Rozdział I: Nieprzyjemne przebudzenie
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
Gdy Varmadijr i Rodi się obudzili, obu przyszła do głowy ta sama myśl: "Ile to ja wypiłem?" Obaj cechowali się dość mocnymi głowami, więc fakt, że teraz odczuwali tę nieprzyjemną ciężkość głowy i myśli, ten ciągnący ból i uczucie zmęczenia i nudności, był równie dziwny co irytujący.
- Ugh... - mruknął Varmadijr.
- Aach... - zgodził się z nim Rodi, powoli podnosząc się z podłogi, na której najwyraźniej zasnął bądź zaległ.
Zakręciło mu się w głowie i zachwiał się na nogach. Jak..? Gdzie..? Co..? Próbował sobie przypomnieć wydarzenia poprzedniej nocy... ale w głowie miał jedynie pustkę, a intensywne myślenie sprawiło, że tylko poczuł się gorzej.
Tymczasem Varmadijr zmarszczył brwi. Co to było za pomieszczenie? Nie rozpoznawał go. Belki w stropie i charakterystyczna budowa i układ sufitu sugerowały jakieś poddasze. Panował półmrok, rozświetlany tylko blady światłem wpadającym przez małe okienko. Z tego powodu chwilę zajęło Varmadijrowi dostrzeżenie trzeciego nieprzytomnego mężczyzny.
Ponownie zmarszczył brwi i pokręcił głową, próbując sobie przypomnieć z kim to imprezowali. Nie przypominał sobie, by mieli jakiegoś kompana... ale też nie za wiele sobie przypominał. Tym bardziej ciężko było rozpoznać mężczyznę, gdyż leżała na brzuchu, twarzą do podłogi, w wyjątkowo niewygodnej pozycji. Musiał się spić najmocniej z ich trójki, bo nic nie wskazywało na to, że miał zamiar się obudzić w najbliższym czasie.
I do tego, wnosząc po ciemnej plamie, w której leżał, oferma musiał rozlać jakieś czerwone wino. Szkoda dobrego trunku. Tylko... czemu zapach wina nie przenikał całego pomieszczenia? I czemu nie było widać, by ów trzeci mężczyzna w ogóle oddychał?
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Kac. Nienawidził tego uczucia. Tak bardzo, że wręcz je wypierał. Potrząsnął głową, chcąc jak najszybciej dojść do siebie. "No dalej, nic ci przecież nie jest..!"
Podparł się rękoma o podłogę i podniósł ciężko na kolana. Przetarł dłonią po obolałym ramieniu. Sprawdził, czy nie ma obdrapanych knykci. Nie, żadnej walki chyba nie było...
Jego oczy zaczęły przeczesywać otoczenie w poszukiwaniu jakiegoś źródła wody. Zmrużył je mocno i przyłożył dłoń do czoła, kiedy natrafił na światło wpadające przez okienko. Nawet jeśli widok z okna mógłby mu coś powiedzieć o ich położeniu, nie był w stanie zdzierżyć tak silnego blasku.
Opuścił głowę i wtedy dostrzegł, że to, co leżało nieopodal, to żadne worki z ziemniakami, tylko czyjeś ciało. Znieruchomiał, a dolegliwości kacowe zmniejszyły się momentalnie.
Zerknął na Rodiego, aby upewnić się, czy on też to widzi.
- Ty, co to... za typ..? - wymamrotał Varas, przyglądając się uważnie niespodziewanemu towarzyszowi. Zwrócił uwagę na jego strój, posturę, wiek, spróbował oszacować profesję, przynależność, majętność... Czy my go znamy..?
I wtedy dostrzegł plamę krwi. Czy była świeża?
- Ja jebię... - wyrwało mu się cicho. Opadł z powrotem na zmurszałe deski i przewrócił się na plecy. Przez głowę przeleciała mu myśl, że być może powinien sprawdzić, czy ten ktoś jeszcze żyje, udzielić pierwszej pomocy... ale szybko ją odrzucił. Skoro i tak leży tu całą noc, kilka minut w te czy wewte nie zrobi różnicy.
Westchnął ciężko, wpatrzony w sufit.
W nierównej walce chłopu jakimś cudem udało się przechytrzyć grawitację i usiąść na zadku, opierając się plecami o łóżko, obok którego dotychczas leżał. Włosy miał pomierzwione, sterczące we wszystkie strony w brudzie i nieładzie, cuchnące ubranie miał ufajdane błotem, słomą i wymiocinami. Widok był okropny, zapach - jeszcze gorszy.
A jednak to właśnie zemdlony Rodi, po swoim kosztownym zwycięstwie nad grawitacją, jako pierwszy spróbował ocucić ich kolegę.
- Kurrrrrwa, coś ty za jeden, wstawaj - wycharczał, kopnąwszy (niecelnie) leżącego obok towarzysza.
Przy braku reakcji Rodi przyjrzał się mu odrobinę lepiej. W ciągu kilku sekund jego twarz stała się niemal całkowicie biała, z wyłączeniem przekrwień na obydwu policzkach. Farmer zdębiał, trzeźwiejąc jak na zawołanie.
- Varas..? Varas, kurwa, ja pierdolę! - Wystękał, przerażony, po czym podpełzł do tego trzeciego, delikatnie nim potrząsając. - Na bogów, on chyba nie żyje...
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Nie drzyj dupy, widziałem - mruknął przytłumionym głosem.
Westchnął ciężko. Dobra, chcąc nie chcąc, z kacem czy bez, chyba jednak trzeba będzie ogarnąć tę sytuację. Najemnik zaczął się powoli podnosić z podłogi.
- Sprawdź, jak zginął - polecił Rodiemu w międzyczasie. - Mam tylko nadzieję... - zawahał się na moment. - ...że to nie my go zabiliśmy.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
Strój mężczyzny stanowiło zwykłe, brązowe ubranie robocze, jakie nosiło wielu robotników portowych, chociaż zaskakująco dobrej jakości i... i z wszytymi pod spodem metalowymi płytkami. U pasa oprócz sakiewki, miał jedynie sztylet - z dobrej stali, Varas ocenił natychmiast - Ani broń ani płytki stali pod ubraniem nie ochroniły obcego jednak przed śmiercią... nic zresztą dziwnego, bo gdy Rodi obrócił go na plecy, okazało się, że jego gardło po prostu przestało istnieć, odsłaniając tchawicę. Co zaskakujące, na jego wciąż relatywnie młodej twarzy o oliwkowej cerze, zastygnięty był wyraz absolutnego i niezakłóconego spokoju.
Mimo to, widok tej rany to było nieco za dużo dla Rodiego. Poczuł jak zawartość jego żołądka się cofa. Kierowany jakimś odruchem wywodzącym się być może z czystej przyzwoitości - nie wymiotować na zmarłego - podbiegł do malutkiego okienka, niemal wyrwał je z framugi i wychylił się i zwymiotował.
Od razu mu ulżyło, a chłodne powietrze na jego twarzy sprawiło, że poczuł się jeszcze lepiej. Zamknął załzawione oczy, rozkoszując się tym uczuciem.
To rozkoszowanie się trwało może dwa uderzenia serca, do momentu, gdy zorientował się, że z dołu dochodzą go przekleństwa. Otworzył oczy i spojrzał w dół - szybko zorientował się, że poddasze znajduje się na wysokości drugiego piętra - chcąc zaraz zacząć przepraszać... i ujrzał ośmiu mężczyzn ubranych w dziwne zbroje, z których każda była zlepkiem różnych fragmentów pancerzy. Uzbrojeni również byli rozmaicie - głównie w pałki i maczugi, ale dojrzał też jakiś miecz i kuszę.
Kolory, które nosili jednak jasno wskazywało na to, że uzbrojeni byli członkami nimnarejskiej straży miejskiej... i właśnie wyważyli drzwi i zaczęli wbiegać do środka budynku.
- Straż - jęknął, odsuwając się od okna tak szybko, że nieomal potknął się o nogi zamordowanego mężczyzny.
Zamarł obok niego jak ten słup soli, kompletnie sparaliżowany przez strach. Niezdolny do najmniejszego nawet ruchu po prostu utkwił pusty, przerażony wzrok w Varasie. Jego twarz jakby straciła kolor.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Spokój, brachu, zabiłeś kogoś? - chwycił Rodiego za ramię, chcąc przywrócić mu rozum. Potrząsnął nim lekko. - No, jesteś niewinny. I tego się trzymajmy.
Zerknął na drzwi, dopiero teraz zadawszy sobie pytanie, czy są otwarte, czy może zatrzaśnięte na siedem spustów. Podszedł do nich i spróbował otworzyć, w myślach zastanawiając się już, jak przebiegnie rozmowa ze strażą.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
Drzwi sprawdzone przez Varasa otworzyły się z delikatnym skrzypieniem. W rzeczy samej, znajdowali się na jakimś poddaszu. Przed sobą widzieli drabinę prowadzącą na dach i schody prowadzące na poziom niżej. To tymi schodami nadbiegali teraz strażnicy, tupiąc głośno.
Varas usłyszał jak otwierają się jakieś drzwi na piętrze niżej i usłyszał spłoszony głos jakiejś kobiety:
- Co się dzieje?
- Do środka i zamknij drzwi - warknął idący na czele grupy strażnik. - To sprawa straży!
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Przyglądał się nieboszczykowi jeszcze kilka długich sekund, po czym spojrzał na Rodiego.
- Bądź przerażony, my też mogliśmy zginąć - polecił mu i wyszedł na korytarz.
- Halo, straż! Tutaj! - zawołał. - Tu jest trup!
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
- Szefie! To oni!
- Brać ich! - krzyknął przywódca, brodacz, będący jedynym uzbrojonym w prawdziwy miecz.
Na jego rozkaz cała grupa ruszyła zaczęła wbiegać po schodach na górę...
- Szybciej! - sierżant, kapitan, czy kim on tam był, zagrzewał ludzi do większego wysiłku. - Tylko pamiętajcie! Żywcem ich!
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- O skurwesyn, Rodi! - syknął, ściszając głos. Teraz już nie było czasu, żeby się zastanawiać. - Na górę! - rzucił i doskoczył do prowadzącej na dach drabiny. W kilka susów był już przy włazie, modląc się, żeby było otwarte.
Co się, do cholery, wydarzyło tej nocy..?!
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
Jednak krzyki nadbiegających strażników stanowiły dobrą motywację, by pokonać tę słabość. Wprawdzie słowa dowódcy strażników sugerowały, że parze nie grozi śmierć, ale też ścigający ich nie wyglądali na skorych do dyskusji...
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Nie chciał ryzykować złamania nogi, tym bardziej, że liczył, że jeśli strażnicy ich nie widzieli na drabinie, to wpadną do pustego pokoju i być może najpierw zaczną przeszukiwać worki i skrzynie.
Nagle omsknęła mu się noga i zatoczył się, w porę jednak łapiąc równowagę. Siedząc na czworakach przy krawędzi dachu, zwrócił uwagę na ścianę budynku - czy są tu jakieś elementy nadające się do złapania, rynny, gzymsy - i ewentualnego bezpieczniejszego opuszczenia na ziemię.
Zamierzał wykorzystać pierwszą, najbliższą opcję. Kątem oka zerknął, co robi Rodi.
Nie wiadomo, co wykrzywiało mu twarz bardziej - rażące słońce czy ból we wstrząśniętym brzuchu i głowie.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
Sekundę później ujrzał jak Rodi leci do tyłu...
Rodi już się ucieszył, że odciął strażnikom drogę pościgu i wtedy ujrzał strażnika z kuszą unoszącego broń. Usłyszał świst, poczuł uderzenie, które sprawiło, że upadł na plecy. Przez sekundę zastanowił się, czy kac i ból głowy - który wznowił się - nie sprawiły, że nie poczuł nawet rany, ale wystarczyło, by się obejrzał i zobaczył bełt wbity w drabinę leżącą obok niego.
- Mówiłem żywcem! - z lufcika doszedł głos dowódcy strażników łajającego kusznika. - Zostań tu i uważaj, czy nie wrócą! Reszta... za mną!
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Prosto do wozu z sianem. Adrenalina nie pozwalała, by ból i zmęczenie przedostawały się do świadomości. Jak tylko wylądował, zerwał się z siana i zeskoczył z wozu na ulicę, szybko oceniając sytuację. Czy kręcili się tu jacyś strażnicy? Które kierunki dawały największe szanse na wtopienie się w ciasne uliczki miasta? Zerknął jeszcze na drzwi i okna, chcąc upewnić się, czy nikt go nie obserwuje, po czym skierował wzrok na dach budynku. Co ten Rodi..?
- Varas, spadamy stąd - potwierdził, że niebo jest niebieskie Rodi.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
Rodi i Varas rozejrzeli się dookoła, starając się ignorować pytające spojrzenia tych, którzy widzieli ich zeskakujących z góry. Zresztą większość obecnych przy tym szybko odwracała wzrok i odchodziła, woląc nie wsadzać nosa w nie swoje sprawy.
Dookoła nich rozciągał się labirynt uliczek, tak podobnych do siebie, że ciężko było stwierdzić, w której części miasta się znajdują. Na pewno jednak nie byli w żadnej z bogatszych dzielnic. Po jednej stronie budynki wydawały się być bardziej zniszczone, nosząc ślady jakiegoś dawnego pożaru. Po drugiej więcej domów stało nienaruszonych, chyląc się ku sobie nad wąskimi uliczkami.
Trzeba było szybko wybrać i uciekać. Znaleźć jakieś miejsce, by na spokojnie usiąść, pomyśleć, zaplanować... i napić się czegoś, bo kac nadal męczył obu mężczyzn. Ile by dali za trochę wody, albo i kufel spienionego piwa, by klin wybić klinem...
Kufel spienionego piwa...
Teraz Rodi sobie przypominał.
Poszli najpierw do jednej karczmy, napili się piwa. Rozmawiali o jego almanachu, potem o jakiejś kobiecie... co to była za karczma... zaraz... pamiętał szyld, ciemny jakby od sadzy szyld, na którym mimo wszystko dało się rozpojrzeć czerwoną czaplę. Albo bociana. Chociaż nie, one chyba nie były czerwone. A może to był żuraw? Albo ten, no, pelikan? Słyszał też kiedyś o flamingach. One były chyba czerwone, prawda? Po prawdzie Rodi nie był ekspertem od ptactwa wodno-błotnego.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Widząc, że Rodi jakby się zwiesił, mężczyzna szarpnął go za rękaw. I pobiegł co sił. Miał zamiar skręcić kilka razy w boczne ulice, po czym znaleźć jakąś ruderę, piwnicę, podwórze, czy inny zakamarek, w którym będą mogli poczuć się bezpieczni.
Obejrzał się tylko raz, tuż przed zniknięciem za rogiem, chcąc upewnić się, że Rodi biegnie, i że strażnicy jeszcze ich nie zobaczyli.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
Podwórze było biedne, ale zaskakująco czyste. Żadnych start śmieci, odpadków i nieczystości. Wydawało się też dość bezpieczne. Jedynie jedna kobieta, młoda, ładna blondynka trzepała akurat dywan. Widząc jednak dwóch potężnych mężczyzn, zbladła i wycofała się do jednej z klatek.
Podwórze... Variemu coś się kojarzyło. Spotkali się na podobnym podwórzu z kimś. Nie, nie do końca tak... ktoś... ktoś tam umarł. Na ich rękach.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Przed oczami majaczyły mu jakieś straszliwe obrazy, to na pewno ze stresu...
I niewyspania.
W głowie mu szumiało.
- Hej - zawołał ochryple, próbując zatrzymać dziewczynę. - Masz wody? - Zrobił kilka kroków w stronę jej klatki, mając nadzieję, że się odwróci. Rozłożył ręce, chcąc jej pokazać, że nie jest uzbrojony ani groźny, tylko w potrzebie.
Dopiero po chwili machnął ręką pod adresem kolegi, siląc się na zabranie głosu.
- Dajże spokój kobicie - wycharczał z trudem - gdzie my jesteśmy?
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Mężczyzna wrócił do Rodiego i usiadł na jakimś kawałku deski, co leżał pod ścianą jednego z domów.
- Gdzie jesteśmy? Cholera wie, tych uliczek Labiryntu nie sposób zapamiętać - mruknął w odpowiedzi na pytanie kolegi. - Zaraz zejdę, jak się czegoś nie napiję... - podparł obolałą głowę na rękach i wpatrzył się w ziemię między swoimi stopami. - Będziesz mnie trzymał, jak wczoraj, tego... - Nagle podniósł głowę i spojrzał na Rodiego z szeroko otwartymi oczami. - Czy ty coś pamiętasz z wczoraj? Pamiętasz to? Jak byliśmy na takim podwórzu? I... i ktoś konał nam na rękach? Czy ja to sobie właśnie wymyśliłem?
- Nie - odparł zachrypnięty - ja też to pamiętam.
Zapadła chwila nieprzyjemnego milczenia. Brud chrzęścił i zgrzytał chłopu pod nogami, gdy w zamyśleniu przechadzał się po podwórku tam i z powrotem. Wyglądał na głęboko skupionego, nawet wtedy gdy ostrożnie zerkał przez bramę, zapewne w poszukiwaniu straży.
Spojrzał znów na Varasa.
- Myślisz, że to my?
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Kurwa, co za poranek... - przyłożył dłoń do czoła i zaczął masować powieki.
- Nie wiem... nic nie wiem, łeb mnie nakurwia! - rzucił nagle z nieoczekiwaną agresją, nieco może zbyt głośno jak na osobę, która się właśnie ukrywa przed strażnikami.
Poczuł przypływ jakiejś dziwnej determinacji i jednym, zwinnym ruchem zerwał się na nogi. Spojrzał na Rodiego. Jego nieco przekrwione i podkrążone oczy bynajmniej nie upiększały mu spojrzenia.
- Muszę się napić. Przydaj się na coś i wyczaruj mi wodę, magiku - rzucił zupełnie bez przekonania. - Gdzie tu jest studnia? - zaczął się rozglądać po podwórzu, w poszukiwaniu jakichś wiader, rynien, czegokolwiek, co miałoby cokolwiek wspólnego z wodą. Ruszył w stronę drzwi, w których zniknęła blondynka. Może jednak da mu coś do picia?
Zajęcie umysłu fizycznymi potrzebami pozwoliło odpędzić czarne myśli i nie zastanawiać się nad wczorajszą nocą. Ale coś mówiło mu bardzo wyraźnie, że moment, w którym ucieczka do starego, beztroskiego życia była jeszcze możliwa, jest już dawno za nimi. I może właśnie dlatego tym bardziej chciał o tym nie myśleć.
-
Denadareth
- Posty: 1390
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
Obejrzał się jeszcze na Rodiego i dał mu znak, żeby ten podszedł bliżej. Po czym zapukał, starając się to zrobić wyraźnie, ale nie za nachalnie. Odsunął się o krok i splótł niewinnie ręce na brzuchu.
Czekając, rzucił okiem na okna - czy ktoś w nich stoi i go obserwuje?
Zerknął na swoje brudne paznokcie. Odczekał jeszcze trochę. Rozumiał, że nie jest to dzielnica, w której się otwiera drzwi pierwszemu lepszemu oprychowi, który zapuka, ale co miał do stracenia? I tak musieli tu przeczekać, najlepiej do zmierzchu.
Mimo to odczuwał jednak głęboką wewnętrzną potrzebę palnięcia najemnika w ten jego durny łysiejący czerep. Powstrzymywało go jedno: świadomość, że gdyby był w stanie sięgnąć pamięcią wystarczająco daleko, zapewne znalazłby pewnie ku temu lepszy powód niż kąśliwe uwagi i nękanie przypadkiem napotkanej dziewki. Deprymowało go też to, że swoich czynów również nie pamiętał - wyryty w pamięci miał za to ten dziwny szyld z jakimś czerwonym ptakiem.
Zrezygnowany, ograniczył się więc do komentarza.
- Nie pyszcz tyle, kurwa - mruknął Rodi - kultury trochę.
Farmer bywał w Nimnaros dość często, jednakże dobrze znał tylko Plac Bubeusza i dzielnicę Portową. Labirynt był dla niego co najwyżej ciemną plamą na mapie miasta, która sama z siebie była dla niego niczym więcej niż ładnym obrazkiem. Nigdy nie czuł się dobrze w czymkolwiek większym od miasteczka - w Nimnaros, do tego w jego Labiryncie, czuł się jak w klatce, wokół której ujadały i węszyły dzikie psy. Pomimo wszystko, chciał wyjść z tego podwórza i poszukać wody gdziekolwiek indziej, nie przeszkadzać niewinnej dziewusze w jej codziennych sprawach - ale zdecydował się zostać tu z Varasem; lepiej, żeby trzymali się teraz razem.
- Wyglądasz jak cieć. - Dodał wymijająco pod adresem najemnika.
-
Bubeusz
- Posty: 1444
- Rejestracja: 2021-06-13
-
Karta postaci:
Varmadijr ef Kajjen
- Masz jakieś lepsze pomysły, czcigodny czarodzieju? - zapytał w końcu. - Dlaczego mam wrażenie, że gdyby nie ten twój zeszycik, to nie wpieprzylibyśmy się w to? - nie powstrzymał się. I zaraz zerknął znowu w okna budynku.
Chyba jednak lepiej będzie się stąd ulotnić...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość