Arodean odetchnął głęboko, uspokajając oddech. Uniósł rękę. Drżała tylko odrobinę i zaraz się uspokoiła.
- Tak, zły sen - westchnął, wstając z łóżka. - Halom oskarżający mnie o zdradę, która spowodowała jego śmierć. A potem strzelający do mnie z łuku.
- Absurd! - prychnął z pogardą Sevaanu. - Jakby ten zdrajca mógł komukolwiek zarzucać zdradę.
- Tak, absurd, ale z innych powodów. Głównie dlatego, że nie mam pojęcia, że nie żyje, a jeśli nawet nie, to jego decyzją było rozdzielenie się. - Mentalny głos Arodeana stał się nagle zimny i nieprzyjeny. - Oczywiście, gdyby nie przeklęte zabobony tych przesądnych Norsemanów, to już dawno bym to wiedział.
Od czasu wpadnięcia w zasadzkę i tortur łatwiej tracił panowanie nad nerwami. Nie była to kwestia samego bólu, w trakcie wielu, wielu dekad swojego życia zdarzało mu się cierpieć o wiele bardziej. Bardziej wynikało to z poczucia bezsilności. Mówiąc krótko, nosiło go, by poczęstować kogoś błyskawicą.
W końcu się uspokoił. Nie sądził, że ten sen będzie miał na niego taki wpływ. Nie znał Haloma długo i nie rozstali się w najlepszych relacjach. Nie mógł też powiedzieć, że go lubił, w przeciwieństwie do na przykład Asenny i Irael, które znał jeszcze krócej. Mimo to, czułby się lepiej, gdyby przynajmniej wiedział, czy młody strażnik żyje.
- Ciekawe czy z tym, że je bardziej lubiłeś ma coś wspólnego fakt, że są ładnymi kobietami - wtrącił Sevaanu, świadom co głośniejszych myśli maga.
- I kto to mówi - uśmiechnął się Arodean. - Mam ci przypomnieć Darthę?
Ale uwaga Sevaanu pomogła elfowi odzyskać nieco humoru. Ubrał się i opuścił komnatę.