Brølfrost

Według legendy, wśród mórz i oceanów, grasuje statek pełen okrutnych zwierzoludzi, zwanych Piratami Bestii. Tu właśnie pisze się ich historia.
ODPOWIEDZ
Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Statek Piratów bestii był potężnym trójmasztowcem uzbrojonym w krwiożerczą załogę, potężne armaty oraz niezwykłą otaczającą cały pokład magię z nieokreślonego źródła. Cały kadłub był w przeróżnych miejscach ozdobiony licznymi kośćmi ze złowionych morskich potworów, gdzie najbardziej imponującym z nich był pełny kościotrup przeogromnego rekina i postrachu mórz, Megalodona.
Statek składał się z górnego pokładu z którego prowadziła do kajuty kapitana oraz była głównym miejscem przebywania załogi. Dolny pokład składał się z 3 pięter:
1. Użytkowego gdzie znajdowały się hamaki oraz sypialnie dla załogi wraz z dołączoną kuchnią oraz kajutą medyka.
2. Niżej była zbrojownia z całą bronią i sprzętem załogi oraz stanowiska dla armat, i nie tylko.
3. Na najniższym piętrze pokładu znajdował się magazyn w którym przetrzymywane były towary, żywność i skarby. Tylko oficerzy mogli mieć wolny dostęp na to piętro.



Minęły 3 dni odkąd Crystal i V'shiss zostali przyjęci na pokład statku. Podróż pomimo towarzyskich i pełnych pomocy kamratów, była dość surowa i ciężka. Fale niemiłosiernie wzburzały okręt od góry do dołu, z boku na bok, wywołując u obu z nich nudności choroby morskiej. Do tego jeszcze niewielka burza jaka ich napotkała mogła im napędzić stracha zwłaszcza, że wielokrotnie wydawało się jakby fala miała złamać maszt albo nawet przewrócić statek. Była to uprzykrzające życie przypadłości do której oba żółtodzioby będą musieli się przyzwyczaić.


Podczas rejsu Crystal poznawała życie załogi oraz ich zwyczaje, większość czasu spędzając w kuchni jako pomoc Otto. Dotychczas była zbyt zajęta by bardziej zwiedzić okolice, gdyż ktoś ciągle ją zaczepiał gdy tylko nie pracowała w kuchni.
Ra'seane postanowiła pomóc jej dobraniu dla niej odpowiedniej broni(uparcie chcąc dać jej rapier) oraz przyszykowała do jej główki skórzany kapelusz z rondlem i strzępionym kolorowym piórkiem z dwoma dziurkami na uszka. Wężyca niezwykle zabiegała o atencje dziewczyny chwaląc się też jej często swoimi koralami oraz niewielką biżuterią, której nigdy nie mogła się zdobyć by sprzedać.
Książe także często zabierał ją do dyskusji o odpowiednim wycenianiu jej dóbr oraz tego jak można zdrowo przerżnąć kupca na swoją korzyść. Prócz tego uczył ją jak łowić ryby, głównie tłumacząc jak ważnym jest dobra zanęta.
Oczywiście w tym wszystkim był jeszcze Valhir, który jak tylko mógł to chciał zawrzeć z nią parę słów. Nie znajdował dla niej ostatnio zbyt wiele czasu, gdyż już od 2 dni mówi, że potrzebuje przyszykować się do wydarzenia dla załogi. Myszołaczka odkryła, że chodziło o jakiś rytuał.
Był teraz późny wieczór i Crystal po raz pierwszy miała kompletnie czas dla siebie. Inni jej nie zaczepiali, nie musiała dziś pomagać w kuchni i wyglądało na to, że w końcu mogła sobie pozwiedzać wszystkie zakamarki na statku. Mimo iż była późna godzina większość osób była na nogach szykując się do jakiejś uroczystości, którą ma prowadzić Valhir. Poza tym wiadomo, standardowa ekipa utrzymująca stale kurs wraz ze Sternikiem.
------------------------------------------------------------------------------------

V'shiss zaś był głównie zajęty przez dwójkę Avianów: Albę i Fadgara. Jako, że obiecał pomóc znachorce większość czasu spędzał z nią próbując rozchylić przed nia sekrety Eteru oraz pomóc w kontrolowaniu mocy, która wypływała z jej blizn. Kapłan zrozumiał, że ktoś wyrył jej na ramionach symbole oraz runy, które reagowały na jej naturalny talent. Nie wiedział jednak czemu ta moc tak bardzo wymykała jej się spod kontroli. Po sesji magii, Fadgar zawsze wypytywał go co i jak. Oprowadzał go także po statku pokazując mu podobne części pokładu jak Crystal i często upewniał się czy aby na pewno nie robi jej krzywdy. Był dla niej bardzo protekcjonalny.
Prócz tej dwójki na pokładzie zaczepiał go często Elkest, grożąc i gburnie ostrzegając go o wszystkich niebezpiecznych dla ognia miejscach na okręcie. Parę beczek na górnym pokładzie i cała zbrojownia miała zapasy prochu, co oznaczało wielkie NONO dla ognistych sztuk. Ra'seane także próbowała go przepytać o rzeczy, ale jakoś tak się złożyło, że nie znalazła się na to jeszcze żadna stosowna chwila.
Dziś wieczór Kapłan spędzał czas na kolejnych lekcjach w kajucie Alby. Zazwyczaj suche, zadbane pomieszczenia znachorki pełne ziół, skór i ułożonego sprzętu, były teraz w nieładzie rozrzucone wokół. Połowa kabiny była przymrożona, a powodem tego była stojąca na środku Sowczyca, która to z odsłoniętym ramieniem próbowała zapanować nad niewielką zamiecią jaką wywołała wokół siebie. Starała się nie panikować tak bardzo jak na początku ćwiczeń, jednak nie wiedziała jak długo wytrzyma jeszcze. Jej nauczyciel był jej potrzebny ze wskazówkami i to szybko.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Odkąd znalazła się na pokładzie statku bardzo często musiała walczyć sama ze sobą. Nie miała żadnych problemów, gdy znajdowali się w cieniu wyspy osłonięci od porywistych wiatrów i kilkumetrowych fal. Na morzu jednak, mimo wsparcia ze strony praktycznie całej załogi była wyraźnie nieszczęśliwa. Strach przed zatonięciem mieszał się w niej ze wspomnieniami, które naszły dziewczynę chwilę przed tym, jak zemdlała Valhirowy na łapie. Tamte wydarzenia były niczym zły sen - nie pamiętała ich dokładnie, jednak zostało w niej uczucie złości i przerażenia. Sztorm tylko to potęgował.
Całe szczęście większość czasu przesiedziała w kuchni. Rzucając się w wir pracy nie miała czasu na myślenie, więc nieco łagodniej znosiła wszelkie znoje podróży. Otto to wyraźnie widział, lecz tak polubił swą nową pomocnicę, że nawet co jakiś czas klepał ją pokrzepiająco po plecach. Ba! W sekrecie przed innymi załogantami zaczął jej przygotowywać różne drobne smakołyki. A to porcję musu owocowego, a to placuszki twarogowe, a to kruszony lód z sosem. Skąd on na środku morza wziął lód to Myszka nie miała pojęcia, lecz jadła go z największą przyjemnością. Na szczęście wszystkie te smakołyki zostały jej w żołądku nawet podczas największych fal na morzu.
Ra'seane stała się dla niej przyszywaną siostrą. Po tych kilku dniach obie się śmiały z tego, jak przy pierwszym spotkaniu Wężyca dosłownie przeraziła Crystal. Może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, lecz gdy pokonały te trudności tym bardziej ich relacja była silniejsza. Ba! Gdy mała dostała rapier nie rozstawała się z nim ani na chwilę. Dziewczyny często trenowały na środku górnego pokładu. Broń wielokrotnie wypadała z mysich łapek, które do tego nabawiły się odcisków (chociaż tutaj winny był również Otto z jego wykorzystywaniem Crys w kuchni). Widać jeszcze dużo czasu upłynie, nim najmłodsza piratka będzie zdolna do abordażu. Po treningach za to często przesiadywały razem z kuflem napitku (Mysza najczęściej dostawała lemoniadę cytrynową) i rozmawiały godzinami. To znaczy rozmawiałyby, gdyby Wielki Zły Miś nie rzucał do Wężycy kąśliwych uwag, że bronie w zbrojowni nie konserwują się samodzielnie.
O ile można powiedzieć, że kogoś wykorzystywała, to na pewno jej słoniowatego przyjaciela. Książę nie będąc drapieżnikiem bardzo szybko znalazł z dziewczyną wspólny język, więc ta chłonęła przekazywaną przez niego wiedzę jak gąbka. Ba! Któregoś razu zatrudnili nawet Kentara do pomocy przy improwizowanej scenie sprzedaży. Biedak miał pecha, bo jedynym dostępnym wtedy produktem był zdobiony naszyjnik. Crystal jednak tak go omamila, tak wychwalała kolor oczy minotaura podobny do użytych kamieni, podkreślała jego użyteczność w podniesieniu odbioru przez innych wpływów bosmana, że ten w końcu faktycznie go kupił oddając dziewczynce kilka ZŁOTYCH monet! Kiedy dowiedział się o tym Kapitan jego śmiech było słychać praktycznie na całym statku od bocianiego gniazda po najniższy pokład.
Brakowało jej jednak Niedźwiedziego Brata, jak zaczęła myśleć o Valhirze. Była ciekawa co też szykuje, lecz nikt nie chciał jej powiedzieć. Ponoć była to niespodzianka, lecz załoganci byli nią wyraźnie podekscytowani. Raz Mysza próbowała się nawet wślizgnąć do kapitańskiej kajuty, lecz nim zdążyła przejść przed drzwi Fadgar porwał ją w górę i skutecznie odwrócił uwagę dziewczynki zapraszając na bocianie gniazdo.
Była jednak jedna istota na tym statku, w towarzystwie której Crystal była wyraźnie spięta. Nawet pomimo licznych rozmów z V'shissem ten dalej patrzył na nią jak na trochę bardziej inteligentne, lecz dalej jedzenie. Za każdym razem dziewczynka pilnowała, żeby nie zostawać z gadem sam na sam. Miała już co prawda swój rapier, lecz sparaliżowana strachem zapewne zapomniałaby go użyć.
Teraz pozostawiona sama sobie zaczęła się nudzić. Otto jej nie potrzebował, Lyn był zajęty kapitańskimi sprawami, a reszta załogi miała jakieś zadania do wykonania. To było aż dziwne, bo ostatnie dni miała wręcz wypełnione ciągłą aktywnością! Pierwszy raz od dawna nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. W końcu postanowiła jednak, że wykona swój pomysł na prezent dla Kentara, który zakiełkował w jej głowie już pierwszego dnia jej pobytu na statku. Tylko potrzebowała do tego trochę owoców... W kuchni zapas się skończył, ale chyba nikt by się nie pogniewał, gdyby trochę sobie wzięła, prawda? Valhir nawet wspominał przed opuszczeniem wyspy, że udało im się zrobić spore zapasy. Nie niepokojona przez nikogo zeszła więc na niższe pokłady.
Mimo, iż już przesiadywała trochę w zbrojowni teraz będąc tu sama z zaciekawieniem przyglądała się armatom. Podobno piraci mieli jakichś relikt z dawnych czasów. Jakiś taki czarny proszek, dzięki któremu mogli posługiwać się magią ognia, chociaż nie byli czarodziejami! Było go niewiele, więc zostawiali go tylko do niezbędnego użytku, a Valhir trzy razy zastanawiał się, czy wydać rozkaz ładowania armat.
To co ją jednak najbardziej interesowało było jeszcze niżej. Na samym dole statku znajdował się magazyn, a w nim potrzebne składniki do zrobienia niespodzianki dla bosmana! Crystal przez chwilę mocowała się z drzwiami, lecz po chwili te ustąpiły z cichym skrzypieniem. Musiała mieć ogromne szczęście (a ktoś niezłego pecha, że zapomniał je zamknąć), bo normalnie zapewne nie było opcji ich otworzyć bez klucza. Wślizgnęła się więc do środka zamykając za sobą wejście.
- Wisienki, winogronka, jagódki... gdzie jesteście? - Nudziła sobie pod nosem rozglądając się z zainteresowaniem, bo jeszcze jej tutaj nie było ani razu. - Owocki, chodźcie do mnie! Owocki, Kentar was zje!
W pomieszczeniu panował półmrok, tak więc żeby sobie pomóc zaczęła węszyć. Nos jeszcze nigdy jej nie zawiódł.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
V'shiss niestety nie był najlepszym nauczycielem. Starał się jak najlepiej, ale ciężko było nauczać komuś, kto nigdy nie poznał teorii magii i nauczył się jej poprzez wiarę, medytacje i bolesną metodę prób i błędów, podczas których wkładał ręce do ognia i siłą woli starał się zmusić go do posłuszeństwa.
Mimo to naprawdę próbował, pokazując Albie ćwiczenia oddechowe, których używał do medytacji, nakazywał jej ćwiczyć wolę poprzez utrzymywanie w myślach bardzo szczegółowych obrazów, podczas gdy on chodził dookoła niej i starał się rozproszyć jej uwagę. Próbował opisać jakie to uczucie, skierować swoje myśli ku eterowi i żywiołom i narzucić im swoją wolę - tu jednak pojawiała się trudność językowi, gdyż borski nie był ojczystym językiem V'shissa.
W chwilach wolnych odpoczywał snując się po statku. Ilekroć go ktoś pytał o jego wiarę, wygłaszał peany na cześć Ukrytego Boga, ale chociaż starał się nie narzucać ze swoją religią, to nawet w normalnych rozmowach z trudem przychodziło mu nie powoływanie się na nauki z Księgi Denadaretha przy co drugim zdaniu. Pogrążony w myślach, planach, nawet zdarzał się nie zauważać, że Crystal się go boi.
***
V'shiss otworzył szerzej oczy, gdy ujrzał co się dzieje w kajucie Alby.
Sam nie potrafił kontrolować magii wody, jednak rozpraszanie pasm eteru było czymś, co potrafiła większość istot władających magią. Nie miał jednak zamiaru interweniować, jeszcze nie. Była to okazja do dobrej lekcji dla Alby.
- Na kieł Ukrytego Boga! Opanuj tę zamieć! - zawołał. - Tak jak mówiliśmy, tak jak ćwiczyliśmy. Oddychaj aż się uspokoisz. Pamiętaj, to ty narzucasz kontrolę, nie twoja moc. Wyobraź sobie kajutę, taką jaka jest, z każdym szczegółem, tylko bez tego śniegu i lodu. Niech ten obraz stanie się w twoim umyśle bardziej realny niż to co się tutaj dzieje!
Veni, rescripsi, discessi

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Crystal wkroczyła do najniższej części całego pokładu, które dotychczas były dla niej niedostępne. Tylko oficerzy mogli decydować o wejściu do magazynu i najwyraźniej, któryś z nich zapomniał zamknąć za sobą drzwi. Gdyby kapitan dowiedział się o tym zajściu to by winnemu nogi z dupy pourywał. Magazyn była to przepastna przestrzeń rozciągająca się na całą długość statku. Tutejsze belki były były wykonane z wyjątkowo wytrzymałego materiału, dodatkowo wzmocnione by wszelkie uszkodzenia lub woda nie miały tu dostępu. Co jakiś czas rozstawione były grube, kanciaste podpory, które zdawały się utrzymywać na sobie część wagi statku oraz podtrzymywać integralność okrętu. W samym magazynie zaś było ciemno. Wszelkie wiszące na podporach lampy były zgaszone, przez co ledwo można było dostrzec cokolwiek. Widocznym było mnóstwo skrzyń przykrytych siatkami z ekwipunkiem załogi, liczne związane beczułki z żywnością konserwowaną, zabezpieczone worki z suchymi produktami oraz liczna ilość haków, lin oraz nawet sporadycznej broni. Było tu wszystko to co było potrzebne do utrzymania statku podczas długiego rejsu, dlatego wszystko znajdowało się pod kluczem. Na dodatek można było usłyszeć drobny pisk szczurów pokładowych, które się tu pochowały.
Myszołaczka kierując się głównie węchem zaczęła zwiedzać podpokład. Znalezienie owoców nie należało do najłatwiejszych. Wszelkie skrzynki z nimi nie znajdowały się na tyle blisko wejścia, więc trzeba było zapuścić się jeszcze głębiej w ciemność. Po drodze zauważyła, że część szczurów zwróciła na nią uwagę, jednak zanim cokolwiek się więcej zadziało zaczęły uciekać od niej w przeciwnym kierunku. Być może mimo swojego wzrostu wyczuły, że wciąż jest niebezpieczną piratką jak reszta załogi? Ostatecznie udało jej się wychwycić słodki zapach i podążyła za nim. Zbliżając się do niego mogła zauważyć, że na końcu magazynu świeciła się jedna lampa. A jej świetle można było dostrzec sporej wielkości, żelazną klatkę. W środku ktoś był.
Na krześle umieszczonym w klatce siedziała jakaś postać. Ubrana w niebieską kurtkę ze błyszczącymi guzikami przy zapięciach i mankietach, butami z wysokimi cholewami, granatowymi spodniami oraz kapeluszem, który wisiał teraz na krześle. Postać miała czarne, długie włosy rozrzucone w nieładzie po całym jego ciele. Wszędzie wokół leżały puste butelki i czuć było z jego strony mocno alkohol oraz intensywny zapach ryby. Nawet w tak kiepskim świetle jedno było jasne: to był człowiek.
W okolicach jego klatki widać też było skrzynie z owocami, których szukała Crystal. Zastanawiając się jak sie do nich dostać by osoba w klatce ją nie zauważyła, więzień nagle zadrżał jakby wybudził się z pijackiego amoku i spojrzał się mniej więcej w kierunku Myszołaczki. Miał na sobie czarną bródkę z lekkim wąsem oraz piwne oczy.
- Wiem, że ktoś tu jest.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- S-spróbuje! - Wysyczała Alba zaczynając brać coraz to większe oddechy. Zamknęła też oczy by lepiej się skoncentrować, tak jak V'shiss jej kazał. Robiła wszystko co w jej mocy by bardziej nie spanikować, była przerażona i drżenie na całym ciele mogło być tego jasnym dowodem. Choć nie wykluczone, że to też z zimna od tej całej zamieci.
Magia szalała jeszcze przez chwilę po całym pokoju, jednak stopniowo zaczęła opadać. Wpierw zmalał wiatr, potem przeszywający mróz, aż w końcu symbole na jej ramieniu lekko zmalały ze swojego blasku. Teraz zamiast zamieci po pomieszczeniu zaczęły tworzyć się płatki śniegu, które powolnie opadały na ziemie, tańcząc wokół Sowczycy i Kapłana. Jaszczur mógł zauważyć, że płatki śniegu zaczęły przybierać wygląd malutkich łodzi z żaglami.
- Nie mogę zatrzymać tego bardziej. Opiera się mnie, nie mogę zdrowo myśleć. Myślenie... wręcz boli. Czy tak ma działać? Magia sprawia ból za każdym razem? - Spytała się ognistego maga, nadal mając zamknięte oczy i starając się czerpać głębokie oddechy. Obserwując to wszystko zdążył zauważyć pewną ciekawą zależność. Jej magia lub moc zdawały się bardzo mocno czerpać z odczuwanych przez nią emocji. Być może nawet mocniej niż u innych obdarzonych magią. Być może symbole na jej przedramieniu rezydował z jej uczuciami i aplikował przez nie odpowiednią dawkę Eteru, jednak ciężko było na tym etapie to stwierdzić.
Była jeszcze jedna rzecz, która mocno przyjęła uwagę Jaszczura. Odkąd tylko zaczęli dziś ćwiczyć miał wrażenie jakby byli obserwowani. Nie było skąd spoglądać na ćwiczenia będąc w kajucie Alby, więc załoga odpadała. Jednak uczucie było dla niego dość wyczuwalne. Zupełnie jakby ktoś patrzył mu spod ramienia lub z tyłu głowy. Dziwne uczucie obecności. Znajome.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Było strasznie ciemno, lecz ona na szczęście była przyzwyczajona do takich warunków. W końcu mieszkała w opuszczonej kopalni, gdzie jedynym źródłem światła były jej latarnie. Nie potrzebowała go aż tyle co przeciętny człowiek, ale w sumie jaka hybryda potrzebowała? Chociaż... na lądzie tak nie bujało. Będąc na statku musiała dzielić uwagę między zapachy, dźwięki, obrazy, ale również podłoże wątpliwej stabilności. Zejście samej na nieznany dotąd pokład mogło nie być zbyt mądrym pomysłem. Musiała to jednak zrobić! W końcu miała do zrobienia niespodziankę dla Kentara! Obiecała również innym, że postara się być dzielniejsza nić do tej potej pory. Oni ją tak wspierali... Zejście na najniższy pokład było dla niej pierwszą taką misją!
Z nowo odnalezioną odwagą (a przynajmniej jej szczątkowymi ilościami) brnęła przed siebie omijając beczki, skrzynki i worki. Załoga naprawdę zrobiła sobie magazyn. Tu było wszystko! Zastanawiała się jakie skarby mogłaby znaleźć za dnia, kiedy docierało tu więcej promieni słonecznych. Napotkane gryzonie nie były jej straszne. W końcu jakby nie patrzeć była po części jednym z nich. Dziwiła się tylko, że od niej uciekały. Te na lądzie czasem przychodziły spędzić z nią chwilę czasu i o ile nie mówiła ich językiem, to dotrzymywali sobie nawzajem towarzystwa. I właśnie to pokazywało, jak bardzo była samotna...
Wtem jej ślepka dostrzegły, że jednak jest tu jakieś źródło światła! Czy ktoś z piratów zapomniał je zgasić? Niedobrze. Elkest jakby się dowiedział to pewnie by się zdenerwował, bo zwracał na to wielką uwagę. Podeszła więc bliżej z zamiarem zgaszenia lampy, aż nie ujrzała klatki. Ale... co robiła tutaj klatka? I czemu ktoś był w środku?!
Naszła ją myśl, że nie powinna tu być. Nie powinna tego widzieć. Ale owocki! Nie. Jutro poprosi Otto o pomoc. Ona na pewno jej nie odmówi. Powoli zaczęła się wycofywać, lecz wtem ten człowiek przemówił.
Bała się. Miała być dzielniejsza, a jednak zamiast tego znow pragnęła schować się pod ziemię. Ale nie mogła się tak szybko poddać! Zacisnęła łapkę na rapierze, a drugą poprawiła sobie kapelutek. Ra'seane tak się naprawcowała, żeby go dla niej przygotować! Z nim na głowie musiała wyglądać groźniej niż zazwyczaj. Wzięła więc głęboki oddech (chociaż zaraz pożałowała, bo mężczyzna śmierdział) i postąpiła kilka kroków do przodu. Nie odzywała się, za to starała się przybrać odważny wyraz pyszczka. Uniosła głowę wysoko, by z zadartą bródką wyglądać na niego wyższą niż w rzeczywistości. Człowiek powinien już ją bez problemu zobaczyć.
Nie mogła jednak pozbyć się jednej uporczywej myśli. Dlaczego Valhir trzymał na swoim statku człowieka?

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
V'shiss odwrócił się gwałtownie, skanując pomieszcze wzrokiem i jednocześnie wyciągając język, by wychwycić zapachy. Nic? Chyba nic. Odwrócił się do Alby, jakby nic się nie stało.
- Przepraszam - powiedział. - Wracajmy do lekcji.
Przyjrzał się najpierw znakom na ciele Sowczycy, a potem statkopodobnym płatkom śniegu.
- Hmm, wiem, że tego nie kontrolujesz w pełni... ale jestem przekonany, że wielu magów, którzy o wiele lapiej panują nad swoją mocą niż ty, nie potrafiliby zrobić równie... misternych dzieł - powiedział z podziwiem... ale i odrobiną strachu w głosie. - Nie pytam, jak to robisz, bo wygląda na to, że jeszcze nie wiesz, ale potencjał masz zaiste nieziemski.
Odetchnął głęboko.
- Magia... magia nie powinna boleć - powiedział. - Albo jeśli już, to powinien być to taki ból, którego nie chcesz się pozbyć. Przyjmij ten ból. Bądź od niego silniejsza. Narzuć mocy swoją kontrolę, zanim ona nie narzuci jej tobie... ale pamiętaj, że magia nie jest twoim wrogiem. Księga Ukrytego Boga, rozdział pierwszy, werset dwunasty: "Magia jest oceanem, w którym pływami, powietrzem, którym oddychamy."
Zmierzył Albę spojrzeniem pełnym namysłu... co prawdopodobnie rozpoznałby tylko ktoś z jego rasy, gdyż dla wszystkich innych w gadzich oczach V'shissa nie odbijały się emocje.
- Powiedz mi, jak się czujesz, Albo? I jak się czułaś zanim zaczęła się na miniaturowa zamieć? O czym myślałaś? - zapytał.
Veni, rescripsi, discessi

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Zauważywszy Crystal człowiek podniósł się ociężale z siedzenia, z trudem łapiąc równowagę. W jednym ręku trzymał jeszcze niedokończoną butelkę tego co pachniało jak rum, zaś druga zwisała niemalże zwiotczona zza długiego rękawa opadającego na dół. Sam w sobie mężczyzna miał krzywą posturę i był ewidentnie pod wpływem alkoholu. Podszedł bliżej krat wystawiając swoją twarz na ile mu jego więzienie pozwoliło. Wpatrywał się intensywnie w nią.
- Szczur? Nieee... te szczury kojarzę, poza tym masz inną tą tego ciało i oczy, więc do szczura nie podobna. - Jego głos brzmiał jak delikatne mruczenie połączone z słyszalnym pijanym plątaniem słów. Mimo to jego akcent był ewidentnie Borski Klasyczny, jakich mnóstwo można było usłyszeć w Nimnaros to też łatwiej było rozpoznać co mówił. Wychylił jednego łyka z butelki, wydając przy tym przeciągły dźwięk wypuszczonego powietrza po wypiciu.
- Czego chcesz? Czy to ten misiek kapitan cię przysyła? Jeśli tak to nie mam mu nic do powiedzenia, już wyczerpał swoje pytania. - Powiedział spluwając na podłogę i omal nie wywalając się samemu na nią. Musiał w ostatniej chwili złapać się wolną ręką krat inaczej by wygrzmocił się po całości i nie wykluczone, że szybko by nie wstał. Ponieważ butelki nie miał zamiaru upuścić, nawet ryzykując złamany nos, użył do tego swojej drugiej, dotychczas zasłoniętej. Jednak jak się okazało, nie była to dłoń, ale hak. Najprawdziwszy w świecie piracki hak, przytwierdzony do przedramienia. I do tego ozdobiony złotem.
- Dziwne... masz wokół siebie taką... dziwne. To ty jesteś załogą czy nie? Nie masz tego głupiego znaczka nigdzie, a przynajmniej nic nie czuję. Kim ty jesteś?

------------------------------------------------------------------------------------------------
Alba zamrugała spoglądając na swojego nauczyciela. Zarówno tak jak Jaszczur posiadał zachowania, które były ciężkie do odczytania, tak kompletny brak mimiki u niej też nie ułatwiał nie werbalnej komunikacji. Znachorkę można było jedynie odczytać z jej oczu, które to teraz skoncentrowany, próbowały z trudem zerknąć w przeszłość.
- Ja... myślałam wtedy o...o... - Głęboko zamyślona, nie dokończyła swojej wypowiedzi. Nagły mróz przeszedł całe pomieszczenie, a płatki śniegu zniknęły. Większość podłogi zaczęła gwałtownie pokrywać się szronem, a gdy już był wystarczająco gruby w warstwie, coś, niczym niewidzialna dłoń zaczęła po niej malować. Na szronie V'shiss dojrzał klatkę na ptaki. W środku siedziały dwa zwierzęta, a wokół nich stali ludzie i obserwowali. Klatka była wielokrotnie uderzana przez ludzi i widać było, jak jeden z ptaków upada zraniony. Widać było namalowaną dłoń, która się zbliżała. Widać było jak coś lub ktoś rani tego ptaka, gdy ten wije się w agonii.
Przedstawienie na mrozie, które właśnie otrzymywał, było niczym ruchomy teatr cieni, niczym żywy mróz opisujący historie. By wytworzyć tak precyzyjne efekty w tak niekorzystnych warunkach, wymagałoby lat praktyki.
Alba niespodziewanie krzyknęła, łapiąc się za nadgarstek. Symbole na jej ramieniu błysnęły gwałtownie, a wraz z błyskiem światła lodowa fala tworząca kolczastą zaporę z ostrych sopli wokół Sowczycy. Sople zmanifestowały się zaledwie cal od nosa Kapłana omal go nie raniąc, zaś ich twórczyni padła nieprzytomnie na podłogę.
Była jeszcze jedna bardzo istotna uwagi sprawa. Otóż lodowy twór znajdujący się tuż przed Nauczycielem Alby, miał bardzo nietypowy kształt. Kolce rozstawiały się na boki, ujawniając warstwę podobną do szyi. Na niej zwisało coś co posiadało dwie okrągłe, wyszlifowane kule, przypominające oczy. Te oczy zamieszczone były dziwnego rodzaju pysk...
Gdy tylko V'shiss odsunął się na krok do tyłu mógł lepiej dostrzec, co dokładnie zostało stworzone z lodu. Głowa smoka.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
- O czym myślałaś? - powtórzył V'shiss. - Co znaczą te obrazy?
Ledwie powstrzymał się, by nie chwycić Alby w swe szpionaste łapy i nią nie potrząsnąć. Raz jeszcze powtórzył w myślach pokaz, którego był świadkiem. Co to znaczyło? Symboliczne przedstawienie jej przeszłości?
- Ty byłaś jednym z tych ptaków? Ktoś cię uwięził? Kim był ten drugi? - dopytywał.
Nagle pożałował, że nie interesował się innymi członkami załogi i nie zapytał kapitana o więcej informacji na temat jego uczennicy, zwłaszcza odnośnie jej historii i przeszłości. Ale po co ta symbolika? Ukryty Bóg często narzekał, że dwunogi używały za wiele symboliki, zamiast przekazywać fakty takie, jakimi były.
A potem zobaczył smoczą głowę i zapomniał o wszystkim innym. Ktoś, kto krótko znał V'shissa, mógłby pomyśleć, że na widok smoczego pyska, kapłan upadnie na kolana. Tym bardziej ta osoba zdziwiłaby się, widząc, że dłonie jaszczuroczłowieka zapłonęły ogniem, a z gardła wydostał się ostrzegawczy syk.
Mądrości Denadaretha były całkowicie jasne pod jednym względym. Nieraz wspominał, że pierwsze myśli, która przychodziły mu do głowy, gdy widział innego smoka to "rywal", "wróg" i "zagrożenie". Gdyby głowa należała do Denadaretha - a V'shiss ze wstydem przyznał, że nie znał wyglądu swego Boga na tyle, by to stwierdzić - V'shiss zacząłby oddawać jej cześć, jednak jeśli należała do innego smoka, to Ukryty Bóg jedynie by go ukarał za wielbienie innego smoka. Jeśli jednak to była głowa Dena... ach, musiał na spokojnie zastanowić się nad implikacjami! Czyżby to był znak od jego Boga, że jest na właściwej ścieżce? Czy Alba była prorokinią? Musiał się dowiedzieć więcej.
- Albo? Albo? - zawołał do nieprzytomnej sowy, nie mogąc do niej podejść poprzez zaporę z sopli.
Veni, rescripsi, discessi

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Mimowolnie zadrżała na widok człowieka. Sam fakt, że on tu był, w klatce, mroził krew w jej żyłach. Nie rozumiała jakim cudem się tu znalazł. Chociaż... tego akurat była w stanie się domyślić. Ale dlaczego? Wiedziała już, że Valhir nie pała miłością do ludzi. Ba! Ona też nie darzyła ich ciepłymi uczuciami. Pamiętała jak wściekły był na myśl, że tamci przemytnicy związali ją i wrzucili do skrzyni. Gdyby nie fakt, że już byli martwi z pewnością gotów byłby ich zamordować ponownie.
Słysząc słowo "szczur" aż jej się ogonek napiął. Kiedyś tak ją określali. Często. Zbyt często. Jednak będąc na pokładzie tego niezwykłego statku nie chciała już dać sobą tak pomiatać. Obiecała sobie, że zacznie się cenić taką jaka jest. Bo tego nie była w stanie zmienić. Mogła jednak poprawić nieco swoje zdanie o sobie i nabrać więcej pewności siebie. A przez te kilka dni, wśród obecnych Piratów Bestii zobaczyła, że jej niepozorna aparycja nie znaczyła, że była gorsza. Nie. Oni widzieli już w samiczce jedną z nich.
- Myszołaczka, jeśli już. - Machnęła ostrzegawczo ogonkiem i poprawiła kapelutek na głowie. Mając go czuła, że może być nieco odważniejsza. Nieco groźniejsza. Musiała potem podziękować Ra'seane za ten cudowny prezent.
Na pytanie o jej cel przybycia tutaj nieco się zmieszała. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że przyszła po owocki, żeby móc zrobić wielkiemu groźnemu minotaurowi soczek, prawda? Do tego sposób, w jaki mężczyzna wwiercał w nią swój wzrok sprawiał, że nie czuła się pewnie. Chyba jeszcze nie była wystarczająco gotowa do konfrontacji z takimi sytuacjami. Z drugiej strony on był w klatce, więc nie mógł jej zrobić krzywdy... prawda? Po prostu uznała, że nie odpowie na to pytanie.
Wtem jednak całą jej maskę odważnej istotki szlag trafił, kiedy zobaczyła hak. HAK KUŹWA! Zamiast ręki! On miał tam tak wielki kawał żelaza, że spokojnie mógł ją na niego nabić, wypruć bebechy, oskórować i rzucić rekinom na pożarcie! Mimowolnie postąpiła krok do tyłu i pisnęła cicho, co spowodowane było i gwałtownym ruchem człowieka oraz dziwną protezą.
- O... oczywiście, że jestem załogą! Tylko niedawno dołączyłam... - Straciła już całą pewność siebie. Niemniej słowa mężczyzny wręcz wwiercały się jej w głowę. O czym on mówił? Wtem pojawiła się w niej myśl, że może mieć to jakiś związek z uroczystością, którą Valhir szykował dla załogi. Coś, o czym nikt z obecnych na statku nie chciał jej powiedzieć. Czyżby... czy właśnie miała przed sobą potencjalne źródło informacji? Przełknęła niepewnie ślinkę, po czym na nowo uniosła pyszczek. Próbowała być nieco dzielniejsza!
- O jakich znaczkach mówisz? I... dlaczego tutaj w ogóle jesteś? - Drugie pytanie dodała już o wiele mniej pewnie. Chciała się jednak tego dowiedzieć. Wręcz potrzebowała, jeżeli naprawdę miała zostać jedną z załogantów pod przywództwem Valhira. Musiała zrozumieć, dlaczego trzymając mężczyznę w klatce zachowywał się na kształt... ludzi i ich okrucieństwa.

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Mężyczyzna opróżnił całkowicie trzymaną butelkę z której jeszcze próbował strząsnąć na język pozostałe kropelki. Kiedy już nic więcej wylecieć z niej nie mogło, poirytowany cisnął butelkę poza klatkę, która to dołączyła do kolekcji pozostałych pustych butelek na podłodze. Następnie zaczął chwilę szamotać się by znaleźć czy może gdzieś nie pozostał mu jakiś alkohol. W klatce miał on leżącą skrzynkę i to właśnie z niej znalazł jeszcze jedną, ostatnią butelkę. Oblizując z zadowoleniem wargi odkorkował ją zębami i wziął porządny łyk. Wstawiony i zadowolony odwrócił się znów do Myszołaczki, omal nie przewracając się po gwałtownym podskoczeniu statku na fali.
- Mówię o runie, która jest na załogantach! O taka co się świeci gdy jest zagrożenie. Też pewnie dostaniesz... jeśli faktycznie jesteś z nimi. - Wymamrotał drapiąc się w konsternacji po policzku. Wpatrywał się w Crystal jakby chciał na pewno upewnić się czy aby na pewno nie jest szczurem. Albo jakimś dziwnym kotem.
- Co ja tu robię? Jestem zakładnikiem. Poza tym tylko ja mogę tym brudasom z góry powiedzieć co chcą. Niewdzięcznicy zawszeni... - Powiedział niezadowolony, więc pociągnął jeszcze jednego łyka by poczuć się lepiej. Pomogło i przyjemnie zaczęło go kiwać. Jednak gdy odezwał się po raz kolejny jego oczy odrobinę wytrzeźwiały, a on samemu złapał równowagę. Patrzył się na nią z góry z niezrozumiałą przenikliwością.
- To były dwa pytania. Teraz zostało Ci już tylko jedno.

------------------------------------------------------------------------------
- Albo. Albo... Albo co?! Weź powiedz co chcesz, a nie marnujesz mi czas!
W głowie V'shissa niespodziewanie huknął jakiś głos. Potężny głos. Na tyle silny, że jego samego powaliło na kolana. Czuł się obserwowany od stóp do głów. Nagi. Bezbronny. Nie mógł zrozumieć skąd pochodzi to uczucie. Czyżby to od tej lodowej głowy? Czy może... od jego własnej? Czuł coś. Coś co nie należało do niego, a jednak zdawało się być tak znajome. Zimno. Ból. W klatce?
Kapłan poczuł, że nie może wziąć poprawnie oddechu. Coś uwierało. Przeszywało go. Jednak jego ciało było całe. Kogo to był ból? Kogo to były wspomnienia?!
Uczucie minęło tak szybko jak się pojawiło, a w głowie Jaszczura powróciła z powrotem znajome mu myśli oraz rozpalony fanatyzm. Wszystko wróciło do normy. Spoglądając po pomieszczeniu mógł zauważyć, że zarówno kolce jak i smocza statuetka zaczęły się gwałtownie rozpuszczać. Zupełnie jakby coś tworzyło odpowiednio silną fale gorąca. I coś właśnie tworzyło taki żar. On.
Magia wypływała z niego w nowej formie, powodując płonięcie zaschniętych ziół i parowanie wody w wiadrze. Deski pokładu oraz mebli parowały, jakby w każdej chwili miały się zająć ogniem. Wszelkie ślady szronu zniknęły, a lód pomału zanikał. Alba nadal leżała nieprzytomna, jednak opanowanie wylewającej się mocy było ważniejsze. I to prędko.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Lecąca przez kraty butelka niemal rozbiła się o deski statku. Chociaż Crystal ostatnim czasem naprawdę dużo nad sobą pracowała, to teraz jednak niewiele to znaczyło. Półmrok panujący na najniższym pokładzie wraz z uwięzionym człowiekiem sprawiał, że serce biło jej szybciej niż zazwyczaj. Na dźwięk uderzanego szkła o drewno podskoczyła lekko. Mimo całego pirackiego anturażu nawet ślepy by zobaczył, że się bała.
Słuchając o runie piratów zmarszczyła nieco swój mały nosek. Czy to właśnie przygotowywał Valhir? Nie zauważyła, żeby którakolwiek z hybryd posiadała na sobie znak. Jedynie w kajucie kapitańskiej kilka dostrzegła. No i na tym dziwnym kamieniu, który Niedźwiedź wyciągnął, gdy byli jeszcze na wyspie. Czy on naprawdę planuje jej wypalić jakiś symbol? Właściciel złotego haka nie powiedział jak wygląda cały proces, ale Crystal sporo sobie sama dopowiedziała.
- Oczywiście, że jestem z nimi! - Zaperzyła się, lecz zaraz opuściła na moment uszka i ogonek. - To moja pierwsza prawdziwa rodzina...
Czy mogliby ją w jakiś stopniu oszukiwać? Czy chcieli wykorzystać tak jak wszyscy do tej pory? Wiedzieli, że jest krysztalnikiem i może zwiększyć zyski płynące z ich rabunków. W sumie... czy piraci sami w sobie nie byli kimś złym? Czy ona teraz nie stawała się zła? Spojrzała na uwięzionego mężczyznę wzrokiem pełnym wątpliwości. Kiedyś to ona znajdowała się na jego miejscu. Jak przez mgłę pamiętała żelazne kraty. Pamiętała lodowate oczy, które w nią wpatrzone mówiły o kolejnych potwornościach, jakich miała doznać.
TRZASK!
Gdzieś z tyłu pękły liny mocujące związane beczki i teraz te sunęły po kołyszącej się podłodze. Było to o tyle dziwne, że ich grubość nie powinna na to pozwolić. W powietrzu czuć było jednak swoiste wyładowania. Chaotyczne. Nieuporządkowane. Dzikie. Ich szczególnie nie powinno tutaj być.
- Byłam kiedyś na Twoim miejscu... Nie wiem dlaczego Valhir Cię tu trzyma, bo to zapewne jego decyzja jako kapitana. Nie mogę Cię wypuścić, jednak mam nadzieję, że nie dzieje Ci się tu krzywda.
Żeby chociaż trochę mu osłodzić pobyt w zamknięciu wyciągnęła zawiniątko ze swojej torby. Kiedy rozwinęła brązowy papier okazało się, że są to okrągłe ciasteczka z kawałkami czekolady. Całkiem spore. Ostrożnie podeszła do klatki z wyciągniętą łapką.
- Proszę. Ze sobą mam tylko to, ale jak uda mi się potem zdobyć coś innego to postaram Ci się przynieść. Jeśli masz ochotę na coś konkretnego to powiedz. Nie obiecuję, że dam radę, ale przynajmniej poszukam.
Wcześniej wspomniał o wykorzystanych pytaniach. Valhirowi podobno się już skończyły, a jej zostało jedno. Nie rozumiała tego w ogóle, ale zdecydowała się nie zadawać mu już żadnego. Przynajmniej na razie.
- Mam na imię Crystal...
Wyznała uświadomiwszy sobie, że jeszcze się nie przedstawiła. Stała już przy kratach, więc mężczyzna mógł już wziąć od niej ciastka.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
Co to było? CO TO BYŁO?
V'shiss niemal zapomniał o swej uczennicy, a raczej by zapomniał, gdyby nie przyszły mu do głowy słowa, które od niej usłyszał. Magia ją bolała. On powiedział, że nie powinna... ale chyba okazywało się, że nie wiedział co mówi. On czuł zimno, ból i... i nigdy nie czuł się potężniejszy.
A ten głos w jego głowie? Czy to... czy to Ukryty Bóg w końcu przemówił? Ale w jaki sposób marnował czas swego Boga? Cóż znaczyły te słowa? Och, on niegodny nie mógł liczyć na to, że je zrozumie... ale *musiał* je pojąć?
Najpierw jednak, musiał nie spłonąć, a raczej nie spalić całej łajby, co zaowocowałoby z kolei jego utopieniem się. Zresztą czy Ukryty Bóg nie powiedział kiedyś, że ciężko nazwać potężnym tego, kto nad własną mocą nie panuje? Nie był w zasadzie pewien, czy Bóg tak powiedział, ale nie było to wykluczone.
V'shiss musiał opanować swą moc i zrobił to w jedyny sposób, jaki potrafił. Ukleknął i zaczął powtarzać słowa, które wyrył sobie w pamięci na wieki wieków.
Rozdział pierwszy werset pierwszy: dziczyznę będziesz podsmażał w swoim oddechu przez nie mniej, nie więcej niż dziewięć oddechów.
Rozdział pierwszy werset drugi: jeśli nie chcesz się budzić, nie budź się.
Rozdział pierwszy werset trzeci: nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać odpowiednią ilością ognia.
Rozdział pierwszy werset czwarty: jeśli jakiegoś problemu nie da się rozwiązać z ogniem, należy zasnąć na pięćdziesiąt lat, licząc, że po przebudzeniu okaże się, że problem rozwiązał się sam.
Rozdział pierwszy werset piąty: nieważne, że monety i klejnoty robią za niewygodne łoże, bycie smokiem zobowiązuje.
Rozdział pierwszy werset szósty: zimno jest złe. Ciepło jest dobre.
Veni, rescripsi, discessi

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Gdy liny pękły, człowiek w klatce spojrzał się w tamtym kierunku gwałtownie, sięgając ręką do pasa po coś czego tam nie było. Skonfundowany spojrzał się po sobie orientując się, że nie ma przy sobie swojej broni po którą z nawyku chciał sięgnąć. Poirytowany tym faktem próbował znaleźć źródło tego dziwnego zjawiska co przypomniało trochę desperackie rozglądanie się za duchem. Gdy nie mógł ostatecznie nic znaleźć podrapał się z niezadowoleniem po policzku tracąc przy tym nieco równowagę.
- Dziwne. Miałem wrażenie, że czuję tu chaos... - Wydukał na głos, winiąc ewidentnie za to alkohol, a przynajmniej spojrzał się na butelkę jakby była winna wszelkich krzywd w jego życiu. W ramach zemsty pociągnął łyka z butelki, bo był to przeciwnik z którym ciężko mu było wygrać.
Gdy Myszołaczka podeszła bliżej z tabliczką czekolady, na twarzy więźnia pojawiło się ewidentne zaskoczenie. Przez chwilę nie wiedział jak się zachować, skołowany całym zajściem. Podpity i trzymając się hakiem o kraty, poluzował nieco dłoń z ostrą protezą. W jego oczach pojawiła się zimna jak stal determinacja, a jego upojenie zdawało się gwałtownie ulotnić. Zrobiło się bardzo cicho, jakby czas na moment zwolnił. Więzień gwałtownie zamachnął się swoim hakiem w kierunku Crystal i...
...wbił ją w tabliczkę czekolady. Przysunął słodycz do siebie i wziął gryza, rechotając głośno jak ewidentny pijak.
- No, no, no! To ci gratka taka wariatka, hah! Wiesz co? Czuję, że dla ciebie mogę zrobić wyjątek. Możesz zadać mi teraz jeszcze DWA pytania. A jeśli chcesz mi coś przynieść...eeee....hmmm... co powiesz na świeżo złapaną rybę od tego co nazywają Książem, huh? Powiedz mu, że ryba jest dla Azola. Jak to zrobisz, to dam Ci jeszcze jedno pytanie! Bo czemu nie! - Wybełkotał z uśmiechem wcinając czekoladę.
--------------------------------------------------------------------------------
Wraz z modlitwą moc V'shissa zaczęła maleć. Żar niszczący kajutę począł słabnąć, a zagrożenie pożarem zdawało się zanikać. Deski przestały niepokojąco skwierczeć, zioła i meble zaprzestały swojemu dalszemu spopieleniu. Magia falowała wokół kapłana, pomału i stopniowo opanowywana. Modlitwa była dla niego jednym z największych form medytacji jakie mógł osiągnąć i z całą pewnością było widać tego efekty. Nagły wybuch gorąca miał jednak pewną dużą zaletę, bowiem pozbył się kompletnie lodowych kreacji dając dostęp do nieprzytomnej znachorki. Nim jednak Jaszczur podszedł do niej poczuł, że coś się w nim zmieniło. Przebudziło. Jakby zyskał w sobie nowe możliwości. Skupiając się na swoim ciele w jego głowie szumiały słowa, które przed chwilą z całą żarliwością recytował, a konkretnie jedna ich część:
"Rozdział pierwszy werset pierwszy: dziczyznę będziesz podsmażał w swoim oddechu przez nie mniej, nie więcej niż dziewięć oddechów. "
Czuł, że w tych słowa znajduje się większa mądrość niż wcześniej przypuszczał. Niemalże jak ukryta głębia, której wydobycie nagrodzone byłoby przez samego Ukrytego Boga. Dziewięć oddechów... czyżby to były słowa klucz do zgłębienia tego sekretu? Może i Ukryty Bóg nie lubił sekretów i symboliki, jednak w jego słowach bez wątpienia odnaleźć można było mądrość. Dziewięć oddechów... co by się wtedy stało?
W między czasie Alba zaczęła się ruszać i odzyskiwać przytomność. Podniosła się ciężko do pozycji siedzącej i oszołomiona rozglądała się po sobie oraz okolicy. Jej piórka były w paru miejscach lekko przypalone.
- Co... co się stało? Nic nie pamiętam...

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Nagła reakcja mężczyzny na pękające liny tym bardziej ją zaskoczyła. Tak bardzo, że aż podskoczyła! Mimo wszystko dalej była płochliwą myszą. Jeszcze dużo czasu upłynie, nim się to zmieni. Jego słowa jednak zmusiły ją do myślenia. Chaos... Często go czuła w sobie, jednak podejrzewała, że to tylko jej uczucia. Emocje ze skołatanego serca. Ale skoro on go wyczuł, to czy jednak nie żyła w błędzie? Jej przybrany ojciec często powtarzał, żeby się kontrolowała. Żeby nie stawała z nikim do walki. By uciekała. Mówił też, że była niezwykła. Ale czy nie każdy rodzic rzece tak do swego dziecka?
Czas na rozmyślania jednak się skończył. Gdy tylko złoty hak błysnął w powietrzu ona pisnęła głośno przestraszona. Czy podchodzenie do jeńca było na pewno mądre? Jak tylko łakoć znalazł się na jego protezie drżące nogi ugięły się pod nią, po czym odsunęła się od niego ciągnąć dupką po deskach. Nie wyglądało to majestatycznie, a nie. Chyba miał rację, że trafiła mu się mała wariatka. No, a przynajmniej naiwna Crystal. Nie rozumiała o co chodzi z tymi pytaniami, ale chyba dobrze, że dostała kolejne, prawda?
Zawstydzona swoim zachowaniem podniosła się szybko, otrzepała ubranko, poprawiła kapelutek i odchrząknęła.
- Nie powinieneś tak tym wymachiwać, to niebezpieczne. - Ostrofowała go, po czym rozejrzała się dookoła. Miała wziąć owoce, jednak teraz chyba sobie daruje.
- Postaram się przynieść tę rybę. Ale... jeśli ma być świeżo złapana to będzie surowa. - Zmarszczyła brwi wyraźnie skonsternowana. - Jeśli chcesz mogę spróbować ją ugotować. No chyba, że wolisz jednak surową.
Przekrzywiła nieco głowę. On był dziwny. Bardzo dziwny. Czy powinna komuś mówić, że go spotkała? Nazywał się Azol z tego co zrozumiała. Imię nic dziewczynie nie mówiło, a jednak nie wiedzieć czemu miała dziwne przeczucie. Jakby w tej klatce ktoś zamknął chodzące kłopoty.
Poczuła się skrępowana. Spojrzała niepewnie w kierunku wejścia, którym tu dotarła. Jeśli zbyt długo pozostanie na najniższym pokładzie pewnie zaczną ją szukać, a tego wolała uniknąć. Jeszcze Valhir by się zdenerwował. Chociaż on teraz był ciągle zajęty, aż zaczęła podejrzewać, że może specjalnie jej unika? To sprawiłoby jej wielką przykrość.
- Powinnam już wracać...
Jeśli pójdzie on znów zostanie sam w ciemnościach. Nie znała go. Nie wiedziała, czy należał do tych "złych" ludzi. Ale jednak zamknięcie w klatce pod pokładem, w samotności, nie było niczym dobrym. Dlatego sięgnęła jeszcze raz do swojej torby i uważając, żeby pozostać poza zasięgiem haka rzuciła mu do środka talię kart. Były stare, jednak dalej czytelne.
- Proszę. To tak, żeby trochę milej czas płynął.
Odwróciła się na pięcie i podbiegła do granicy światła. Tam jeszcze ostatni raz się zatrzymała, by spojrzeć przez ramię na mężczyznę. W głowie miała masę pytań, a żadnej odpowiedzi. Postanowiła sobie jednak, że jak będzie okazja wróci do niego choćby na chwilę, żeby nie siedział sam. Sprawnie przeskoczyła między turlającymi się beczkami, po czym zamykając za sobą drzwi na klamkę pobiegła schodami na górę. Zamierzała udawać, że nigdy jej na dole nie było. Miała tylko nadzieję, że nie wpadnie na Valhira, bo ten jak już się przekonała miał bardzo dobry węch.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
Chwilę zajęło V'shissowi zauważenie, że Alba się przebudziła i do niego mówi. Wciąż myśli zaprzątnięte miał tym dziwnym uczuciem, które się w nim przebudziło oraz nowym zrozumieniem słów Ukrytego Boga, które czaiło się tuż-tuż za rogiem. Gdyby miał chwilę na medytację, to...
Nagle odwrócił się do Alby.
- Straciłaś przytomność - powiedział, pomagając jej się podnieść. - Wygląda na to, że... straciłaś panowanie nad mocą... i ja również. Tu dzieje się coś dziwnego.
Miał do niej tyle pytań. Czy to ona stworzyła smoczą głowę z lodu? Czy to jego podświadomość działała? Czy była to ingerencja ze strony sił trzecich... na przykład samego Ukrytego Boga? Te pytania mogły jednak poczekać. Najpierw trzeba było się nią zaopiekować.
- Chodź! - polecił jej, pomagając wyjść z kajuty. - Musimy udać się do medyka.
Nagle zamarł. No tak. To Alba była medykiem.
Na szczęście akurat w pobliżu przechodził zbrojmistrzyni statku.
- Ra'seane! - zawołał V'shiss. Fakt, że była jedną z niewielu osób załogi, której imię zapamiętał nie miał ABSOLUTNIE niczego wspólnego z tym, że była śliczną wężycą, ale to nie był moment na tego rodzaju myśli. - Czy ktoś oprócz Alby zna się tu na leczeniu? Straciła na chwilę przytomność. Teraz wygląda, że wszystko jest w porządku, ale czułbym się pewniej, gdyby ktoś ją zbadał.
Veni, rescripsi, discessi

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Crystal zostawiając za sobą człowieka, czuła jak ten wodzi za nią wzrokiem. Jego spojrzenie choć przeszywające, nie było aż tak przytłaczające jak na początku, a gdyby odwróciła się do niego zobaczyłaby jak z zadowoleniem podnosi z podłogi talię kart, starając się nie przewrócić pod wpływem. Przedziwna była z niego istota... nawet jak na człowieka.
Na górnym pokładzie mogła dostrzec dokonane przygotowania. Na krawędziach statku zostały odpalone pochodnie ułożone od siebie i od lin w bezpiecznym dystansie. Pokład został rozrysowany dziwnymi kołami oraz znakami, których znaczenia nie znała jednak przyprawiały o pewną gęsią skórkę. Pomiędzy rozrysowanymi obręczami był ustawiony kamienny ołtarz, taki sam jaki znajdował się wcześniej w kajucie kapitana. Niebo było zaskakująco czyste tej nocy i widać było gwiazdy Nity w pełnej okazałości. Tak samo oba księżyce pięknie się prezentowały, jeden jako sierp, a drugi... z dziwną czarną dziurą w środku. Nie było to zaskoczeniem, w końcu jeden z księżycy ma dość często nienaturalne kształty w tym świecie. Dodatkowo większość załogi czekała już tutaj i ku zaskoczeniu Crystal, każdy z załogantów miał namalowane na ciele/futrze/łuskach przeróżne wzory i symbole za pomocą jakiejś farby.
Kentar dostrzegł Myszołaczke z tłumu i podszedł do niej przypychając się między zgromadzonymi, trzymając w dłoniach niewielkie słoiczki.
- Dobrze, że jesteś za niedługo się zacznie. Chodź pomogę Ci z barwami jak u innych. - Rzekł do niej schylając się do jej poziomu na kucaka i korzystając z farb w słoiczkach malował po ciele Crystal, choć nie wychodziło mu to najlepiej przez rożnicę wielkości.

---------------------------------------------------------------------
Wężyca akurat zamierzała wybrać się na górny pokład, gdy to zaczepił ją kapłan. Ubrana była w skórzaną przepaskę oraz luźną koszulkę bez rękawów, a na całym ciele miała rozrysowane białą farbą symbole i znaki, które wyglądały na niej dość elegancko. Ra'seane zamrugała zdziwiona widząc w jakim stanie jest Alba i bez słowa podbiegła do niej pomagając jej usiąść na schodku. Zaczęła sprawdzać co z nią nie tak i nawet badać ją mimo protestów ze strony Sowczycy. Wyglądała na to, że Zbrojmistrz miał przynajmniej podstawową wiedzę o pierwszej pomocy. Ostatecznie pogłaskała koleżankę po głowie i podała jej ostrożnie niewielką zakorkowaną buteleczkę z czerwonym płynem. Gdy ta ją wypiła zaczęła wyglądać znacznie lepiej, a jej oczy nabrały znowu skupienia. Ra'seane jeszcze przyjrzała się bliżej kilku spalonym lotkom na jej piórach przez co spojrzała się gniewnie na V'shissa.
- Co ty jej zrobiłeś V'shissssss? Dlaczego ona tak wygląda, hmm? Mów bo sssssię zdenerwuje. - Odezwała się do niego ze swoim mocnym akcentem. Świdrowała go swoim spojrzeniem z założonymi rękoma na piersi, czekając na jego odpowiedź.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
Jaszczur zastygł na chwilę w bezruchu. Na mądrość Ukrytego Boga, Ra'seane w obecnym stroju wyglądała... nieźle. Lepiej niż nieźle. Lepiej niż kiedykolwiek.
Ach, jak ona ślicznie wysyczała końcówkę jego imienia! Dopiero teraz, z opóźnieniem, dotarło do niego jej pytanie.
V'shiss otworzył pysk. Zamknął. Otworzył. Zamknął. Poruszył niespokojnie ogonem. Otworzył pysk. Poruszył ogonem. Zamknął pysk.
- Nie wiem - powiedział, wzruszając ramionami. - Przyznaję, błędy zostały popełnione, ale...
Westchnął ciężko, widząc, że się wikła.
- Nie wiem - powtórzył. - Uczyłem ją... próbowałem nauczyć kontroli, gdy nagle kompletnie ją utraciła. Zaczęła wzywać lodową moc... jakiej nigdy nie widziałem wcześniej. Straciła przytomność, ale ciągle to robiła, w ogóle nie panując nad sobą i nad darem. Próbowałem to opanować, po czym nagle odzyskała przytomność, nie pamiętając niczego.
Przemilczał sprawę dwóch ptaków w klatce: chociaż załoga była ze sobą blisko, to nie wiedział, czy Alba chciałaby by się dzielił tą wiedzą. Przemilczał też sprawę smoczej głowy: to był ewidentnie znak dla niego... i Alby jeśli rzeczywiście była prorokinią Ukrytego Boga.
Veni, rescripsi, discessi

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Opuszczając najniższy pokład nie obejrzała się. Już i tak była dzielna, że w taki sposób przeprowadziła rozmowę z człowiekiem! Współczuła mu trochę, bo mimo wszystko uwięzienie nigdy nie było czymś przyjemnym. Ale Valhir musiał mieć jakiś dobry powód, prawda? Może to był ktoś zły? Widziała przecież hak. I jeszcze jak się na nią zamachnął w tamtym momencie! No... to znaczy nie na nią, tylko na czekoladę. Ale Runek wiedział co robi. Musiał. Bo jak inaczej po tym wszystkim mogliby spędzać czas jak dotychczas? Chciała go znaleźć. O ile początkowo planowała coś całkiem odwrotnego, tak teraz nie chciała już czekać.
Z impetem otworzyła przejście na górny pokład. Wpadając niemalże w łapy minotaura Mysza ze zdziwienia aż pisnęła. Co tu się działo? To wszystko wyglądało, jakby załoga... no właśnie, co? Crystal nie miała pojęcia co znaczą kręgi na pokładzie, kamienny ołtarz czy symbole na ciałach hybryd.
- Kentar... co się tutaj dzieje?
Początkowo protestowała, bo w końcu swoje ciałko ukrywała pod płaszczykiem, więc jedyne odsłonięte futerko miała na główce, co utrudniało pokrywanie ją farbą. Przez moment szarpała się z Bykiem, lecz w końcu spasowała i rozebrała się do leginsów i podkoszulki na ramiączkach. Chwilę później również ona wyglądała jak na załogantkę przystało - dziwne znaki zdobiły jej futerko, a sama dziewczyna zastanawiała się w duchu jak łatwo to potem będzie mogła zmyć.
Będąc już naznaczoną pozwoliła podnieść się minotaurowi. Niósł ją na zgiętej w łokciu ręce, gdy ta opierała się plecami o samca i machała nóżkami w powietrzu. Tak było bezpieczniej, bo z jakiegoś powodu wszyscy nagle byli niesamowicie podekscytowani. Nawet jeśli niechcący, przez samą różnicę w wielkości mogli zrobić jej krzywdę.
Bosman posadził ją stosunkowo blisko tego całego ołtarza na beczce nieopodal jednej z pochodni, po czym poszedł dalej. Nie była jednak długo sama, bo zaraz dołączył do niej Książe.
- No, no, no! Pierwszy raz zobaczysz naszego Kapitana w akcji, co Crys? Zapewniam Cię, że będzie fajnie!
Spojrzała na Słonika z zakłopotaniem. Co ten Runek znowu wymyślił? Unikał jej cały czas i chociaż próbowała z nim nieco pobyć, ten mówił o jakiś obowiązkach. Oj, na pewno jakieś miał! Ale czemu nie mogła mu towarzyszyć podczas przygotowań? Nie przeszkadzałaby przecież. Siedziałaby cicho niby mysz pod miotłą, lecz byłaby blisko niego. A teraz? Mimo ogólnego podekscytowania wszystkich ona nieco posmutniala.
- Książę? Co to będzie? Dlaczego Valhir tak mnie unikał ostatnio? Czy on mnie jednak nie lubi?
Sposępniała, lecz pirat widząc to popatał niemądrą koleżankę trąbą po głowie.
- No co Ty, jak on to głównie dla Ciebie robi! No już, ogon do góry, bo jak zobaczy Cię taką smutną to gotów jeszcze wyrzucić za burtę wszystkich podczas szukania winnego, co to kto by Ci jakąś przykrość sprawił.
Owszem, to nieco podniosło dziewczynę nieco na duchu, aż cicho zachichotała. Spojrzawszy jednak na Księcia musiała stwierdzić, że ten jednak nie wyglądał jakby żartował. Ba! Minę miał więcej poważną. Ale Valhir przecież nie mógłby zrobić czegoś takiego... prawda?

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Wężyca nadal przeszywała wzrokiem Jaszczura mimo jego tłumaczeń i przerwała to robić dopóki Alba nie podniosła się na równe nogi. Podeszła do niej bliżej chcąc upewnić się czy wszystko z nią jest już w porządku, jednak Sowczyca kiwnęła głową, że nie trzeba się o nią martwić. Znachorka spojrzała się na swojego nauczyciela, a w jej oczach widać było bardzo dużą konsternację, jakby nie wiedziała co ma myśleć o nim. To, że się wahała było jasne wymalowane na jej nie okazującej emocji twarzy. Jednak ostatecznie kiwnęła do niego z pewną wdzięcznością, a może nawet szacunkiem i zaczęła iść w kierunku górnego pokładu.
- Jessssteś pewna, że wsssszysssssstko z tobą w porządku? Jeśli potrzebujessssz pomocy w przygotowaniach ja mogę... - Alba przerwała jej gestem ręki, poprawiając jeszcze na sobie ubranie i zakrywając spalone piórka pod płachtą, którą poprawiła na sobie.
- Dziękuje. Poradzę sobie sama. Nic mi nie jest, nie musisz się mną przejmować. Muszę się po prostu przyzwyczaić do bólu i trudów jeśli chce to opanować. Będzie dobrze. - Powiedziała do niej na odchodne i zniknęła wchodząc na powierzchnie statku.

Ra'seane ewidentnie walczyła ze sobą by nie przywalić kapłanowi za ryzyko na jakie naraża jej przyjaciółkę. Jej ogon nerwowo sunął po podłodze, a pazur u jej stóp uderzał o deski z niecierpliwości. Jej oczy wyglądały jak u wściekłej kobry, gotów w każdej chwili wbić się jadem w ofiarę. Jednak ostatecznie widać było, że odpuściła sobie tą myśl z głośnym i poirytowanym westchnięciem oraz rozluźnieniem całego ciała. Spojrzała się z powrotem na V'shissa zakładając znowu złączone ręce na poziomie piersi. Wyglądała jakby czegoś oczekiwała od niego, a gdy po chwili czekania nie zrozumiał o co jej chodzi, westchnęła znowu.
- No na co czekasz? No już, rozbieraj się.

--------------------------------------------------------------------------------------

Crystal obserwowała jak cała załoga ustawia się na niemalże wyznaczone pozycje spoglądając oczekiwująco na podest z bębnami, wyjątkowo dobrze oświetlonego niż zazwyczaj. Po chwili zza rogu wyłonił się człowiek żuk, którego załoganci nazywali Rubenem. Potężnie zbudowana istota pokryta na całym ciele twardym, chitynowym pancerzem oraz z majestatycznym porożem żuka na głowie szedł w kierunku bębnów. Jego ciało było wyjątkowo mocno pokryte malowidłami wszelakiej maści, niczym tatuaże opowiadające historie życia osoby. Można było dostrzec niedźwiedzie łapy skierowane ku górze. Można było dostrzec oczy dzikich zwierząt spoglądające na poranioną, szponiastą dłoń. Wielkie drzewo na plecach na którym zwisały zwierzęta wszelkiej maści. Oraz liczne znaki i glify nieznanego zastosowania dla Myszołaczki. Ruben ustawił się przed swoimi bębnami rzucając swoje spojrzenie na wszystkich zgromadzonych zatrzymując swój wzrok na nowo przybyłą Albę, która bardzo szybko szykowała na sobie rysunki przy pomocy Fadgara. Dopiero gdy skończyli na prędce, żuko-człowiek zaczął uderzać o bębny. Prosty, ostry i głośny dźwięk, powtarzający się rytmicznie większymi przerwami. Przypominający stawianie kroków jakiegoś wielkiego stworzenia. Reszta załogi starała się na swój sposób powtarzać ten dźwięk. Jedni uderzali stopą o pokład, inni stukali jakąś bronią lub laską, jeszcze inni uderzali głośno o własną klatkę piersiową, a ci ostatni wydali z ust dźwięki, które byłyby do tego podobne. Podczas gdy każdy starał się wczuć w rytm Książe, który stał blisko Crystal, wyciągnął coś zza pazuchy i położył Myszołaczce na beczce pod jej stópkami. Było to podłużne zawiniątko w kształcie i o zapachu ryby.

Drzwi do kajuty kapitana otworzyły się, a dwójka załogantów, którzy byli małpimi hybrydami braćmi, zbliżyli się do przejścia i zaczęli wykonywać coś co można było nazwać "tańcem ognia". Używając płonących kuli na sznurkach wirowali, kręcili i podrzucali kulami w imponująco zręczny sposób, który był bardzo przyjemnym do oglądaniem pokazem umiejętności tej dwójki. Zza kajuty wraz z rytmem bębnów wychodził pomału Kapitan, choć widać było, że nie śpieszył się ze swoim dramatycznym wejściem. Dodatkowo mimo, że był słabo jeszcze widoczny, wyglądał znacznie inaczej. Jakby miał na sobie jakieś ogromne przebranie, które wydawało sie znajome...

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
V'shiss myślami był gdzie indziej, gdy padły słowa Re'seanne.
Myślał o smoczej głowie, którą zobaczył. Co to oznaczało? Czy była to głowa Ukrytego Boga? Czy Alba była prorokinią? Czy to on stałsię pod jej wpływem prorokiem? Musiał zostać na tym statku, przebywać z nią więcej, dowiedzieć się więcej.
Wciąż nie wiedział, co zrobi, gdy dotrze do Nimnaros. Och, pewne rzeczy były oczywiste: poszuka jaskini Denadaretha. A potem..? No właśnie. Zawsze zakładał, że wtedy dozna jakiegoś objawienia i wszystko stanie się jasne. Ale... ale wyglądało na to, że objawienie mógł otrzymać już tu, w drodze!
Zaiste, Ukryty Bóg działał na przedziwne sposoby! Chwała mu!
To, że był pogrążony w takich podniosłych myślach, było jedynym wytłumaczeniem, jakie mógł podać odnośnie tego, dlaczego słowa wężycy - jakże atrakcyjnej wężycy! - doszły do niego z opóźnieniem. Oraz jedynym wytłumaczeniem, dla których w ramach odpowiedzi rzucił jedynie, wciąż dumając o boskich sprawach:
- Nie, nie, to Alba ucierpiała, mnie nic nie jest. Nie zraniła mnie, ale dziękuję, że pytasz.
Veni, rescripsi, discessi

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Siedząc na swoim miejscu i obserwując piratów mimo swoich usilnych chęci nie mogła ich zrozumieć. Dlaczego każdy się tak pomalował? Jej też kazali! I jeszcze jak na złość nikt nie chciał wyjaśnić Myszołaczce o co chodziło. Wszyscy tylko się uśmiechali lub chodzili podekscytowani. Zapalone pochodnie tworzyły swoisty teatr cieni na pokładzie, w którym sylwetki zwierzoludzi przywodziłyby każdemu człowiekowi na myśl swoiste monstra. A jednak tutaj było to normalne. I dzięki temu Crystal czuła się jak w domu.
- Książę, co znaczą te wszystkie symbole, którymi pokryta jest załoga?
Przekrzywiła nieco łepek. Poza jasnymi obrazkami u niektórych dostrzegała również nieznane sobie symbole. Trochę podobne do run, które Valhir miał w swojej kajucie. A jednak nie do końca runy.
Wtem rozbrzmiał dźwięk bębnów. Myszka wyprostowała najbardziej jak mogła, żeby dostrzec ile tylko się da. Była zaintrygowana i chyba coraz bardziej udzielała jej się ogólna atmosfera. Tylko podarek od Słonika wybił ją z tego na chwilę. Spojrzała na towarzysza zaskoczona, lecz bardzo szybko uśmiechnęła się do niego radośnie.
- Dziękuję! - Była mu naprawdę wdzięczna. Plus... to się liczyło jako ta ryba dla człowieka z klatki, prawda? Schowała pakunek do swojej niezwykłej torby, która chociaż była o wiele mniejsza to pomieściła go bez problemu.
Skupiona na pokazie tańca ognia niemal nie spadła ze swojej beczułki. Szeroko otwarte mysie ślepka błyszczały z zachwyty, a jej ogonek energicznie (i całkowicie bezwiednie) latał to z jednej strony na drugą. Zdecydowanie udało im się ją zaskoczyć.
Nagle poczuła zapach niedźwiedziego futra i całkiem straciła zainteresowanie pokazem na pokładzie. Valhir tutaj był! Aż stanęła łapkami na beczce, żeby być jeszcze wyżej. Szukała wzrokiem tego wielkiego miśka, który uparcie od kilku dni jej unikał. I miałam mu to za złe! Tęskniła za swoim nowym bratem...

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Wężyca słysząc odpowiedź swojego "kolegi" widocznie się zirytowała, aż żyłka wyskoczyła jej na czole i wyglądała jakby w każdej chwili miała zza pasa wyjąć kordelas by pacnąć Jaszczura w jego głupi łeb. Opanowała się jednak(ledwo), wzięła głęboki oddech i podeszła do niego bliżej łapiąc go za jego koszulę.

- Przessssstań się wydurniać, mamy mało czassssssu już się pewnie zaczęło.- Powiedziała Ra'seane gwałtownie łapiąc za jego pas i ściągając go z niego zamaszystym ruchem. Następnie zanim dało się usłyszeć jakiekolwiek słowa protestu z jego strony, zbrojmistrzyni zdążyła pozbawić go wszystkiego co miał na sobie od pasa w górę. Jeśli by się bardzo szamotał to wówczas dziewczyna złapała by go za ramię i wykręciła je by przestał się wierzgać, bo w końcu mają mało czasu.

W pół-rozebrany V'shissa został ustawiony plecami do koleżanki, która ta zaczęła sięgać do torby w której miała farby na ciało(tudzież łuski) jednak nie było dane o tym dobrze wiedzieć Kapłanowi. W końcu został przymuszony do stania do niej tyłem. Re'seane pochyliła się nad jego ramieniem tak by spojrzeć się chłopakowi w oczy. Było to dla niej dość łatwo dzięki niezwykle rozciągliwej szyi.

- Zaczniemy od pleców, potem przód jasssssssne? - Powiedziała lekko zirytowanym, lecz wciąż uroczym głosem po czym zaczęła z charakteryzacją. Jej zręczne dłonie przesuwały się sprawnie malując symbole i znaki na plecach Jaszczura. Ten nie mógł jeszcze tego zobaczyć, co oznaczało dość otwartą interpretację jej czynów. Czyż na Archipelagu ulubienice nie wymalowywały symbolów wierności na partnerze przed aktem miłosnym...?



---------------------------------------------------------------------------------------------------

Wycie i okrzyki załogantów uciekły. Rytmiczny taniec ognia został zawieszony tworząc z płomiennych kuli coś w rodzaju płonącej(ale nie palącej) ścieżki na deskach statku. Bębny nie przestawały wybijać równego i potężnego rytmu, które miały zaakcentować kroki, które zbliżały się na pokład. Uciszeni Zwierzoludzi zaczęli także dostosowywać się do rytmu bijąc się w pierś lub uderzając stopą, kopytami w deski pod nimi. Wszyscy spoglądali w stronę otwartych wrót kapitana Brolfrostu, oczekując nadejście ich lidera. I tak się stało, że się doczekali.

Stawiając ciężkie, olbrzymie kroki Valhir'Lyn wkroczył na pokład, a światła pochodni odsłoniły jego oblicze. Był kompletnie nie do poznania. Cały pokryty brązowo-czarnym futrem, jego szpony zazwyczaj w kolorze jasnego błękitu tak teraz wręcz lśniły w kolorach intensywnej purpury. Z jego barków opadały dwa masywne warkocze ozdobione żelaznymi klamrami, które dygotały i obijały się o siebie przy każdym kroku tworząc głuchy dźwięk oraz jeden potężny warkocz zwisający za plecami z klamrami w kształcie połamanego księżyca. Futro pod jego szyją obleczone było 8 realistycznie wyglądającymi oczyma, które nieruchomo spoglądały we wszystkie kierunki świata zza niedźwiedziego ciała. Na jego głowie spoczywała ogromna kościana maska, nie przypominająca żadnej znanej Crystal istoty, a z maski tej wystawało majestatyczne poroże niczym u starożytnego jelenia. Na koniec jego plecy były... pokryte niezliczoną ilością ostrzy, małych mieczy, dzirytów oraz sztyletów, które zdawały się być wbite w jego ciało.
Obrazek

Valhir w tej oto odsłonie kroczył na środek pokładu. Każdy jego krok był niczym lekki wstrząs. Jego zasłonięte "czaszką" spojrzenie spoglądało na zgromadzonych, jakby sprawdzając obecność oraz symbole na ich ciałach. Jego obecność była wręcz przytłaczająca, jednak załoga nie zdawała się być wystraszona ni przerażona jego wyglądem. Wyglądali na wręcz podekscytowanych sytuacją w jakiej się znaleźli zachwycając się aparycją swojego kapitana.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Myszka siedziała niczym zauroczona na swojej beczułce przez większość czasu. Teraz jednak, gdy już się podniosła by jak najszybciej wypatrzeć swojego niedźwiedziego przyjaciela prędko tego pożałowała. Oprawa, jaką zrobiła załoga dla całego wydarzenia sprawiła, że pojawienie się kapitana jak najbardziej mogło wprowadzić wielu w zachwyt zmieszany z mimowolnym szacunkiem na Valhira. Ona jednak, kiedy dostrzegła czaszkę pisnęła cicho i zachwiała się. Aż Książe musiał ją złapać, by ta nie zleciała ze swojego podwyższenia, gdy odruchowo chciała cofnąć się przed zagrożeniem.
Poniuchała jednak znowu w powietrzu i skonsternowana, kurczowo zaciskając swoją łapkę na trąbie słoniowego kolegi, przypatrzyła się groźnej postaci. Mimo zapachu palonej nafty z lamp, dymu pozostałego po ognistym występie oraz morskiej bryzy wiedziała, że nie myliła się. Pod tym dziwnym przebraniem znajdował się Kapitan statku. Ale po co zakładał sukienkę? Chociaż nie... to wyglądało bardziej jak brzydki szlafrok. Czy nie miał żadnego ładniejszego?
- Runek...?
Nieco niepewnie przestąpiła z nóżki na nóżkę, a potem już prawie zeszła z beczułki, gdy powstrzymał ją Książę.
- Jeszcze nie Crys! Ale się wyrywasz, jak ryba na haczyku, która wyczuła prąd! On Cię za chwilę do siebie zawoła.
Karłowata hybryda powstrzymała ją od podejścia do kamiennego ołtarza, na co Mysza wydęła policzki wyraźnie niezadowolona. Zupełnie nie rozumiała co tu się wyprawiało! No bo jak to tak, zakazywać jej iść do Runka? Przecież on jej potrzebował! A nawet jeśli tak nie było, to przecież zaraz mogło się to zmienić! Prawda była jednak taka, że to ona potrzebowała jego, żeby czuć się bezpiecznie. Szczególnie, że ledwo przed kilkudziesięcioma minutami miała bliskie spotkanie z dość groźnym człowiekiem na dolnym pokładzie.
Grzecznie została jednak na swoim miejscu. Powiodła za to wzrokiem po załogantach. Oni już musieli widzieć Lyna w tym wydaniu. Wydawali się być jeszcze bardziej podekscytowani niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe. I wtedy Myszołaczka przypomniała sobie, gdzie widziała wcześniej ten dziwny strój. On widział w kajucie kapitańskiej, gdy pierwszy raz odwiedziła Niedźwiedzia na statku po odzyskaniu przytomności. Valhir chyba określił to...totemem? Zapytany do czego służy jedynie powiedział dziewczynce, że niedługo sama się przekona. I jak widać słowa dotrzymał, przywdziewając dziwny strój. Siedziała więc jak na szpilkach czekając, aż będzie mogła do niego podbiec. Miała mu tyle do powiedzenia! I chyba go ugryzie w ucho za to unikanie jej. Może nie jakoś bardzo mocno, ale raczej ugryzie. Tak, zdecydowanie to zrobi.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
V'shiss przez krótką chwilę wpatrywał się zaskoczony w oczy Ra'seane. Spodziewał się, że ta rozmowa pójdzie w zupełnie inną - przyjemniejszą - stronę i w ogóle nie wiedział, co powiedzieć i jak zareagować, gdy zaczęła rysować na nim symbole. Nie tracił jednak jeszcze nadziei, więc nie wyrywał się za bardzo. No, biorąc pod uwagę, że jej dotyk był całkiem przyjemny, to nie wyrywał się w ogóle.
- Ale co..? - zapytał, może nie do końca inteligentnie. - Co się zaczęło? Co to za symbole?
Czyżby planowała... ORGIĘ? Miał nadzieję, że nie, Ra'seane była chyba jedynym gadem na pokładzie, a miękkoskóre kobiety zupełnie go odrzucały. No, Crystal wyglądała... apetycznie, ale w zupełnie innym znaczeniu.
Ale zaraz! Czy nie mówili o jakimś rytuale? Dla nowych członków załogi? Czy to o to chodziło? Poczuł delikatnie ukłucie rozczarowania. Zaraz sobie jednak coś innego przypomniał.
- A co z Albą? - zapytał.
Veni, rescripsi, discessi

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Ra'seane nie przerywała charakteryzacji ciała jaszczura, robiąc to na tyle starannie na ile pozwalał jej pośpiech. Długo nie zajęło jej wykończenie pleców i obróciła V'shissa przodem do siebie, by wymalować mu twarz oraz klatkę piersiową.
- Kapitan nassssssz ssssssszykuje obrzęd. Rytuał można rzec. Obecność obowiązkowa. - Powiedziała mu nie przestając rysować. Jeśli chodziło o same malunki... przypominały one nieco barwy wojenne, malowane przez różne plemiona. Ciężko było powiedzieć o jakie plemiona mogło chodzić, jednak część znaków przypominały znaki stosowane przez Norgów, jak runy. Słysząc o Albie jej dłoń zadrżała i zatrzymała się na moment, a w oczach Wężycy można było zobaczyć błysk złości. Nadal była na niego zła za ten "trening".
- Z pewnośśśścią jej pomoże ktośśśśśś już na górze, znając życie pewne Fadgar. Ssssssskończone chodź! - Powiedziała łapiąc go za rękę i zaciągając za górny pokład, gdzie już wszyscy prócz nich się zebrali.

(V'shiss jest już w tym samej lokacji co Crystal)



Valhir zatrzymał się dopiero na samym środku statku, gdzie wszystkie linie oraz obręcze wymalowane na pokładzie znajdywały tu swoje centrum. Kapitan spojrzał się po swojej załodze szukając wzrokiem parę osób, by się upewnić czy ich nie brakuje. Szkoda by było, by miało to ich ominąć w szczególności, że nie tylko dużo stracą, ale też osobiście się wścieknie za nieobecność. Ciężko mu było patrzeć spod czaszki, biorąc pod uwagę, że nigdy nie miał świetnego wzroku jednak mimo to udało mu się znaleźć kogo chciał.

Crystal znalazł szybciej niż myślał, stała ona nieopodal na jednej z beczek. Na jej widok uśmiechnął się szeroko, choć nie mogła dostrzec tego w jego stroju. Tuż obok niej stał Książę, więc pewnie pomógł jej ze wszystkim. Nie dziwiło go to specjalnie, w końcu Mały był jego załogantem już od samego początku i wiele razy widział obrzęd. Czuł się z tego powodu zadowolony.

Fadgar był i Alba, dobrze. Alba wyglądała jakoś inaczej i jej zapach był bardziej intensywny niż kiedykolwiek. Czemu? Nie wiedział, może po wszystkim jej się zapyta. Choć może coś mu się miesza ze zmysłami.

Oczywiście jego Bosman był na swoim miejscu, odwalony w tą swoją zieloną pelerynę. Minotaur twierdził, że wygląda w niej niczym władca jakiś włości. Valgir uważał, że wygląda w tym jak jakaś laleczka z portu, jeszcze wianka mu brakuje z kwiatów.

Nie mógł znaleźć przez chwilę jego łuskowatej części załogi, ale po chwili wybiegli oni z dolnego pokładu, przygotowani symbolami jak inni. V'shiss był dziwakiem, ale w ogóle mu to nie przeszkadzało. Potrzebował też i takich ludzi. Wraz z nimi wszyscy już byli na pokładzie. Mógł zaczynać.

Uniósł łapę do góry, a bęben ucichł co spowodowało, że cała załoga też przestała robić hałas do rytmu. Jedyne co teraz można było usłyszeć to małe fale uderzające o statek oraz skrzypiące jego drewno.

Mannskap! Zbieramy się tej nocy by uczcić, jak co roku, genezę naszego powstania! Tej nocy wszyscy poczujemy przejście Utgivelse! Bracia i Siostry, dołączcie do mnie! Dziś, po raz kolejny, sprzeciwimy się Księżycowym!
Jego głos rozniósł się donośnie po wszystkich zgromadzonych. Następnie Ursar tupnął głośno w deski, które wyglądały jakby omal nie miały rozerwać się od uderzenia. Skupił całą moc jaką zbierał obrzędami przez ostatnie doby, całą siłę jaką udało mu się wymuskać z run oraz własnego ciała, tak jak uczył go wielki Faun. Ruben słysząc to zaczął gwałtownie wybijać znacznie szybszy rytm na bębnach, która część załogi, która była najdłużej stażem, zaczęła też go wybijać na swój sposób, jednak reszta rozglądała się w lekkim szoku wokół.

Bowiem wszystkie wymalowane białą farbą symbole na deskach pokładu zaczęły rozjaśniać się magicznym blaskiem, które zdawało rozchodzić się z miejsca gdzie stał Kapitan. Gdy tylko światłość objęła znaki na statku, także i symbole wymalowane na ciałach załogi zaczęły rozjaśniać się wypełniając wszystkich Piratów niezwykłym uczuciem uniesenia.

Crystal czując to miała wrażenie, jakby ktoś nadał jej znacznie więcej pewności siebie. Jakby właśnie w tej chwili i momencie, ktoś odebrał jej strach i wątpliwości. Zupełnie jakby to światło odbierało jej wszystko to co czyni ją słabą. Było to przyjemne uczucie. Spełniające uczucie.

Jeśli zaś chodzi o V'shissa ten mógł dostrzec, że Valhir tętnił z siebie nienaturalnie czystym eterem, który zdawał się spływać z jego ciała, przez jego nogę, do wszystkiego co zaznaczone było tą farbą. Chodź od samego Niedźwiedzia można było wcześniej wyczuć moc, to jednak pochodziła ona bardziej od jego Run zaczepionych na pasie, nigdy nie od niego samego. Teraz jednak był jej pełen, a czystość Eteru i przede wszystkim jej ilość była czymś co nawet najbardziej wprawionym czarodziejom nie przychodzi łatwo. Po bliższym przyglądnięciu się mógł zauważyć, że magia pochodzi od przedziwnych ostrzy zamieszczonych na plecach jego "stroju". Czyżby były to jakieś artefakty?
Cokolwiek to było, symbole na jego ciele były wyjątkowo ujmujące. Czuł jak jego aura pulsuje i rozszerza się. Czuł jak jego moc rośnie, jak żar wewnątrz niego rozchodzi się po jego skórze. Miał wrażenie, że gdyby teraz chciał mógłby spopielić cały ten statek zwyczajnym machnięciem ręki.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Obserwowała z zapartym tchem poczynania piratów. Pomijając już samo ozdobienie pokładu, które widziała pierwszy raz w życiu, to jeszcze ta atmosfera wzniosłości sprawiała, że futerko momentami stawało jej dęba. Rytm wybijany przez Rubena przypominał jej bicie serca wielkiego stwora. Tak, jakby cała załoga nagle stała się jednym. Dostrzegła jednak, że niektóre hybrydy mają tak samo otwarte ze zdumienia oczy jak ona. Było to swoistą pociechą dla Myszy.
W którymś momencie Valhir zaczął kręcić głową, jakby coś go swędziało. A może ta wielka maska go uwierała? Jeśli tak, to powinien ją ściągnąć! A jeśli była zbyt duża i niewygodna, to ona mogła mu pomóc! Machnęła ogonkiem zniecierpliwiona. Nie rozumiała do końca, dlaczego Książe powstrzymywał ją przed podejściem do Kapitana. Ale szanowała to. Widać było, że każdy się naprawcował. Do tego Lyn założył ten śmieszny szlafrok. Naprawdę nie miał ładniejszego?
Potem jednak Niedźwiedź zaczął swoją przemowę. Teraz to już w ogóle nic nie rozumiała. Przekrzywiła łepek nieco wyraźnie zagubiona. Utgivelse? Księżycowi? Czy to jacyś przyjaciele i wrogowie Piratów Bestii? Zaraz porzuciła jednak te myśli, bo gdy Valhir uderzył swą dolną łapą w pokład stało się coś dziwnego. Aż podskoczyła na swojej beczce zaskoczona! Do tego stopnia, że Słonik musiał ją przytrzymać, by nie spadła. Co też ten przerośnięty worek mięśni wyprawiał?! Jeszcze własny statek popsuje!
Ku jej zdziwieniu deski górnego pokładu nie złamały się, a zamiast tego... zaczęły świecić.
- Och jej...!
Wyciągnęła szyjkę mocno, wysoko ku górze, by jak najlepiej widzieć. Może jednak Runek faktycznie robił jakieś ważne rzeczy w swojej kajucie? Teraz już była w stanie w to uwierzyć. Wtem jednak nie tylko farba na pokładzie zaczęła promieniować, ale również zebrane hybrydy. Najpierw było same światło, a potem... to dziwne uczucie.
Uczucie, które początkowo zdawało się być wyzwalające. Otwierało ją na nowe możliwości. Myszołaczka całkiem znieruchomiała, a jej wzrok zdawał się być nieobecny. Wyglądało to tak, jakby zatraciła się w doznaniu zapewnionym im przez Kapitana. Przez dłuższą chwilę ani drgnęła. Nieprzeniknionym spojrzeniem wpatrywała się w Valhira nadzwyczaj spokojnie. Nie powinno to jednak nikogo zdziwić. Przecież była tylko małą bezbronną Myszką, prawda? Mogła poczuć się przytłoczona pokazem siły groźnego Niedźwiedzia, czyż nie? Do tego wśród ogólnego hałasu od uderzeń, tupnięć czy innych odzewów, zgodnych z rytmem nadawanym przez Rubena, raczej nikt nie zwróciłby teraz na nią uwagi.
I tylko spory kawałek dalej pękła jakaś pozostawiona bezpańsko pusta butelka.

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
V'shiss rozglądał się, mrużąc lekko oczy, starając się nie pokazywać na swojej gadziej twarzy uczuć, które musiał czuć. Najpierw rozczarowanie; czyli to jednak nie miała być ani kopulacja z Re'seanne ani nawet orgia. Potem przyszło zaskoczenie i podejrzliwość. Rytuał, który się szykował wydawał się być... przytłaczający. Tak, to było dobre słowo. Potem przyszło poczucie winy. Gdzie była Alba?
Zauważył jednak, że nie wszyscy załoganci wiedzą czego się spodziewać. Niektórzy byli równie zaskoczeni co i on. Myślał szybko.
Valhir powiedział, że przeprowadzają ten... rytuał co rok. Więc jeśli nie wszyscy członkowie załogi statku, go znają, to logika nakazuje, że są tu krócej niż rok. Po pierwsze, to dobrze świadczy o Valhirze, że w rok uczynił z nich tak zgrany zespół. Po drugie... po drugie to bardzo źle świadczy o Valhirze, biorąc pod uwagę, że w takim razie musi mieć bardzo duży przemiał załogi. Co się dzieje, że jest taka rotacja? Odchodzą bogaci? Giną bądź zostają okaleczeni?
Jeśli to ostatnie, to trzeba jak najszybciej opuścić statek i pójść własną drogą. Jeśli to pierwsze zaś... cóż, V'shiss nie dbał o złoto... a raczej nie dbałby, gdyby nie fakt, że wspaniały Denadareth powiedział kiedyś "Złoto jest super, miło się śpi na nim" (rozdział pierwszy, werset trzydziesty trzeci Księgi Denadaretha). Poza tym budowanie kościoła i szerzenie wiary mogło kosztować. Rzecz do przemyślenia.
Wszelkie myśli na ten temat opuściły jego głowę, gdy ujrzał, gdy poczuł czystość eteru otaczającego Valhira. Nie rozumiał magii, którą władał kapitan, ale nie spodziewał się takiej potęgi. I te... artefakty? Interesujące. Bardzo interesujące.
I upajające.
Och, jakże korciło go by unieść rękę i buchnąć płomieniami. Spopielić każdy centrymetr kwadratowy statku, zamienić go w olbrzymią pochodnię, w stos...
Czy tak wyglądało bycie smokiem? Czy tak się musiał czuć Ukryty Bóg?
Veni, rescripsi, discessi

Heinreich
Posty: 479
Rejestracja: 2022-02-28
Karta postaci:
Valhir'Lyn
Zasłonięty przebraniem Valhir mógł łatwo ukryć jak bardzo wykańczającym było podtrzymanie dla niego rytuału. Gdy tylko poczuł reakcję w swojej łapie naciągnął wtedy mocniej materiał płaszcza w którym utwierdzone były artefakty, pozwalając im wbić się w jego ciało. Pełnił teraz funkcję przewodnika mocy tych starych reliktów z jego ojczyzny, a to wiązało się z olbrzymim wysiłkiem oraz nie tuzinkowym bólem. Dobrym było jednak, że nikt nie zdołał jeszcze dostrzec jak wiele ta uroczystość czerpała z niego. Już od 4 lat to kontynuuje i zamierzał dalej to czynić bez względu na to jak ciężkim to było. Nic co warte nie przychodzi łatwo.

Czując jak większość energii zdążyła już przepłynąć przez niego niczym brutalna rzeka, podniósł pysk do góry spoglądając na pokład spod maski. Wszyscy lśnili. Jedni zdziwieni. Drudzy już czekający na to rozpierające uczucie. Kręgi były pełne, wszystko zgodnie z planem. Świetnie. Uniósł łapę do góry. Wziął głęboki dech i zaczął recytować słowa, które były mu wpajane przez Rogatego Niedźwiedzia z jego wioski. Choć tekst był praktycznie wypalony w jego pamięci, za każdym razem gdy je mówił denerwował się, że je schrzani. Nie mógł oczywiście tego okazać, ani pozwolić by to stres go zdominował. Dziś to on musi zdominować coś ważniejszego...
Teimir jørður rønmen tí vetirhiem
Uderzył o deski statku dolną łapą. Statek zatrząsnął się nieznacznie, a światło z symboli i znaków zaczęło nieco odrywać się.
Os jørnår heilt vindrings, spaldnid
Kolejne uderzenie, silniejsze niż poprzednie, każdy mógł to poczuć. Światło ze znaków zdawało się podążać w stronę wskazaną przez łapę Valhira, czyli w górę, w kierunku księżyca.
Jor kónger hon ærer skaldreinhorr
Następne uderzenie. Tym razem już od każdego z zebranych na pokładzie ciągnęła się struga światła, przeplatając się nad Kapitanem i wznosząca się w kierunku księżyca, który akurat dziś był w pełni. Zdawać by się mogło, że księżyc jakoś reaguje na rytuał bowiem zaczął świecić się jeszcze mocniej niż zazwyczaj.
Regnås stremnor rei evaasist!
Ostatnie uderzenie rozniosło się po pokładzie niczym jak fala uderzeniowa. Ci którzy nie byli gotowi przewrócili się na plecy pod wpływem niebywałej siły, której tajemnica bardziej ciążyła w wyzwolonej energii rytuału niż samej fizycznej siły. Każdy z załogi gwałtownie rozbłysnął światłem wraz z uderzeniem, a cała moc zebrana w czasie tych obrzędów wystrzeliła jak pocisk w stronę księżyca, tylko po to by za chwilę została "odbita" od jego powierzchni prosto w zebranych Zwierzoludzi. Gdy energia powróciła otaczając wszystkich zebranych niczym wirująca mgła, szybko zanikła wchłonięta przez zebranych. I na tym rytuał się skończył.

Valhir pochylił się i klęknął na jedno kolano ze zmęczenia. Udało się.
Crystal oraz V'shiss otrzymują błogosławieństwo Opieka Ursar. Przez rok fabularny wszelka magia związana z Asstet oraz Księżycowymi w jaką wejdą w kontakt zostaje znacząco osłabiona. Jest to wynik uczestniczenia w rytuału na pokładzie Brølfrost.

Dahlien
Posty: 1080
Rejestracja: 2022-02-26
Karta postaci:
Crystal
Im bardziej rytuał postępował tym większy dyskomfort odczuwała. Adrenalina zaczęła buzować w żyłach niepozornej myszki. Napięcie na jej ciałku zwiększyło się, a jednak żadna z obecnych na pokładzie hybryd nie zwracała na to uwagi. Z resztą co się dziwić? Teraz to kapitan był w centrum uwagi. Wyzwalając moc, której Crystal zupełnie nie rozumiała, obudził coś w swej najnowszej załogantce.
O ile na początku stała spokojnie na swojej beczułce, tak teraz jej małe nozdrza zaczęły się nieznacznie poruszać. Dotarła do niej woń, której od bardzo dawna nie czuła. Lekko metaliczna, dość specyficzna. Ten zapach znała aż za dobrze. Nie minęła chwila, gdy jej oczy zmieniły kolor z soczystej zieleni na krwistą czerwień. Tę samą, jaka teraz ciekła z ciała Valhir'Lyna, ukryta pod płaszczem. Ale nikt tego nie widział. Każdy stał ze spojrzeniem wbitym w Niedźwiedzia.
Przy pierwszym uderzeniu w statek zatrząsła się. Dreszcz przebiegł przez całe jej ciało. Uczucie spokoju, błogości i odwagi zniknęło, zostawiając za sobą dezorientację. Wzrok dziewczynki stał się nieobecny, pusty. Zupełnie jakby zasnęła, pozostawiając swoje oczy otwarte. Znaki wymalowane na jej ciele przez Minotaura świeciły delikatnym blaskiem.
Przy drugim uderzeniu o pokład przeszedł ją spazm tak silny, że opadła na kolanka. Zaraz jednak uniosła spojrzenie, tak samo puste jak wcześniej na Niedźwiedzia. Magia, którą się posługiwał sprawiała, że w jej ciele dosłownie wrzało. I nie było to nic przyjemnego. Poza tym czy futerko na jej pyszczku nie stało się jakieś takie ciemniejsze? Zupełnie jakby od noska dziewczyny zaczął rozchodzić się cień.
Trzecie uderzenie zrzuciło ją z beczki. Spadając do tyłu poleciała niczym szmaciana lalka, całkowicie bezwładnie. Gdy była jeszcze w powietrzu stało się jednak coś, czego nie podejrzewał żaden z członków jej nowej rodziny. Wraz z wystrzeleniem w stronę księżyca energii w najczystszej postaci rozstawione po pokładzie pochodnie buchnęły do góry niekontrolowanym płomieniem. Lampiony pękły, rozlewając naftę na deski. Liny utrzymujące do tej pory zwinięte żagle gwałtownie przerwały się, a ciężkie płaty materiału opadły w dół łapiąc delikatny na szczęście wiatr. Wystarczyło to jednak, by szarpnęło statkiem. Ci, którzy nie znali rytuału wcześniej z podziwem patrzyli na swojego Kapitana sądząc, że jest to część spektaklu, jaki im zapewnił.
V'shiss zaś poczuł coś, co bardzo tutaj nie pasowało. Istny chaos. Energię tak niestabilną, zmieszaną i nieuporządkowaną, jakiej nigdy nie miał okazji doświadczyć. Pozostawiała ona plugawy posmak po sobie, na tyle jednak nieznaczny, że poza wyraźną odrazą uzdolniony magicznie kapłan nie powinien doznać żadnych nieprzyjemności. To samo odczuły inne hybrydy, które miały talent do dostrzegania rzeczy niedostępnych dla innych. I czuli, że ta masa mocy rozchodzi się z miejsca, gdzie stał Książę.
A skoro już mowa o Słoniku... w momencie, kiedy Crystal spadała ze swojej beczułki ten dostrzegł to kątem oka.
- Crys!
Rzucił się zaraz, by ją złapać, jednak nim ta jeszcze zdążyła opaść na pokład jego oczy rozszerzyły się ze strachu i zdziwienia. Maleńka do tej pory Myszka zaczęła się zmieniać. Jej pyszczek się wydłużał, kończyny rosły, ciało nabierało masy rozrywając ubrania. Futerko pociemniało na pyszczku w okolicy nosa, wokół rączek i w okolicy dolnych łapek. W szkarłatnych oczach z kolei w ogóle nie dało się dostrzec tej samej przestraszonej myszołaczki, z którą do tej pory spędzali czas.
Upadając na pokład wydała z siebie ryk pełen dezorientacji i bólu, gdy przemiana dobiegała końca. Ogon jej się wydłużył, stał się również bardziej masywny. Zęby stały się naraz ostrzejsze, co było widać jak podniosła górną wargę. Urosła tak, że po wyprostowaniu się miałaby spokojnie ponad dwa metry.
- Crystal...?
Słonik chciał się odsunąć, jednak nie miał ku temu okazji. Był za blisko, a ona zrobiła się nagle zaskakująco szybka. Poderwała się z leżącej pozycji na cztery łapy i skoczyła do przodu. Przestraszony marynarz zatrąbił głośno, gdy wyposażona w ostre szpony ręka zacisnęła się na jego gardle, przewracając i przygniatając do podłogi.
Nie dusiła go, a jedynie unieruchomiła. Trwała tak w pozycji na czworaka, z lekko ugiętymi tylnymi nogami. Łapą, którą nie trzymała Księcia podpierała się o pokład, a oczami wodziła po zgromadzonych. Teraz, gdy Niedźwiedź zakończył już swój rytuał uwaga Piratów skupiła się na istocie, której jeszcze nie widzieli na swym statku. Tak samo ona zachowywała się, jakby zupełnie nie rozpoznawała zebranych wokół twarzy ni miejsca, na którym się znalazła.


Spoiler:

Denadareth
Posty: 1390
Rejestracja: 2021-06-13
Karta postaci:
V'shiss
V'shiss zdawał się nie mieć żadnej kontroli nad ciałem. Wstrząsy rzucały jego ciałem niczym lalką, podczas gdy jego umysł rozkoszował się falami czystej, chaotycznej energii. Oczy jaszczuroczłeka płonęły ogniem, jednak zdawały się nie zwracać uwagi na nikogo ani nic. Nawet gdy lampiony pękły i płonąca nafta rozlała się po pokładzie, reptilion nie zdawał się reagować...
Jakąś częścią uwagi jednak musiał zauważyć ten przejaw swego żywioły bo płomienie z nafty uniosły się w powietrze i otoczyły reptiliona, tworząc wokół niego wirujące okręgi ognia.
Jego wzrok przeszedł po zwierzoludziach, nie zatrzymując się nad żadnym dopóki nie spojrzał na myszołaczkę... a raczej monstrum, którym się stała. Czy to była Crystal? Czy po prostu jakiś inny zwierzoczłowiek, którego wcześniej nie zauważył. Crystal nie była taka duża. I taka straszna. Pewnie to coś ją zjadło. Ale...
Wchodząc w Drugą Uwagę spojrzał na olbrzymie... coś, wpatrując się w aurę istoty.
Veni, rescripsi, discessi

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość