeli jest to konieczne, równie dobrze możesz panie sprawdzić, że nie wnoszę ze sobą żadnych niebezpiecznych rzeczy. Tak chyba będzie w porządku, prawda?
Kolejny raz nie mogła liczyć na pomoc mężczyzn. Czemu jej to w sumie nie dziwiło? Wszystko musiała robić sama! Dobrze, że wcześniej oddała Varasowi swój sprzęt, tj. noże, wytrychy i inne przybory, którymi nie powinna otaczać się dobrze ułożona dama. Z resztą jeśli w środku nie spotka nikogo z Szarych Sieci nie będą one potrzebne.

Bubeusz
Posty: 1444
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Varas zaciskał pięści. Nie tylko irytujący goblin był tego powodem - najemnik martwił się, widząc, że rozmowa przy wejściu niepokojąco się przedłuża.

- Kurwa. Nie radzą sobie - wycedził. Spojrzał na niewielką istotkę u swego boku.
- Zrób coś, idź tam. Odwróć uwagę strażników... Albo nie ty - zreflektował się - bo ciebie już widzieli.

Poza tym nie miał za grosz zaufania, że goblin będzie w stanie wykonać to zadanie poprawnie.
- Niech tamten idzie - wskazał na Kojota schowanego nieco dalej. - Niech zaczepi jakiegoś przechodnia i zacznie kręcić awanturę. W uliczce obok, ale tak, żeby słyszeli.

Varas miał nadzieję, że część ze strażników pójdzie to sprawdzić, a ci, którzy zostaną, stracą trochę animuszu i Yvette będzie łatwiej dostać się do środka. W końcu podzielność uwagi nigdy nie była mocną stroną takich zakutych łbów.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
- Decha idź zrobić to, Decha idź powiedzieć tamto - mruczał goblin. - Ale nieeee, Decha nie może zrobić awantury, Decha musi prosić kogoś innego o zrobienie awantury. Bo "mnie już widzieli", powiedział. Jakby...
Varas przestał słyszeć mamrotanie goblina, gdy ten się oddalił, kierując się w stronę kolejnego Kojota. Pozostało tylko czekać.
***
Słowa Yvette zastanowiły strażników, a Vasco szybko podchwycił tę ich chwilę niepewności.
- Ależ oczywiście, żono najdroższa - powiedział. - Chętnie omówię sprawę mojego długu z tym tu oto dżentelmenem. I tak sądzę, że lepiej się dogadasz z drogą Lin.
- Tak, tak, znakomity pomysł! - portowy strażnik uśmiechnął się na myśl o obgadaniu rzekomego "długu", który Vasco miał u niego.
- Nie - odparł przywódca Lojalistów. - Znacie zasady, wchodzą tylko ci, którzy są na liście.
Tymczasem jeden ze strażników Ocalonych przypatrywał się dokładnie Yvette. Ona zaś nie mogła sobie przypomnieć, czy go już wcześniej widziała. Może odwiedzał świątynię Illany? Lub widziała go z Allynem? Na szczęście w tej chwili z jednej z wąskich uliczek zaczęły dobiegać wściekłe krzyki.
- Co powiedziałeś o mojej matce?
- Że możesz sobie wsadzić swoją matkę!
- To nie ma sensu!
- Twoja matka nie ma sensu!
To było niewiarygodne, ale chyba po raz pierwszy odkąd Varas i Rodi zaczęli pić razem, coś zaczęło iść po myśli najemnika. Strażnicy spojrzeli po sobie, zaskoczeni i niepewni... ale jeszcze nie w pełni przekonani, by przepuścić Yvette.
Veni, rescripsi, discessi

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Yvette
Miała wrażenie, że los brutalnie grał im na nosie. Dlaczego wszystko musiało się tak skomplikować? Miała po prostu udać się do Labiryntu i odzyskać schowaną w kupie gnoju księgę, a zamiast tego skończyła w wytwornej sukni z jakimś rzezimieszkiem spod ciemnej gwiazdy u boku. I nawet jeśli Vasco grał dżentelmena to pod skórą czuła, że nie powinna opuszczać przy nim gardy. Strachliwa reakcja Tanisa na mężczyznę oraz wyraźna niechęć Thyrlaug do niego były najlepszym ostrzeżeniem.
Zdecydowanie poprosi Siostrę Słońca o podwyżkę za pracę w trudnych warunkach.
Z iskierką nadziei jednak spojrzała jak Kojot podchwycił jej pomysł, a tym bardziej wspomniany strażnik. Niech załatwią to między sobą. Jeśli nie będzie miała go nad głową tym lepiej sobie poradzi. I przede wszystkim może lepiej dogada się z Lyn.
Jedynie nie podobał jej się wzrok pilnującego Ocalonego. Dlaczego miała wrażenie, że powinna go skojarzyć? Jego spojrzenie bynajmniej nie wyglądało jak jedno z tych pożerających ją wzrokiem. Takie znała aż za dobrze i czasem wykorzystywała. Varas sam się o tym przekonał.
Już miała się odezwać, gdy usłyszeli szamotaninę w pobliskiej uliczce. Iselii niech będą dzięki, mała pomoc w postaci rozproszenia strażników na pewno się przyda.
- Panowie, naprawdę. Jeżeli tak boicie się, czy nie stanowię zagrożenia zapewniam Was, że nie mam ze sobą żadnej broni. Sami sprawdźcie. - Było to ryzykowne, ale faktycznie wcześniej oddała cały swój sprzęt Varasowi na przechowanie. Jedynie wytrychy miała schowane we włosach zakamuflowane niby ozdobne spinki.
Spojrzała też w kierunku, z której dochodziły krzyki.
- Cała sprawa zajmie kilka minut, a w tym czasie wy będziecie mogli uciszyć tych... panów, jak podejrzewam po głosach. Kto to widział tak się wydzierać pod oknami porządnych ludzi? Aż głowa może rozboleć.
Zdegustowana ostentacyjnie westchnęła. Zaraz też przeniosła wzrok na, jak jej się wydawało, dowódcę robiąc najbardziej niewinną minę jaką była w stanie. A trzeba jej przyznać, że wychodziło jej to znakomicie. W końcu miała całe lata praktyki.

Bubeusz
Posty: 1444
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Nie zwracając uwagi na Dechę, Varas skupiał się na obserwowaniu rozwoju wydarzeń. Jego pięści zaciskały się już nie z irytacji, tylko w geście kibicowania Yvette. Kiedy rozległy się hałasy na uliczce, uradowany poruszył pięścią w charakterystyczny sposób, nie wydając jednak żadnego dźwięku. Wciąż pamiętał, żeby nie zwracać na siebie uwagi.

Rutynowym rzutem oka sprawdził jeszcze okolicę. Nie chciałby w tym zaangażowaniu przegapić momentu pojawienia się Szarych Sieci, jeśli taki miał nastąpić.

/Den, może niegłupie byłoby opisać trochę okolicę, gdzie dokładnie siedzą, jak daleko od akcji, jak wygląda ulica, jakie są opcje schowania się, manewrów itp? Chyba, że nie planujemy tu żadnej akcji i nie jest to zupełnie istotne.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Varas, wykorzystując wyszkolone zmysły żołnierza, i to nie byle jakiego, rozejrzał się dookoła, notując w myślach wszystkie możliwe kierunki, z których mogło nadejść zagrożenie.
Do Domu Lin dochodziły pięć uliczek, dwie większe od północy i zachodu, z rosnącymi wzdłuż nich drzewami - z których nawet niektóre nie były zupełnie wysuszone. Gdyby pójść jedną z nich dalej, doszłoby się do obszaru z ławkami, tworzącymi coś w rodzaju audytorium na wolnym powietrzu. Druga dochodziła do samej Złotej Ulicy i Karczmy, którą Yvette i Varas niedawno odwiedziły. Z tej strony wydać było co pewien czas ludzi, spieszących w swoich sprawach. Jakikolwiek atak Sieci z tego kierunku raczej nie byłby specjalnie dyskretny, chociaż Sieci teoretycznie mogły przejść obok wartowników Kojotów, udając zwykłych mieszkańców.
Trzy uliczki prowadzące na południe i wschód, przechodzące w plątaninę mniejszych alejek, w miarę gdy zbliżało się do Pogorzeliska, były bardziej oczywistym zagrożeniem. Wąskie, wypełnione pustymi skrzyniami, stertami gruzu z na wpół zrujnowanych domów oferowało mnóstwo kryjówek - jak na przykład stertę pokruszonych cegieł i belek tak przegniłych, że nikt się na nie nie połakomił, za którą przycupnął teraz Decha. To w jednej z tych uliczek, Kojoty zainscenizowały teraz przepychankę.
Dom Lin przylegał z prawej strony do innego budynku, pustego, którego prawa ściana praktycznie nie istniała. Czy dało się przebić z niego do domu Lin? Wątpliwe, biorąc pod uwagę, jak poważnie kobieta traktowała bezpieczeństwo, ale nigdy nie wiadomo. Na pewno dało się z niego przejść na dach domu Lin, ale jakiekolwiek wejście z tej strony na pewno też było odpowiednio zabezpieczone.
Istnienie przylegającego budynku sprawiało, że patrole strażników trwały nieco dłużej niż gdyby musieli tylko okrążać Dom Lin, chociaż okiem Varasa, patrolujący nie sprawdzali opuszczonego budynku, gdy przechodzili obok dziury ziejącej na miejscu dawnych ścian.
Teraz zaś w ogóle nie mogli dojść do porozumienia, co robić dalej. Widać było, że wahają się między zajęciem się trwającą awanturą, rozmową z Yvette, a wznowieniem regularnych patroli.
- No dobra - powiedział ten, który zdawał się być czymś najbardziej zbliżonym do przywódcy grupy. - Tylko ty. I sprawdzę cię wcześniej.
Po swoich ostatnich doświadczenia ze strażą miejską, Yvette musiała być przyjemnie zaskoczona, że obszukał ją szybko, sprawnie i nie marnując czasu na macanie i miętoszenie.
- Możesz wejść, ale idę z tobą - powiedział, otwierając drzwi do środka dużym, ciężkim kluczem, który trzymał na łańcuchu na szyi.
Gdy oboje weszli do środka, strażnik ponownie zamknął za nimi drzwi na klucz. Yvette jednak ledwie zwróciła na to uwagę. Gości, witała dwumetrowej długości rzeźba bezskrzydłego smoka. Na ścianie po prawej był obraz smoka wypełzającego z płomieni. Po przeciwległej stronie był podobny obraz jednak o wiele gorszej jakości, wyglądający jakby namalowało go dziecko. Nad głową Yvette wisiała lampa, w której trzy smoka trzymały w pyskach zapalone świece, sprawiając wrażenie, jakby ziały ogniem.
Veni, rescripsi, discessi

Bubeusz
Posty: 1444
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Co ta wariatka tam trzyma, że stawia takie straże... - mruknął Varas, pozwalając, by jego wyobraźnia krążyła swobodnie, wyszukując możliwe problemy i rozwiązania tejże misji.

A co jeśli Lin jest dużo groźniejsza niż przypuszczali? Na przykład sama należy do Sieci?
Poczuł lekkie ukłucie niepokoju. Yvette, która właśnie wchodziła tam samiusieńka i bezbronna, mogła być w dużo większym niebezpieczeństwie, niż się z początku wydawało.

Obserwował ruchy strażników i Vasco, stojących przed domem. Czy zamieszanie w bocznej uliczce stwarza im jakieś opcje do manewru? Może udałoby mu się podkraść do zrujnowanego domu... Czy byłby w nim bezpieczny i niezauważony? Chciał być bliżej akcji, choć zdawał sobie sprawę z absurdalnego wręcz ryzyka, jakie niosłoby takie posunięcie.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość