Kto otworzy skrzynkę Chiusów?
Zgodnie z dyrektywą Darona zasiadł do noszy. Praca była o tyle prosta, że obwiązywał sznurem kij na tyle gęsto, by nie rozsuwały się pod ciężarem głowy noszonego kapłana. Nogi będą mu zwisać znad fartucha ale cóż. Alternatywą było tylko podążanie za pomysłem Puchy i nawet on przyznałby, że z perspektywy znalezionego człowieka była to nieprzyjemna opcja.
Pytanie czeladnika padło w trakcie gdy kowal przymierzał się do tego by przywiązać fartuch do kijów ze strony z której nie było przymocowanych.
- Byłoby to wielkie odkrycie, gdybyś pozbył się sankry maścią na kurzajki. Ale możesz spróbować, ja byłem już gotów go opalać, maść raczej nie zaszkodzi - beznamiętnie odpowiedział Pucha zdecydowanie rozbity tym co może zrobić z fartuchem, żeby trzymał się kijów i jeszcze umożliwiał Daronowi obronę.
Było to o tyle istotne, że Pucha przywykł do obecności wojowników lepszych od siebie w swoim towarzystwie i choć miał wątpliwości co do skuteczności kija to wizja posiadania jakiegokolwiek osobnika z bronią i umiejętnością jej obsługiwania była kusząca. Tak na wszelki wypadek.
Gdy padło pytanie o rysunki zamyślił się i przerwał pracę nad już prawie gotowymi noszami.
- Czemu mrocznie? Ot jakieś trójkąty i strzałki. Ciemne bo pisane węglem. Trzymał bym się od tego z daleka jak od całej magii - zbył pytanie Pucha nie odnosząc tego samego wrażenia co młodzieniec.
- Jeśli to był eksperyment a maść ma zwalczać sankrę to może powinienem był rzucić w tego ślimaka słoikiem? - poważnym tonem zapytał Darona, choć ten mógł mieć wątpliwości co do powagi zapytania, nawet jeśli krasnolud bywał niestandardowy w swoich rozwiązaniach.
- Skoro on miał tylko ten jeden słoiczek i nic podobnego więcej... - zaczął znowu rozmyślać. - To znaczy, że nie jest uzdrowicielem ani handlarzem. To było wyłącznie na jego użytek. Albo niósł to komuś z rodziny. Tylko, że miał też te rysunki. To nie wygląda jak pójście do sklepu po maść dla ciotki. Tym bardziej tutaj, w odludnych górach.
Spojrzał na Puchę, szukając w jego oczach potwierdzenia, że to, co mówi, ma sens.
- Wydaje mi się, że on podejrzewał, że w misji, której się przedsięwziął, być może będzie potrzebował z tej maści skorzystać.
To stwierdziwszy, poczuł przypływ pewności siebie. Nabrał maści na palce i zaczął ją rozsmarowywać na skórze nieprzytomnego. Starał się być ostrożny, aby nie podrażniać otwartych zadrapań, ale i dokładny, by równomiernie ją rozprowadzić i zadbać, by się dobrze wchłonęła. Zaczął od ręki, a widząc, że nic strasznego się nie dzieje, odważył się pójść dalej na ramię, pierś i bok poszkodowanego.
- Chyba mu... lepiej - stwierdził w pewnym momencie, widząc, jak oddech mężczyzny się uspokaja. Nie miał jednak pojęcia, czy to zasługa maści, czy po prostu spokojnego, relaksującego dotyku. Kiedy umysł jest zamroczony w Chaji, wszelakie bodźce, nawet najdrobniejsze, mogą mieć ogromny wpływ na jego przeżycia.
Daron uśmiechnął się. Facet wyglądał teraz, jakby spał snem błogim i zdrowym. Alchemik zdjął swój płaszcz i przykrył nim rannego. W takim stanie nie powinien się wychładzać.
- No, a jak tam nosze, gotowe? - zwrócił się do Puchy, z pewnym siebie uśmiechem zadowolenia z dobrze wykonanej roboty.
Bardziej chyba jednak radowało go to, że nie wyszedł na niekompetentnego amatora, tylko pokazał uzdrowicielską klasę.
Przechodząc do tematu noszy Pucha diametralnie zmienił wyraz twarzy jak gdyby był skupiony nad prezentacją skomplikowanego mechanizmu a nie płata skóry, dużej ilości sznurka, dwóch kijów i jeszcze większej ilości sznurka.
- Gotowe - przytaknął z ogromnym spokojem pomimo jeszcze większej radości Darona. Zastanawiał się jak poradzić sobie z ogromną różnicą wzrostu, może gdyby niósł to na barkach byłoby to jakimś rozwiązaniem?
Niezbyt cieszył się na targanie kapłana, zwłaszcza, że żaden był z niego wojownik a nie mieli pewności, że nie namnożyło się w okolicy sankrycznych stworów.
- Swoją drogą... Gratuluję, Daronie - powiedział przynosząc nosza tuż obok rannego. Wyglądały... dość tymczasowo ale ten króki czas, jakiego się od nich wymaga powinny dać radę.
Z zaangażowaniem chwycił rannego faceta pod ramiona i zaczął przenosić na nosze. Z pomocą Puchy, który złapał go za nogi, raz dwa poradzili sobie z tym zadaniem.
- Dobra, to teraz w górę - rzekł alchemik, poprawiając płaszcz przykrywający nieprzytomnego. Podnieśli go bez większych problemów, choć głowa zawisła mu tak, że trzeba było ją poprawić. Zwieszające się z drugiej strony nogi lekko szurały po ziemi.
Aby temu zapobiec, krasnolud szedł z tyłu, położywszy sobie kije na barkach, zaś Daron szedł z przodu, trzymając je w dłoniach. Skierowali się z powrotem na drogę prowadzącą do kopalni. Nosze trochę skrzypiały, a leżący na nich mężczyzna przechylał się w jedną stronę, bowiem gałąź pod ciężarem wyginała się zdecydowanie bardziej niż twardy kij bojowy. Póki jednak nie spadał z noszy, można było iść.
Lekko poprawił kapłana na lewym ramieniu, kapłan lekko osunąl się przeważając nosza ku tej stronie. Pucha sycząc skorygował ten odchył uspokajając Darona cichym "dobrze, dobrze".
- Za tym zakrętem będzie już widać główny szyb i zabudowania - poinformował odrobinę zadyszanym niewygodną pozycją głosem swojego towarzysza. Niedługo potem Daron usłyszeć mógł jeszcze cichy dźwięk mechanizmów i pojedyncze głosy z oddali, wydawały się czymś podemocjonowane ale mogły być to po prostu zwykłe górnicze rozmowy.
Szczerze ta sytuacja była kuriozalna. Pucha nie był pewny, czy górnicy nie będą bardziej niechętni pomocy jakiemuś szaleńcowi niż on. Nie zamierzał się tym jednak martwić na tę chwilę. W razie czego można po prostu kazać im się odczepić i zając wyłącznie kapliczką, potem ojcem, a potem, jeśli znajdzie się rozwiązanie tej skrzynki zniknąć jak najszybciej. No tak, skrzynka - tyle się zdarzyło, że skrzynka wydawała się Pusze być historią sprzed tygodnia a nie tego poranka. Nie spodziewał się, że przybycie czeladnika tak wpłynie na jego doświadczenia. Praktycznie nie był zmuszony samodzielnie walczyć ani bronić swojego czy cudzego życia. Jaki ten świat jest dziwny. I to wszystko przez te skrzypiące okiennice...
- Super, ręce mi już odpadają - westchnął alchemik, nie mniej zmęczony tym noszeniem od krasnoluda.
Słońce rzucało już złote barwy i coraz bardziej wydłużało cienie, kiedy zobaczyli ludzi. Potężni, ubrudzeni górnicy o oczach jak węgielki, wbitych gdzieś w przestrzeń. Część z nich stała przed wejściem do kopalni i rozmawiała, inni siedzieli na drewnianych ławkach, jeszcze inni piekli coś przy ognisku. Można było też dostrzec kilku najmitów, z orężem przy pasie stojących na warcie. Kilka naprędce skleconych zabudowań pełniło zapewne tylko te najbardziej potrzebne funkcje - sypialnie, magazyny, składziki.
Pracownicy tego miejsca zaczęli się oglądać z zainteresowaniem, widząc nietypowych przybyszów.
- Aiou! Mamy rannego! Jest tu jakiś kapłan? - Daron przywitał się z daleka, rzucając słowa w ogół. Nie wiedział, do kogo powinni podejść, więc kierował się dalej do centrum obozu, mając nadzieję, że odpowiednia osoba podejdzie do nich pierwsza.
Po zawołaniu czeladnika jeden z wartowników wyszedł im naprzeciw. Nie był znany Pusze, jakiś nowy. Ewidentnie nie był zachwycony wizją wpuszczania obcych, zwłaszcza w tak nietypowym składzie ale czasy były ciężkie i pomagać było trzeba. Bo za pomoc odbierał wpuszczenie na teren kopalni obcych.
- Kapłana nie ma, będzie jutro wieczorem lub za dwa dni. - powiedział i bez słowa ruszył w kierunku Niepomagając dźwigać wartownik bez słowa ruszył w kierunku przybudówki obok kapliczki w której kapłan przygotowywał się do rytuałów i czasem sypiał.
Pucha nabrał sił widząc kres dźwigania, jak gdyby telepatycznie odczytując dokąd zmierza wartownik. Daron zastanawiał się czy to jakiś kopalniany konwenans, który towarzysz załapał jako były pracownik. CIężko było sobie wyobrazić nieodzywającego się Puchę ale kto wie.
Przybudówka była wykonana z drewna, wartownik otworzył drzwi, które nie były zamknięte na żaden klucz. Wewnątrz brak było żadnych wyraźnych oznak przynależności do konkretnego kultu, brak było generalnie czegokolwiek wskazującego na to, by pomieszczenie to służyło do czegokolwiek poza spaniem i pożywianiem się. Ot - szafka, drewniane łóżko, stolik i krzesło. Izba miała jedno okienko, głównie z widokiem na skały ale najpewniej w trakcie dnia padało tam nieco światła.
Pucha wraz z Daronem położyli na łóżku kapłana obolałymi rękoma. I uradowani spojrzeli na siebie a potem w kierunku drzwi, które wartownik zamknął za nimi jak gdyby nie chcąc mieć już nic do czynienia z obcymi.
- Ciekawy ten wartownik... - mruknął Pucha ostatni raz patrząc na kapłana przed szybkim rozłożeniem noszy. W tym czasie Daron mógł przyjrzec się jeszcze raz kapłanowi. Krasnolud wręczył Daronowi jego kij bez słowa, dość pobieżnie się mu przyglądając.
- No, to szukamy papy? - zapytał Darona otrzepując się z pyłu który naniósł na noszach.
Śpiący mężczyzna poruszył się. Przekręcił się na bok, a jego ręka zacisnęła się na posłaniu, jakby czegoś szukając... Ścisnęła pościel tu i tam, po czym rozluźniła się.
- Myślisz, że możemy go tu tak zostawić? - zapytał Daron, przyglądając się "kapłanowi". - A może ty skocz po ojca, a ja tu z nim zaczekam?
Alchemik miał wrażenie, że znowu coś się zmieniło. Czyżby sama energia tego miejsca, bliskość świętej kaplicy, miała na niego jakiś wpływ?
- A może... - zastanowił się. - Skoro kapłani umieją wyrzucać ludzi z Chaji samą tylko swoją obecnością... To może podobnie zadziała kapliczka? Jakbyśmy go w niej położyli? Przycisnęli do świętej figurki? Nie wiem...
- Być może tak zrobimy - odpowiedział nie precyzując jak zamierza postąpić.
- W sensie... Pójdę po ojca a ty się nim zajmuj. - rozjaśnił dostrzegając pytająco uniesioną brew towarzysza. Nie widział sensu w zanoszeniu rannego do kapliczki i po prawdzie to jeszcze bardziej nie miał na to siły. Nie było też jasne jak zareagować miał by w Chaji znaleziony człowiek znajdując się w kapliczce bóstwa innego niż to, któremu poświęcił życie. Niekoniecznie byłoby to pożądane.
Pozostawiając Daronowi rannego by ten czynił co uważa za słuszne, Pucha pospiesznie podążył do pracowni ojca licząc, że żadni wartownicy nie będą czynili problemów. Nawet nierozpoznający go powinni kojarzyć go z rodzinnej gospody lub zważywszy na małą ilość krasnoludów w tym rejonie po prostu uwierzyć w ich relację pomimo kompletnie odmiennego wyglądu i sposobu noszenia się Puchy od pana Marfalona.
W międzyczasie Daron mógł przyjrzeć się spokojniejszej twarzy znalezionego kapłana. Z jednej strony wydawał się być spokojniejszy i mniej roztrzęsiony a żyły wychodziły mu na skroni i dłoniach znacznie mniej. Był to raczej dobry zwiastun ale mogło to też oznaczać większe zmęczenie walką i wycieńczenie organizmu. Być może gdzieś w pomieszczeniu schowany był jakiś sprzęt czy posążek pozwalający sprawdzić hipotezę młodego czeladnika o wychodzeniu z Chaji dzięki kontaktowi z rzeczami związanymi z jakimś bóstwem? Nie było wiele mebli ale skoro Pucha nie chcial zanosić rannego do kapliczki to jakiś posążek, artefakt czy sznur modlitewny musiał by wystarczyć...
W końcu jednak podniósł się i podszedł do śpiącego. Położył mu rękę na ramieniu i potrząsnął lekko.
- Hej... Słyszysz mnie? - zapytał. Może jakieś bodźce ze świata zewnętrznego pomogą mu wyjść..?
Spróbować zawsze warto. Położył mu dłoń na czole. Nie było gorączki. Postukał palcem w środek czoła.
- No, wyłaź stamtąd... - mruknął.
Spróbował jeszcze poklepać kapłana lekko po policzkach. Jeśli nic się nie wydarzyło, zabrał się do przeglądania szafek i zakamarków pomieszczenia.
Przy przeszukiwaniu pomieszczenia Daron dostrzegł, że była niezwykle dokładnie wyczyszczona, jak gdyby ktoś, kto tu bywał nie zamierzał wracać. Mimo to w szufladce udało mu się znałazł oprawki do bryli noszonych przez knaników. Nie miały szkieł, choć miały ślady ich zamocowania w przeszłości. Bez wątpienia jest to święty przedmiot, którego poszukiwał, więc może pomoże coś dostrzec? Tylko ciężko stwierdzić komu...
W międzyczasie Pucha zbliżał się do pracowni ojca. Pora spowodowała, że nigdzie nie stali żadni wartownicy. Niestety nie udało mu się natrafić nigdzie na ojca a drzwi do jego pracowni były zacięte. Widząc w poblizu górnika zakrzyknął
- Towarzyszu, wiesz może gdzie znajde Marfalona? - szczerzył się jak do każdego obcego, pomimo narastającego zmęczenia.
- Mhmmm... Naprawia taśmę w szybie piątym - odpowiedział flegmatycznym tonem bez cienia zainteresowania obecnością obcego mu krasnoluda
- Dzięki Ci, spokojnej drogi - odpowiedział Pucha uciekając w świat wspomnień. Kopalnia pomimo ciężkiej sytuacji w ostatnich latach musiała się rozrastać. Za jego czasów były 3 szyby ale odruch wskazania kierunku górnika pozwolił Pusze zgadnąć, że szyb jest zwyczajnie położony za 3 szybem na jakimś wzniesieniu. Z braku laku postanowił tam pójść, choć nawigowanie po kopalni bez ochrony i wiedzy dokąd iść może być ciężkie, niebezpieczne i czasochłonne. Wiedział jednak, że mechanizm sterujący najpewniej znajduje się blisko wejścia, w końcu znał dość dobrze inżyniera, który go projektował.
- Hej, przyjacielu - znów chwycił go za ramię, to nieporanione. - Żyjesz? Wiem, że żyjesz, nie udawaj.
Wyciągnął ku niemu okular.
- Mam tu coś, co może ci pomóc do nas wrócić - rzekł i położył artefakt na piersi śpiącego. Wziął jego dłoń i przykrył nią przedmiot, zaciskając na nim jej palce. Przyklepał swoją dłonią, jednocześnie uważnie przyglądając się twarzy mężczyzny, szukając na niej jakichś oznak zmiany.
W głębi serca młodzieniec odczuł w związku z tym niezrozumiały dla siebie niepokój. Oczy tego człowieka miały nieznany mu wyraz.
W trakcie gdy Daron realizował się w uzdrowicielskiej profesji Pucha trafił na szyb opisany tabliczką z numerem, którego poszukiwał. Nie miał żadnej odzieży ochronnej, pozostało więc liczyć, że uda mu się uniknąć spadających skał. Wszedł do dźwigu pozwalającego opuszczać się w dół górnikom oraz wracać na powierzchnie im oraz ich urobkowi.
Mechanizm powoli zaczął się opuszczać wydając rytmiczne odgłosy wypuszczanej pary i przesuwających się kół zębatych. Krasnoludowi aż łza zakręciła się w oku na myśl o młodych latach spędzanych w kopalni. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie miał z tą profesją jakiekolwiek przyjemne wspomnienia. Ale widać ciężko oszukać dziedzictwo własnej rasy. Dźwięk dźwigu poruszał jakąś czułą strunę jego duszy.
Po zjechaniu na dół Pucha dostrzegł mechanizm o którym mówił górnik. Taśma wykonana z metalowych płytek z przegródkami powoli przesuwała się w kierunku dźwigu z którego wyszedł.
Pusze nie widziało się poszukiwanie ojca w innych korytarzach w nieznanej mu części kopalni a już szczególnie bez własnego źródła światła. Nie mniej zdecydował się podążać wzdłuż ścieżki. Póki co przed nim jawiła się tylko jedna droga. Rytmiczne kroki odbijające się echem w korytarzach starał się ubarwiać sobie wygwizdywaniem krasnoludzich ballad. To może zwabić ojca. Jeśli nie było go przy drugim krańcu działającego już mechanizmu Pucha zmuszony będzie zawrócić. Miał tylko nadzieję, że nie spędzi w kopalni nocki. Choć powrót po zmroku wydawał się mu być mało kuszący zważywszy na to, co spotkał z Daronem za dnia.
Dotykał brylami czoła, skroni i twarzy mężczyzny, mając nadzieję, że to coś daje. Choć trochę się niepokoił, chciał móc dłużej spojrzeć w te oczy.
Co takiego się w nich kryło?
Czy ktoś, komu uratował życie, może się na niego rzucić?
Dziwne myśli zaczęły mu chodzić po głowie, aż upewnił się, że ma przy sobie sztylet, a drzwi do chatki są otwarte. Mimo wszystko kontynuował wybudzanie.
- Jesteś bezpieczny, jesteś wśród swoich... - Zrezygnował z gwałtownych ruchów i zaczął delikatnie masować głowę i barki kapłana. Jeśli uspokoiło mu to proces, może i teraz pomoże łagodniej wrócić do świata?
- Jak się czujesz? Wszystko okej? - Lekko drżącym, ale spokojnym głosem zaczął zadawać pytania. Może on już jest świadomy? Jeśli tak, pytania mogą nakłonić go do nawiązania kontaktu.
Przy delikatnym masowaniu kapłan się wyraźnie odprężył. Rysy twarzy, choć z wyglądu młode zdawały się uspokajać jak gdyby spod napięcia wielu lat ciężarów. Czy to Chaja tak zmęczyła tego człowieka, czy po prostu życie? Na to póki co nie miał odpowiedzi nikt z obecnych w kopalni.
Mimo tego wrażenia nieobecności człowiek ten lekko mruczał, jak gdyby dziecko było budzone i nie chciało wstawać o poranku do klasztoru. Z czasem na jego twarzy zaczynał pojawiać się wręcz uśmiech ale oczy wciąż miał zamknięte.
Doszedłszy do końca tunelu Pucha dostrzegł w pełni sprawnie działający mechanizm. I ani śladu ojca. Musieli się minąć, albo po prostu Marafalona tu nie było. Nie zamierzał zwiedzać nieznanej kopalni. Wiedział, że szybko to on mógłby być przedmiotem poszukiwań.
- #!@%#^#$ - brzydko zaklął pod nosem Pucha, tak brzydko, że tylko krasnolud mógłby na to wpaść. Wydarzenia dnia dały mu w kość jak gdyby przeszedł wielodniową podróż.
- No nic... Pora wracać, mam nadzieję, że nie wrócił do gospody bo coś komuś zrobię... - mruknął Pucha decydując się wyjść z kopalni i liczyć, że ojciec wrócił już do swojego pokoiku w kopalni.
Nikt go nie uczył, co się robi w takich sytuacjach... do tego zaczynał czuć się coraz bardziej niezręcznie.
Czemu ten typ nie chce wrócić?
Jego zachowanie świadczyło jednak o tym, że jakiś kontakt mają. Skoro więc nie śpi, może pomógłby mu łyk wody? Z pewnością dawno nie pił. Ile czasu mógł leżeć w jaskini? Ile sankry dostało mu się do krwiobiegu?
Daron przerwał masowanie. Przez chwilę obserwował reakcję swojego pacjenta, po czym sięgnął po bukłak. Upewniwszy się, że w środku jest tylko woda, przytknął go do ust rannemu i przechylił lekko, tak, że kilka kropel zwilżyło mu wargi.
Miał nadzieję, że może ojciec Puchy będzie miał na to jakąś radę, kkedy już się zjawi. Coś długo, swoją drogą...
Z oddali Daron przysłuchiwał się zbliżającym się ciężkim krokom. W pewnym momencie w pomieszczeniu rozległo się mocne pukanie w które ktoś wkładał dość dużo siły.
- Jesteście kapłanie? - niski głos z lekko północnym zaciągiem dopytał. Daron obróciwszy się ujrzał przez okienko dość niskiego człowieka lub bardzo rosłego krasnoluda. Ten nie mógł ujrzeć Darona, jako że światło odbijało się w szybie. Drzwi zaczęły się lekko uchylać z delikatnym skrzypieniem drewna.
W międzyczasie Pusze udało się dotrzeć do szybu i podjechać do góry. Czuł się nieco głupawo ganiając za ojcem. Szczerze sam już nie pamiętał po co to robi. Skrzynka? Ofiara ataku sankry? Po prostu potrzeba upewnienia się co do jego bezpieczeństwa? Walka o życie drastycznie obniżyła jego możliwości introspekcji. Na myśl o miodzie pitnym i pieczystym Pucha aż poczuł jak ślina zaczyna zbierać mu się w ustach. A do posiłku było póki co daleko.
- Em... Uhmm - zaczął się plątać, szukając słów, jak by tu wyjaśnić sytuację. Ostatecznie chyba stwierdził, że nie będzie nic mówił, bo umilkł i zajął się zakorkowywaniem manierki. Pozwolił, by osoba, która zamierzała wejść, zastała go czuwającego nad chorym. Dopiero kiedy krasnolud wszedł do środka, alchemik odwrócił się do niego, lekko zaskoczony.
W istocie mężczyzną, który wszedł do pomieszczenia był sprawny inżynier Marfalon, znacznie wyższy od swojego syna, z dłuższą brodą i włosami zaplecionymi w grube warkocze. Na orlim nosie widniały szkiełka zza których spod grubych brwi spoglądały zimnobłękitne oczy.
- Witajcie młodzieńcze. Kim jesteście? - głębokim głosem dopytywał Marfalon zbliżając się ku Daronowi i kapłanowi, którego ten uratował.
Krasnolud budził wrażenie znacznie mniej przystępnego niż jego syn i żona. Znacznie mniej pasował do okolic Nimnaros a bardziej do Sirnii z której pochodził. Było to zresztą wrażenie, które odnosiła większość obcych z którymi Marfalon przebywał. Może to czasy, a może rodzinna ostrożność o której Daron przekonał się gdy Pucha omal go nie podpalił.
Ojciec Puchy po zbliżeniu się do Darona oczekująco wpatrywał się w niego jak gdyby licząc, że tamten zdecyduje się sam odpowiedzieć na wszelkie pytania, które ten ma.
Idąc z szybu Pucha dostrzegł ze wzniesienia ruch przy izbie. Przyspieszył kroku nie chąc by Daron musiał samodzielnie tłumaczyć swoją obecność komuś niezorientowanemu. Nic stać się nie mogło ale dość miał już stresu na ten dzień. Nie sądził by kapłan przyszedł o tej porze, zwykle przychodził nad ranem, ale to były inne czasy. Kręcąc głową Pucha stracił pomieszczenie w którym był jego towarzysz z oczu, gdy zszedł niżej.
Zawsze się powoływał na Mistrza. Mistrz miał dobrą reputację. I podobno się znali z Marfalonem. Zaraz się miało okazać, czy to prawda.
- Vaussein-Qur - Marfalon chwycił się za brodę co najpewniej oznaczało, że myśli o czymś związanego z mistrzem młodzieńca. Perfekcyjny akcent w wypowiadanym imienia sugerował jednak, że był to znany mu człowiek. Jedno zmartwienie z głowy Darona mniej.
- Powiedz mi więc jak tu trafiłeś i kim jest Twój towarzysz? - dopytywał się krasnolud nie zaprzątając sobie głowy przedstawieniem się.
W międzyczasie Pucha zbliżył się do pokoiku kapłana na tyle blisko, że gdyby zakrzyknął został by usłyszany. Nie chciał by Daron się zestresował zbytnio kontaktem z górnikami, którzy nie byli dla niego przesadnie znaną grupą zawodową. A z pewnością ich specyfika dość szybko zostanie przez niego zauważona, jeśli tylko będzie wystawiony na interakcje z nimi.
- Właściwie to nie wiem, kim on jest - stwierdził. - Spotkaliśmy go w drodze, został zaatakowany przez sankrycznego dziwa. Uratowaliśmy go i przyprowadziliśmy tutaj, w nadziei, że spotkamy jakiegoś kapłana. Udało mi się go uspokoić, ale wygląda na to, że wciąż nie wyszedł z Chaji.
Kiedy alchemik to mówił, wyglądał na zatroskanego. Potem jednak znowu podniósł oczy na krasnoluda i zalśnił w nich optymizm.
- Natomiast moim pierwotnym celem było znalezienie pana inżyniera Marfalona. Przywędrowałem do kopalni razem z jego synem, który twierdził, że znajdziemy go tu. Kojarzy ich pan może?
- Mhmmm... - mruknął pod nosem ojciec Puchy słuchając wyjaśnienia człowieka.
- Nie wiem czy jestem w stanie pomóc, kapłan powinien być tuż po świcie, zaś co do poszukiwań inżyniera Marfalona, to ja. Gdzie zniknął Puchafir? - dopytał czeladnika inżynier zdradzając przy tym pełne brzmienie imienia Puchy.
Daron miał już odpowiedzieć na to pytanie, gdy wtem zziajany Pucha wszedł do izdebki.
- O! Witaj, Papo. - wyszczerzył się krasnolud na widok swojego ojca młodzieniec. Daronowi wydali się niezwykle podobni w rysach choć kompletnie odmienni sposobem bycia a już zwłaszcza włosami i brodami, które u Marfalona były gustownie poukładane u Puchy zaś dziko zmierzwione. Kolejną rzeczą, która się rzucała w oczy to wzrost ojca. Jak na krasnoluda byl naprawdę wysoki i potężnie zbudowany.
- Szukałem Cię w szybie, w Twojej pracowni a widzę, że starczyło poczekać - mruknął rozbawiony podchodząc do ojca i przytuląjąc się do niego chwytając go za bark jedną ręką, gdy drugą chwytał go za dłoń.
- Witaj Puchafirze - powiedział Marfalon odwdzięczając się przywitaniem w podobny sposób od razu kontynuując - poznałem Twojego towarzysza podróży. Gdzie natrafiliście na dziw i po co w ogóle do mnie zmierzaliście? Byłbym w domu do kilku dni - zadał pytanie Daronowi i Pusze Marfalon.
- Ale uroczo - rzekł rozbawiony. Zanim przeszedł do sedna, poczekał z uśmiechem, by krasnoludy się przywitały. Ah, jak rodzinnie.
- Szukaliśmy cię w takiej dosyć niecodziennej sprawie - zaczął w końcu Daron, sięgając do swojej torby. - Otóż, znalazłem taką skrzynkę i... mój mistrz powiedział, że to robota Chiusów. I że pan z pewnością będzie wiedział, jak to otworzyć. Więc wyruszyłem od razu pana szukać, bo to zdecydowanie bliżej niż do Sirni.
Wręczył krasnoludowi niecodzienny artefakt.
- Mamy rację? - Zagadnął, patrząc jak Marfalon przygląda się przedmiotowi. - Jak pan myśli, co to? I jak to się otwiera?
Marfalon nie przejmując sięjednak tym zbytnio schwycił skrzyneczkę przedstawioną mu przez Darona. W jego masywnych dłoniach skrzynka poruszała się zaskakująco płynnie i sprawnie. Po długim namyśle w głębokiej ciszy, którą strach było przerwać wydobył z siebie pomruk zastanowienia.
- Z pewnością jest to dzieło Chiusów, moja droga młodzieży. Dość dawne, najpewniej z czasów sprzed paruset lat. Lubowano się wówczas w tego typu łamigłówkach. Zdaje się, że należy odnaleźć wśród tych kształtów ukryte runy, które coś symbolizują.
W tym momencie Marfalon zaczął kręcić skrzyneczką mocno skupiony, aż nagle coś strzeliło.
- To jest NH - wydobył z siebie gardłowy dźwięk, który ciężko było by zapisać współczesnym pismem borskim. Jedna z warstw składająca się na skrzynkę, najbardziej zewnętrzna zdawała się być uporządkowana w centralnym miejscu na płaszczyźnie zwróconej w kierunku oczy Puchy i Darona w coś przypominającego współczesne runy.
- Rozumiem, że nie wiemy co symbolizują te runy, ani jak ich szukać? - zapytał Pucha antycypując dalszy wywód Marfalona.
- W istocie. Skąd wziąłeś ten mechanizm, młody człowiecze? - dopytał się bardzo stanowczym tonem starszy z krasnoludów.
- Yy... - zająknął się, spuszczając wzrok na skrzynkę. - Znaczy tak. Bo niedawno... Znaczy, historia była taka, że niechcący wplątałem się w kłopoty. Jacyś kultyści mnie gonili, bo sklep z alchemikaliami, gdzie miałem dokonać umówionej transakcji, okazał się być ich siedzibą. I przez przypadek zobaczyłem jakiś rytuał, którego chyba nie powinienem był widzieć. Wróciłem tam później z obstawą, aby sprawę wyjaśnić, ale w międzyczasie zajęła się nimi już straż, zamykając cały ten biznes. Skonfiskowali wszystko. Jedyne, co udało mi się znaleźć, to ta skrzynka.
- Jeden z nich miał też takie coś - dodał po chwili, wyciągając łańcuszek, na którego końcu kołysał się metalowy, błyszczący, choć lekko już pokryty zieloną patyną, dość elegancko wyrzeźbiony pająk o pięciu wygiętych po łuku odnóżach.
- Nie wiem co to, ale nie lubię spraw religijnych - wykrzywił usta Pucha kwitując historię.
- Wątpliwe jednak, by jacyś mało istotni kultyści byli w stanie otworzyć tę skrzynkę. Jej zawartość więc nie ma wielkiego związku z przedmiotem ich wierzeń - uspokoił syna Marfalon wpatrując się ponownie w skrzynkę. Nie wiedział jak ją dalej otworzyć. Mógł wprawdzie poszukać kolejnych run, ale szansa ich odkrycia była nikła a też nigdy nie odbierał wykształcenia w tym kierunku. Tu trzeba było kogoś bardziej obeznanego w historii wiedzy mechamagicznej. Najpewniej chcąc ją otworzyć najszybciej było by udać się do Sirnii. Zbliżały się mrozy, więc może niekoniecznie teraz. Ale ta skrzynka przeczekała kilkaset lat to przeczeka i zimę.
- Przygody podążają za Tobą, młody człowieku. Uważaj na siebie. - nie rozjaśniając za bardzo co ma na myśli wręczył skrzynkę Daronowi Marfalon.
Pucha się zafrapował, niewiedza jego ojca zamykała drogę do łatwego rozwiązania łamigłówki. Od tej pory żadna porada nie była już aż tak bezpieczna. Nikt poza kultystami nie wie skąd wzięli tę skrzynkę. A jej zawartość jakkolwiek może być nieistotna może być też nielegalna w Sirnii. Pytająco wpatrywał się w Darona czekając na dalsze jego decyzje. Marfalon w międzyczasie przysiadł i wpatrywał się w ścianę, jak gdyby nieobecny.
- No... zgadza się, na nudę raczej nigdy nie narzekałem - przyznał ojcu Puchy. - Czyli... nie otworzy pan jej?
Zasępił się.
- W takim razie chyba czeka mnie wyprawa do Sirni - spojrzał na Puchę, z nadzieją, że ten dotrzyma mu towarzystwa. - Ale bardzo dziękuję za chęci - dodał w stronę starszego krasnoluda.
Jego wzrok powędrował jeszcze na chwilę na łóżko, na którym leżał uratowany jegomość. Czy zostawić go tu bez opieki na noc? Aż przyjdzie kapłan? A jeśli dziwy się o niego upomną? Albo on sam zacznie robić groźne rzeczy? Nie miał pojęcia. Z drugiej strony spędzać z nim tutaj noc... też brzmiało niepokojąco.
Na wizję podróży Pucha aż uśmiechnął się w duchu choć nie chciał dać tego po sobie poznać. W ukryciu radości pomagała niechęć do podróżowania na północ tą porą roku.
- No! To komu w drogę temu kopa! - donośnie zakrzyknął Pucha. Co ciekawe kapłan, którego tu przytargał na współę z Daronem lekko zadrżał. Być może krasnoludzki okrzyk sięgał głębokiej istoty jego Dukkhi a może po prostu się przestraszył.
Ciemna pora nie zachęcała wprawdzie do wędrówek ale krasnolud nie zamierzał spędzać nocy w kopalnianej pryczy i szczerze odradzałby to również Daronowi przez wzląd na jego zgoła niegórnicze wymiary.
- Panie Papo, macie jaką latarenkę? - zagadnął Marfalona krasnolud kompletnie nie zważając na ewentualną niechęć i próby odwiedzenia go od podróży nocą. Ojciec już przywykł do natury obieżyświata swego syna.
- Ale zaraz, jak to, teraz, w nocy? Zostawimy go tu tak, samego? - zapytał, pokazując chaotycznie dłonią drzwi, okno, pryczę, na której leżał ranny.
- A jeśli dziwy po niego wrócą? Albo, co gorsza, my się na nie napatoczymy? Bezpieczniej będzie chyba wyruszyć rankiem...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość