Wielki Szczur czuwa - trutka na szczury
Było przerażające. Gdy zdał sobie sprawę, co tak naprawdę widzi, przystanął. Bał się podejść bliżej. To już nie były drobne duszki o czerwonych oczach. Skończyły się sympatyczne szczurki.
Drgnął, gdy głos zadudnił w jego głowie.
- Uratowałyście mi życie - powiedział na głos, choć jego umysł wypełniała inna odpowiedź, stanowcze nie.
- Ty też raz uratowałaś mi życie - powiedział cicho, chyba bardziej do siebie niż do niej. Potem odezwał się głośniej. - Sam się stąd nie ruszę!
Spróbował chwycić ją za nadgarstek i pociągnąć za sobą w dowolnym kierunku, którym podążanie nie skończyłoby się wpadnięciem na orka lub kotłujące się szczury.
-
Fristron
- Posty: 123
- Rejestracja: 2022-05-9
Jako że nie patrzyli przed siebie, Keegan nie zorientował się, że tak naprawdę robili wielkie kółko i nagle, drugi już raz dzisiaj, poczuł jak nagle grunt pod jego stopami kończy się gwałtownie. Znów wpadł do rowu, tego samego, w którym przy jego drobnej pomocy dokonała swojego żywota Klynne. Jako że jedną ręką trzymał Dahlien, a drugą miał przywiązaną do uda, nie bardzo miał jak zamortyzować upadek, więc rąbnął się głową prosto w spód rowu, aż mu się przed oczami zapaliły świeczki.
Więź niziołki z naturą nie była jeszcze tak stępiona, by nie wyczuła w porę rowu i pewnie sama by do niego nie wleciała, jednak trzymający ją za nadgarstek Keegan pociągnął ją za sobą. Mając mgnienie oka na przygotowanie się, udało jej się jednak wylądować na nogach i zdołała utrzymać równowagę. Dzięki temu zobaczyła, że do rowu zagląda Bayd, który musiał ich ścigać. Krasnolud najpierw uśmiechnął się szeroko, niewątpliwie myśląc o szczurach łapanych w pułapki, i wyciągnął kuszę do której przywiązany był bełt z jakimś czerwonawym pakunkiem. Już miał strzelać, kiedy coś go rozproszyło: dostrzegł, co jeszcze leży w rowie.
- Klynne? - zawołał zaniepokojony. - Jesteś ranna?
Keeganowi dzwoniło w uszach od upadku i lewo dosłyszał krzyk Bayda. Głowę wypełniał mu ten sam dudniący głos w czaszce.
- TO NIE JEST "TAK". WZYWAŁEŚ NASZEJ POMOCY. CZY NAM UFASZ?
Nie wiem, myślał gorączkowo, nic już nie wiem! Nie pisałem się na to!
Jak przez mgłę usłyszał słowa Dahlien o oddychaniu. To zmusiło go, by znów otworzyć oczy. Jeśli niebezpieczeństwo miało, nomen omen, zawisnąć w powietrzu, wolał je widzieć. Przy okazji rozejrzał się gorączkowo, poszukując źródła głosu w okolicy - starał się dostrzec kotłujące się szczury.
Pomóżcie mi uporać się z tym wszystkim, a być może wam zaufam, przebiegło mu przez myśl.
Valoo biegł za Dahlien i Keeganem, ale kiedy ci nagle odbili w prawo by uniknąć bliskiego spotkania trzeciego stopnia z wirem szczurów, nie nadążył za nimi – był artystą, psia ich mać, nie pastuchem który cały czas lata za owcami wte i wewte po polach! – i żeby nie wpaść prosto na wir, dał nura w lewo, w las.
Stamtąd obserwował jak szczurze monstrum sunęło za niziołką i chłopakiem. Widział też z oddali, że od kiedy stwór się zamanifestował, Glifos zaczął się krzątać przy wiezionym przez niego ładunku. Przenosił beczki z rozbitego wozu do drugiego, dotychczas kieruwanego przez krasnoluda. Oglądał się co jakiś czas nerwowo na wir. Udało mu się zapakować cały ładunek do krasnoludzkiej dwukółki. Bezceremonialnie, nie oglądając się na Bayda, ruszył na chyboczącym się z przeciążenia wozie, oddalając się od Nimnaros, zmierzając w kierunku pobliskich wiosek.
Zdawało się dość jasne, że ork się zawinął kiedy zobaczył szczurzy wir, dlatego dobrze się złożyło że akurat zdążył wjechać do lasu kiedy wir po prostu… ustał. Trupy szczurów, które przed chwilą fruwały wte i nazad, runęły plackiem na ziemię, formując stertę ciał. Dokładnie taką, jaką Valoo widział na swoim obrazie.
- Co tu się, do cholery, dzieje? – rzucił malarz pod nosem.
No właśnie, co to się stało, że szczury z groźnego zjawiska magicznego obróciły się w co najwyżej z lekka obrzydliwą stertę truchła? Odpowiedź na to pytanie poznamy, zaglądając z powrotem do rowu w którym Keegan właśnie uznał, że proszenie szczurów o rozwiązywanie wszystkich jego problemów i wchodzenie z nimi w kolejne pakty niekoniecznie jest najlepszą filozofią życiową. Kiedy oznajmił głosowi w swojej głowie, że „być może” mu zaufa, coś jakby zniknęło. Wcześniej chłopak był w stanie wyczuć mniej więcej gdzie jest wir, jakby był z nim w jakiś sposób połączony. Teraz jednak ta obecność w jego głowie zupełnie ustała. Zarówno on, jak i Dahlien przestali też słyszeć wycie wiatru, i – zgadliście – to w tym momencie pewien appazi zobaczył, jak ciała szczurów padają plackiem na ziemię.
- Klynne?! – wrzasnął Bayd, a w jego głosie pojawiła się panika. Siwobrody krasnolud jakby zapomniał o Dahlien i Keeganie. Kusza wypadła mu z rąk. Wskoczył do rowu i zaczął lekko klepać leżące tam ciało po twarzy. – Siostrzyczko… odezwij się… – zaniósł się szlochem. – Nie zostawiaj mnie tu! Nie tak się umawialiśmy!
Dahlien obserwowała tę scenę z odległości kilkunastu kroków, które dzieliły ją i Keegana od krasnoludów. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że znowu czuje swoją więź z naturą. Była nadal osłabiona przez te przeklęte pola, jakby jej moce znajdowały się za zasłoną, ale wyczuwała, że może znów z nich korzystać.
Rzucił się przed siebie, w stronę krasnoluda i... upuszczonej przez niego kuszy. Całą swoją uwagę skoncentrował na broni. Na chwilę zapomniał o szczurach, o dziwnym głosie rozbrzmiewającym w jego głowie.
Liczyło się tylko to, żeby pochwycić kuszę i choć na chwilę stać się panem sytuacji.
-
Fristron
- Posty: 123
- Rejestracja: 2022-05-9
I tylko potwornie szlochał nad ciałem zmarłej siostry.
Trwaj, chwilo, jesteś piękna.
Wymierzył w Bayda.
- Rzuć broń, gagatku i podnieś ręce do góry, jeśli nie chcesz skończyć jak ona! - krzyknął. Choć chciał, by jego chłopięcy głos brzmiał groźnie, nie wyszło to najlepiej. Chcąc dodać scenie mocy, przymknął jedno oko, jak gdyby upewniał się, że dobrze celuje.
Prawdę mówiąc, nie miał pojęcia o strzelaniu z kuszy. Mógł jedynie robić sobie nadzieję, że nie spuści cięciwy przypadkiem.
-
Fristron
- Posty: 123
- Rejestracja: 2022-05-9
Keegan mógł mieć niewiele doświadczenia życiowego, ale potrafił rozpoznać kogoś opętanego żądzą zemsty. Jasne stawało się, że groźbą nic tu nie wskóra jeśli nie będzie gotów jej spełnić.
Dlatego teraz nie zastanawiał się długo. Od razu zrozumiał, że jeśli tamten spróbuje do niego podejść, da mu się nieco zbliżyć, by cel był łatwiejszy do trafienia i strzeli. Jak ciepłe noce i pełny brzuch kochał, strzeli.
- Tak sądziłem że stchórzysz, chłoptasiu - warknął, ruszając w jego stronę.
Jeden krok.
Drugi.
Trzeci.
Szczęk.
Keegan jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak bardzo tu i teraz jak kiedy wypuszczał bełt z kuszy. Odczuwał niemal boleśnie każdy milimetr przesuwającej się zapadki. Widział wszystko piekielnie wyraźnie. W głowie dudniła mu pulsująca krew.
Wycelował dobrze. Bełt uderzył krasnoluda w pierś, przeszywając jego zbroję. Zgodnie z oczekiwaniami Dahlien, z woreczka wyleciał proszek, który okrył krasnoluda rubinowym pyłem.
- Ooo... - jęknął tylko cicho łowca nagród, osuwając się na kolana. Cała jego skóra zaczęła się pokrywać potwornymi bąblami. Niziołka domyślała się, że wdychając pył doprowadził do podobnej reakcji wewnątrz gardła, przez co jego struny głosowe natychmiast wysiadły. Inne wnętrzności niewątpliwie zaraz do nich dołączyły. Po chwili cały Bayd przypominał jeden wielki pęcherz. No, prawie jakby się krasnalom dobrały do dupy te pszczoły które wcześniej wezwała, a w ten sposób przynajmniej żadne owady nie musiały się poświęcać.
- Nie sądziłem, że taki z ciebie asziz. Może niepotrzebnie się wtryniałem wcześniej - odezwał się za plecami Keegana jedwabisty, melodyjny głos. To Valoo, który podszedł do rowu kiedy zorientował się, że coś się tam jeszcze dzieje. - To już chyba wszyscy niemili jegomoście. Dużo tu niemiłych jegomości. I pogoda niezbyt przyjemna. Nie lubię sezonu na szczurze tornada. - Przetrzepał kieszenie płaszcza, aż wreszcie znalazł skręty. Odpalił jednego. Tytoniowego, próbując sobie wmówić, że czuje w nim trochę paju. - Ten od paćkania wszystkiego kiepskiej jakości barwnikami się zawinął. Zabrał to śmierdzące gówno - tu appazi podniósł swój pędzel, na którym pozostało jeszcze trochę substancji z beczek - i pojechał w las.
Malarz patrzył przez chwilę na dwójkę, po czym zorientował się że nawet nie bardzo wie jak się nazywają. Niziołka, ten kocmołuch, niby to się przywitała z nim w biegu, ale powiedziała mu wtedy tyle rzeczy naraz że ledwo ją zrozumiał.
- Jestem Valoo. Portrecista i artysta-malarz, do usług. - Odczekał chwilę, dając im się przedstawić jeśli mieli taką ochotę. - A teraz czy ktoś może mi powiedzieć, w jaką to znowu nieszczęsną kabałę wdepnąłem?
Odrzucił więc bezużyteczny już przedmiot i sięgnął po kozik.
- Nie zbliżaj się do mnie, bo skończysz jak oni - powiedział, starając się ukryć drganie głosu. Emocje targały jednak chłopakiem coraz bardziej. Ile jeszcze mógł znieść? Niewiele.
Gdy umierała tamta kobieta, nie czuł, żeby przyczynił się do tego samodzielnie. Przecież się poślizgnęła. Ale teraz... to jego palec pociągnął za spust. Choć Keegan od najmłodszych lat żył na bakier z prawem, nigdy nie pozbawił nikogo życia. Aż do dziś.
Nagle targnęły nim torsje. Upadł na kolana i zwymiotował.
Appazi próbował jakoś przyjąć reakcję chłopaka, kiedy ten zaczął rzygać. Bryzgało ostro. Dość ostro, by do kolekcji płynów ustrojowych na stroju malarza dołączyły wymiociny na butach.
- Noż krassam jego mać! - Sapnął, złamał kłos zboża i zaczął próbować oczyścić obuwie zanim wszystko mu zaschnie. Jego początkowe niezadowolenie zamieniło się tutaj w ostry wkurw i już miał ochotę zwymyślać smarkacza, ale jak tak na niego spojrzał, klęczącego i obrzygującego sobie samemu spodnie, trochę mu się zrobiło go szkoda. Chyba dzieciak wcale nie był takim wyszkolonym zabójcą jak mu się przed chwilą wydawało i nie znosił najlepiej tego co zrobił. Trudno się było dziwić. Valoo widział parę burd w wyniku których ktoś dostał w czerep dość mocno by już więcej się nie podnieść. Nieprzyjemne sytuacje.
Specyfik, który podała Keeganowi Dahlien faktycznie czynił niezłe cuda. Zimne, skręcające uczucie wewnątrz jego trzewi zalała fala ciepła, powodując ogólne rozluźnienie. Torsje ustały. Napar był wydajny: w buteleczce zostało mu go jeszcze całkiem sporo.
- No w las pojechał – powtórzył z naciskiem Valoo w odpowiedzi na pytanie Dahlien. – Dosłownie: wziął wóz krasnoluda, zatachał na niego wszystkie beczki i wjechał w las. O ile pamiętam mapy, po drugiej stronie jest jakaś wioska. Z tego oto dokumentu – tu w jego głos wkradła się ważniacka nuta kiedy wyciągnął zza pazuchy list Raubo – wynika że wiezie tam towar i że ktoś na niego czeka. – Podał papier Dahlien.
Dla przypomnienia treść listu:
Luke znalazł też we wsi rodzinę przerażonych gryzoni, które jakoś przetrwały przełomowy wynalazek. Schroniły się w spichlerzu, gdzie na razie ludzie ich nie znaleźli, a gdzie miały dość pożywienia by trzymać się z dala od śmiercionośnego pola. Ptaszek usłyszał jak polne myszki snują plany o tym, jak dostać się do samego miasta, gdzie podobno szczury wiedzą już jak chronić się przed trutką i jak się wyleczyć z jej efektów.
Wysłuchawszy świergotu (Valoo odnotował z pewną obawą, że dziewczyna gada do ptaka, ale wzruszył ramionami; nie była to najdziwniejsza rzecz którą widział w ciągu ostatniej godziny), Dahlien przystąpiła do badania trutki. Kiedy zapytała go o pozwolenie, ręka malarza zesztywniała i widać było, że nie zamierzał dać dziewczynie całego pędzla. Na szczęście niziołka chciała tylko dotknąć włosia. Kiedy tylko jej palec napotkał czarną substancję, dziewczynę przeszedł zimny dreszcz. Przez swoją więź z naturą współodczuwała wydestylowaną panikę i terror setek, tysięcy stworzeń w reakcji na tę maź. To było inne uczucie niż to, które miała w obecności Glifosa. Tam miała wrażenie, jakby coś zrywało jej kontakt z naturą; tutaj po prostu dotykała czegoś mającego za swój jedyny cel istnienia zadawać jej śmierć. Miała jednocześnie świadomość, że oba były ze sobą w jakiś sposób spokrewnione. Całe to doświadczenie boleśnie przypomniało dziewczynie o Buhrze, spoczywającym w jej torbie i potrzebującym jak najszybszej pomocy.
Zniknęły obrazy czaszki roztrzaskanej o kamień, bełtu przeszywającego ciało, dziwnych wybroczyn. Zniknęła wizja szczurzego tornado. Zniknął lęk.
Przynajmniej na jakiś czas.
Spojrzał na swoje spodnie i wzdrygnął się. Ściągnął z karku dziurawą kamizelkę, zwinął ją w kulkę i spróbował wytrzeć wymiociny, nim zaschną. Po namyśle zdjął także koszulę, która i tak była w strzępach.
Widząc oddarty rękaw, przypomniał sobie, jak ręką odmówiła mu współpracy. Przyjrzał się jej uważnie, szukając oznak czegokolwiek dziwnego.
- Co to była za magia? - zapytał dwójki pozostałych. - Moja ręką... Jak gdyby zyskała świadomość. Nie wiem, co to był za czarodziej. Ani czego oni naprawdę ode mnie chcieli. Chodzi chyba o tę sprawę z remontem i... - spojrzał znacząco na Dahlien - różne takie.
Zawiał delikatny wiatr. Chłopak poczuł, że jest mu zimno. I wtedy dotarło do niego, że w trakcie pogoni odrzucił worek z dobytkiem, który towarzyszył mu w każdej sytuacji. W środku powinna znajdować się jeszcze jakaś koszula.
- Jeśli idziecie tam - wskazał ręką - to pójdę z wami.
Zdał sobie jednak sprawę, że Dahlien była jedynym, co łączyło go z mężczyzną obok.
- Keegan jestem - oznajmił. - Przepraszam za buty.
- Pasują do płaszcza - wskazał na prezent od Luke'a i wyszczerzył zęby. - Tak się nosi w tym sezonie. Styl wydzielinowy.
Malarz przyłączył się do marszu Keegana w stronę jego worka.
- A zatem... szczury - zagaił. - Co się z nimi wyprawia? Dlaczego ciągle się pojawiają na moich obrazach? Albo, ogólniej - Valoo odnotował zdezorientowany wzrok chłopaka w reakcji na to ostatnie pytanie - co o nich wiesz?
Szczerze powiedziawszy, nie widział też powodów, dla których miałby ukrywać coś przed mężczyzną. Wiedział, że wkopał się w jakąś przeklętą kabałę i przypuszczał, że samemu nie da rady się z niej wyrwać. Skoro jednak malarz wspomniał, że także on boryka się ze szczurzym problemem, Keegan poczuł, że może mieć w nim kompana w tym nieszczęściu.
Opowiedział więc wszystko, począwszy od remontu w domu pana Raubo, przez spotkanie z Dahlien i resztą, aż do dzisiejszych wydarzeń. Pominął jedynie fakt, że wykrzyczał szczurom obietnicę, zawierając z nimi pakt.
- Dziwne jest to wszystko… - zakończył, drapiąc się po głowie. - Zjadłbym coś - dodał.
W międzyczasie dotarli do rozbitego wozu Glifosa. Keegan znalazł worek w pobliżu. Znalazł koszulę na zmianę i od razu zrobiło mu się trochę cieplej.
- Panie, zawsze myślałem że szczury to tylko zwykłe szkodniki, a w twojej opowieści brzmią jak jakiś gang. Albo, co gorsza, czarodziejska gildia - skomentował Valoo, kiedy Keegan już skończył. - Obawiam się tego ostatniego, bo, widzisz Keeganie, chyba też wyciągają pazurki po mnie. Ostatnimi czasy zdarza mi się malować w stanie... w którym nie do końca wiem, co się dzieje, jeśli wiesz, co mam na myśli. - Tu przesunął palcem po skroni nosa, w geście często stosowanym, by sugerować palenie paju. - I na obrazach, które wtedy maluję zawsze są szczury. Nie wiem, skąd ani po co. Masz rację, dziwne to wszystko. - Teraz Valoo przez chwilę wyglądał, jakby się wahał. Zaraz jednak jego twarz rozświetlił przyjazny uśmiech: - Za to chyba wiem, co zrobić z twoim pustym brzuchem. Mam chyba jeszcze w pracowni jakieś żarcie. Możemy tam iść, głodnych (to znaczy nas) nakarmić, i spróbować poskładać to wszystko do kupy.
- O, tak! - zgodził się ochoczo. - Umieram z głodu.
Ruszył za malarzem, czując napływającą do ust ślinkę. Z wysiłkiem zmusił się, by zapytać o coś innego, niż o dzisiejsze menu.
- Kojarzysz, od czego zaczęły się twoje problemy ze szczurami? U mnie to jasne, od spotkania z tym druidem...
Valoo opowiadał Keeganowi swobodnie i barwnie o swoich perypetiach związanych z arystokracją. O szczurach i obrazach z nimi, które raczej powinny stanowić meritum historii, mówił mało i niechętnie, ograniczając się do tego, że zwykle powstawały w stanie upojenia.
Na tego typu paplaninie dwójce zeszła godzinka czy dwie, których potrzebowali by dotrzeć do murów Nimnaros, a następnie przejść kawałek miasta, aż do małej kamienicy przy Złotej Ulicy niedaleko Dzielnicy Portowej. Rachityczne schodki na zewnątrz prowadziły do małych drzwi na poddasze, gdzie malarz miał swoją pracownię.
- Witam w moich skromnych włościach - powiedział Valoo, otwierając drzwi i teatralnie wskazując Keeganowi, by wszedł do środka.
Po chwili obaj znaleźli się w rozległym pokoju o niskim, nieregularnie spadzistym suficie, który zmuszał appaziego co i rusz do pochylania się. Keegan na szczęście nie miał takich problemów. Ustawione w bloki szafki tu i tam rozdzielały jednolitą przestrzeń na mniej więcej rozpoznawalne pokoje - za rzędem po zachodniej stronie znajdowało się posłanie, kilka kredensików i blat wyznaczały zaś małą przestrzeń kuchenną. Największa część poddasza poświęcona była na pracownię jako taką, zawaloną licznymi obrazami na których na Keegana patrzyły zewsząd, zgodnie z zapowiedziami, szczury.
- Zaraz sprawdzę, co możemy wrzucić na ruszt - powiedział Valoo, znikając za kredensami. Keegan po odgłosach zorientował się, że appazi szperał po szafkach w poszukiwaniu żywności. Chłopak tymczasem stał w głównej części pracowni i, chcąc nie chcąc, jego wzrok przyciągnęły obrazy. Szczury w Labiryncie. Tańczące szczuropodobne sylwetki na jakimś balu. Szczury maszerujące w rzędzie w kanałach. Odrobina odmiany - portret jakiegoś czarnowłosego jegomościa w rozchełstanej białej koszuli i ze złotym kolczykiem w uchu. A obok...
?!
Mruganie nic nie dało: na następnym obrazie Keegan dostrzegł pole, z którego właśnie przyszli. Obraz przedstawiał wiele trupów szczurów. I rozbite beczki z wyciekającą czarną trutką. I rozwalony wóz Glifosa.
I samego Keegana, zmieniającego koszulę.
Jednocześnie przyglądał się uważnie malunkowi, szukając szczegółów. Wciąż miał nadzieję, że to po prostu zbieg okoliczności, absurdalny przypadek.
Kiedy chłopak tak sobie kontemplował sztukę co nagle stała się zbyt bliska życiu, Valoo wyszedł z zakątka kuchennego. Niósł sporą tackę, na której znajdowała się najbardziej eklektyczna mieszanka, jaką Keegan widział w życiu. Obok kawałka czerstwego chleba leżało nieco bardzo drogiego i bardzo śmierdzącego sera; w miseczce była podejrzana brązowa zupa-krem z niezidentyfikowanymi kawałkami w dziwacznych kształtach; znalazło się też miejsce dla daktyli; kawałka pieczonego kurczaka; sałatki składającej się przede wszystkim z jakichś nasion; wreszcie, na tacce leżał też tajemniczy brązowy owoc, który chłopak widział po raz pierwszy na oczy.
- Częstuj się! - Rzucił raźno malarz. Położył jedzenie na niewielkim stoliku, po czym zręcznym i dyskretnym ruchem zasłonił narzutą płótno z wizerunkiem bruneta. - Jak ci się podobają moje obrazy? Tak jak mówiłem... wszędzie szczury. Nie wiem, czemu.
Sięgnął po daktyle i od razu zapchał sobie nimi usta. Nie zdążył jeszcze przełknąć, kiedy w jego ręce tkwiła już pajda chleba, tylko czekając na swoją kolej.
- Chwila, chwila - powiedział, gdy udało mu się zaspokoić pierwszy głód. - Byłem szczery, opowiadając o wszystkim i liczę na to samo.
Bezceremonialnie zrzucił płótno z obrazu.
- O co tu chodzi?
Jeśli chodzi o zrzucenie obrazu, to malarz umiał, oczywiście, docenić porządny dramatyczny gest. Był nawet ich sporym wielbicielem. Nie jednak w sytuacji, kiedy taki gest mógł doprowadzić do zniszczenia jego dzieła.
- Hej! - zawołał z wyraźnym wkurwem i rzucił się na podłogę, w ostatniej chwili ratując obraz przed upadkiem i zniszczeniem. - Co ty sobie krassam twoja mać wyobrażasz?! Obrzygujesz mnie, dostajesz za darmo żarcie, a potem zaczynasz mi robić burdy w pracowni?
Valoo podniósł się i postawił obraz pionowo. Odetchnął kilka razy ciężko.
- Slasiva. Przepraszam za wybuch - powiedział po chwili, znowu uśmiechając się pogodnie. - Nie wiem, co ci powiedzieć. Na obrazach pojawiają się szczury... i obrazy okazują się prawdą. Dom Rathassenów? - Tu appazi wskazał na obraz w głębi pracowni. - Namalowałem jego demolkę parę dni zanim tam byliście. A znajomy mi mówi że to - tu wskazał na kolejny obraz, tym razem z tryumfującym hyusem - jest dokładnie jedna z ostatnich walk Futrzaka na arenie. Wie, bo na niej był. Parę dni temu namalowałem ten obraz z rozwalonym wozem. Skojarzyłem, gdzie to jest i się tam dziś przeszedłem, zobaczyć co się tam wyrabia. No i jak dotarłem... sam wiesz; konie, orki, szczury, rzygi, trutki.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość